Artykuły

O miłości na "Strychu"

Dorośli lubią bajki, tylko nie chcą się do tego przyznać. Tak było już wtedy, kiedy George Bernard Shaw napisał "Pigmaliona", a może nawet jeszcze wcześniej. Tak było później, kiedy świat zachłystywał się romansową historią "My fair Lady". A teraz, teraz liryczne dzieje (pardon,) dziwki, czyli "Pretty woman", współczesnego Kopciuszka, zachwyciły świat dorosłych, rozmarzyły starsze i młodsze panny, członkinie Armii Zbawienia utwierdziły, że prawdziwa miłość może sprowadzić - nawet prostytutkę - na drogę cnoty.

Warunek jest chyba jeden. Nie należy się - oglądając bajkę - czuć i zachowywać jak na tragedii antycznej. Wybierając taki, a nie inny gatunek reagujmy zgodnie z jego konwencją. Wówczas zabawa będzie pyszna.

Bajkę dla dzieci i dorosłych zaproponował nam Teatr im. J. Osterwy. "Strych" to najnowsze przedstawienie, ale tym razem takie, które naprawdę obejrzeć warto.

Prapremiera "Strychu" odbyła się w Budapeszcie kilka lat temu. Później, musical trafił na wiele scen europejskich, teraz Lublin, jako pierwszy w Polsce, prezentuje dzieło Horvatha Petera i Sztevanowitego Dusana.

"Strych" to bajka. Na poddaszu domu dzieją się wydarzenia niesamowite. Pojawiają się duchy - Księcia, który kiedyś nie miał odwagi zbudzić śpiącej królewny, Smyka, który jako pierwszy zawołał, że król jest nagi, innych postaci z bajek. Pojawiają się też żyjący. Młodzieniec całkiem współczesny, królewicz XX wieku, który też nie umie mówić o miłości swojej królewnie Cięć zupełnie dzisiejszy, najważniejsza osoba w kamienicy. Symbiozę lokatorów i duchów zakłóca nagle wtargnięcie gangstera. Akcja nabiera tempa.

Pierwszy akt rozwija się powoli. Jeszcze akcja nie nabiera tempa, jeszcze dłonie nie składają się do oklasków. Zresztą - oglądają się na siebie starsi i młodsi - jak reagować? Przecież to bajka. Czy czasem nie zostaliśmy nabrani? Czy wtłoczeni w garnitury i premierowe brokaty możemy raptem być "na luzie" i po prostu bawić się? A co siedzące obok małolaty pomyślą o starych, którzy raptem zaczną wzruszać się losem królewny?

A więc - na początku cisza. Do momentu, kiedy na scenę wkroczy Cieć - Tymulak, czyli Paweł Sanakiewicz. To dokładne odbicia naszych wyobrażeń o cieciu, to nasze (niecne) skojarzenia z tym, kto rządzi w naszym domu. Sanakiewicz był tym pierwszym, który rozluźnił widownię. Może nie do końca utrzymał dyscyplinę konwencji, może nieco później zbyt był dosłowny, nadto szarżował, a jednak brawa mu za to...

Anna Świetlicka - Mamcia, była w istocie bardziej Mamcią bajkową niż rzeczywistą, ale jako taka wypadła bardzo dobrze.

Wreszcie Jacek Gierczak i Robert Łuchniak. Ten pierwszy w roli Gangstera-Transformera - bardzo dobry, sprawny, wyciszony, kiedy trzeba, naturalny, przekonujący. Robert Łuchniak - nieporadny cybernetyk, nie-śmiały, zakłopotany, młodzieńczy. Obydwaj . sprawili widzom dużą przyjemność swoimi piosenkami.

Trzeba zauważyć jeszcze jedną rolę - robota Robinsona, w którego wcielił się Marek Fabian. Przez cały spektakl ukryty w masce i kostiumie utrzymał się przecież w konwencji automatycznych ruchów, choć z pewnością nieraz dusił się pod tym oryginalnym okryciem.

Jeszcze można by mieć zastrzeżenia do Nutki, która grana była nieco szkolnie, bez naturalnej swobody, do Księcia, zupełnie mechanicznego, ale, to dopiero początek.

Bardzo dobry dzień (a może tak już będzie?) miała odtwórczyni roli Smyka - Joanna Tomasik. Ładny głos, silny, czysty, piosenki wpadające w ucho, drobny duszek budzący sympatię.

Zastrzeżenia wielu widzów dotyczyły play-backu. Trzeba jednak bronić założeń reżysera - ta muzyka, którą skomponowano dla "Strychu", nie mogłaby się obejść bez silnego uderzenia. Zresztą, trzeba przyznać, iż aktorzy znakomicie współgrali z taśmą i na pewno dalsze rzędy widzów nie odczuły tych technicznych rozwiązań. Ba aż prosiło się w scenach zbiorowych by muzyka i ilość głosów miały większe natężenie. Bo, wtedy, a szczególnie w drugim akcie, gdy ręce najczęściej składały się do oklasków, kulminacja muzyki i głosów byłaby niezbędna.

Wróćmy jeszcze do początku. Przypomnijmy dorosłym - byli na bajce. Na baśni, z której wszakże i starsi mogą wyciągnąć oczywiste wnioski - mówmy sobie o miłości, kochajmy się, nie wstydźmy się pięknych uczuć, by później jak Duch-Królewicz nie błąkać się z poczuciem porażki, niespełnienia, samotności.

Bawmy się też na bajce, składając ręce i klaszcząc w rytm muzyki, bo nie zawsze trzeba rozdzierać szaty. Relaks i pogoda są w życiu bardzo potrzebne.

Nie oczekujmy więcej, niż dostać możemy. Do tego spektaklu świetną muzykę skomponował Presser Gabor, członek słynnej grupy rockowej "Omega", a później "Locomotiv GT".

Idąc na "Strych" pamiętajmy, że nie będzie tu rozterek Kordiana i egzystencjalnych problemów naszych czasów. Będzie zaproszenie do zabawy. Czy potrafimy w niej wziąć udział?...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji