Artykuły

Gliwice. Rusza 13. Międzynarodowy Festiwal Artystów Ulicy "Ulicznicy"

Improwizacje i akrobacje, kuglarze i kabareciarze. W sobotę w przestrzeniach Gliwic rozgości się festiwal Ulicznicy, który potrwa do 28 lipca.

Rozmowa z Piotrem Chlipalskim, dyrektorem festiwalu

Marta Odziomek: To będzie ciekawa "trzynastka"? Jaki będzie ten festiwal? Nastawiony na jeden rodzaj sztuki ulicznej czy traktujący ją przekrojowo?

Piotr Chlipalski: - Szukając jakiejś malowniczej analogii na ten rok - myślę, że moje układanie programu festiwalu jest mocno pocztówkowe. Pocztówki z różnych festiwali, gdzie trafiłem na jakąś perełkę, którą przy odrobinie logistycznego szczęścia udało się ściągnąć do Gliwic. A ponieważ gramy jedną, czasem dwie rzeczy dziennie, nie bardzo jest miejsce na radykalne eksperymentowanie. Na "normalnym" festiwalu widz może przebierać, jeśli coś jest dla niego zbyt dziwne - ma całą masę alternatyw, więc finalnie wychodzi usatysfakcjonowany. W naszej rozciągniętej formule spaghetti, choć nadal jest wolny, by uciec na piwo, jeśli coś nie trafia w jego gusta, danego dnia najczęściej nie mamy dla niego nic na pocieszenie, więc stąpamy trochę ostrożniej. Dlatego chyba bardziej ewolucja niż rewolucja i ciągłe szukanie jasnej strony mocy. Z drugiej strony, patrząc na to, jak te pocztówki się poukładały, w programie trochę szaleństwa, odrobina intymnej zabawy ciałem, porywania publiczności i spora garść diablo malowniczej kukurydzy.

Co roku występują tu artyści z zagranicy. W tym roku również jest dość pokaźna ich reprezentacja.

- Zaczynamy trzema odrobinę obłąkanymi mężczyznami w średnim wieku (belgijski kolektyw The Primitives - "Three of a Kind" - na zdjęciu) w improwizowanym z publicznością poszukiwaniu zaginionego celu (życia?), płynnie przechodzimy przez akrobatyczne szaleństwo wśród chybotliwych konstrukcji marzeń (ponownie Belgia i Duo Berlingo - "No Way Back") aż po, tym razem nostalgiczne, szaleństwo starej szafy (szwajcarskie Les Malles - "Manto"). Dalej szalenie intymne, cudnie skupione akrobacje Zirkus Morsa (Niemcy), kuglarski, malowniczy przepych V.O.S.A. Theatre (Czechy) aż po absolutnie urzekające, choć też nie do końca zrównoważone francuskie danie główne - G. Bistaki. Pięciu facetów w białych garniturach, prawie pół tony kukurydzy i Requiem Mozarta. Powidok nie tylko wizualny, ale i zapachowy, na lata!

Imprezą towarzyszącą jest Objazdowym Domu Kultury. W jego ofercie są trzy wieczory: kabaretowy, stand-up i impro.

- Od kilku lat do budżetu zapewnionego przez miasto Gliwice (ukłony!) dorzuca się gliwickie centrum handlowe Forum, co jest o tyle cudne co zaskakujące - i za co szalenie jestem wdzięczny. I w poszukiwaniu zdarzeń, które z wdzięczności mogłyby się znaleźć w tej przestrzeni bez naginania artystycznej rzeczywistości na siłę, parę lat temu wylądowaliśmy na cyklu imprez towarzyszących, w charakterze bardziej estradowych. Korzystamy z "wyciętej" z Centrum przestrzeni - pierwotnie Sceny Forum, obecnie Forum Inspirujących Spotkań. Dla widza sprowadza się to do wyciemnionej sali w ustawieniu teatralnym, dla artystów - z przesympatyczną publicznością, która przychodzi na wieczorną dawkę dobrego humoru.

Zaczynamy kabaretowo - znanym ze szklanego okienka, a w fenomenalnej formie, kabaretem Czeusuaf, przechodzimy w trio komików różnych proweniencji - Damian Kubik, Marcin Zbigniew Wojciech i Tomek Jachimek - których jedynym rekwizytem będzie mikrofon, wreszcie zamykamy wieczorem komedii improwizowanej pod szyldem Narwanych z Kontekstu - czyli znów kabareciarze (poszerzony skład Kabaretu Chyba), ale tym razem improwizujący cały show na bazie sugestii publiczności, z jej czynnym udziałem. A to wszystko, mam wrażenie, taka trochę pocztówka z mojego tegorocznego dyrektorowania krakowską Paką, zatem mimo iż impreza towarzysząca - propozycje absolutnie nieprzypadkowe.

W tamtym roku mówiłeś nam, że polskie teatru uliczne to "szczudła, walizki, płonące drabiny i głośna muzyka" i że starasz się pokazywać w Gliwicach propozycje ambitniejsze. Udało się i tym razem?

- Naprawdę nie ma powodu wypominać chwili słabości, ale poszukiwania trwają (śmiech). Na ten rok, mam wrażenie, znalazłem wytrych - zapraszając do Ruin Teatru Victoria na, od lat będącego swoją własną kategorią performatywną, Sambora Dudzińskiego z jego monodramem "Król Dawid - Live!". W kategorii obłęd: 10 na 10, w kategoriach: improwizacja, empatia i wyczucie publiczności dałbym solidne 11.

Ty i twój duet Muzikanty zaskoczycie czymś widzów? Rok temu puszczaliście w lipcu śnieg!

- Świętej pamięci Roman Wilhelmi miał kiedyś robić sobie w scenariuszu notatki, które sprowadzały się do dwóch naprzemiennie pojawiających się liter: P i O. Zapytany, o co chodzi, odpowiedział - "przypieprzyć, odpuścić". Ubiegłoroczna premiera "Petronautów" zdecydowanie aspirowała ku sporej literze P, więc w tym roku będziemy opowiadać o muzyce i porywać widzów do wspólnego wydawania dźwięku na wszystkim, co nam i im wpadnie w ręce. Mimo braku pirotechniki i śniegu nadal mam nadzieję na takie malutkie P, bo to mimo wszystko ulica, u nas odpuszczanie rzadko wchodzi w grę.

Mam wrażenie, że w programie nie ma już (albo jest ich niewiele) jednoosobowych show. Z czego to wynika?

- Trochę z naszej formuły spaghetti - ciężko o ścieżkę kilku spektakli, które można przepleść buskerskimi solo, choć co i rusz udaje nam się je posklejać razem, jak to było np. rok temu. Ale mamy w tym roku Sambora i mamy Teatr Delikates. A ja mam od kilku lat w głowie plan zebrania polskich buskerów w jeden wieczór, tylko jakoś ciągle nie mogę ich połapać i pooglądać, a nabawiłem się tej dziwnej przypadłości, że muszę zobaczyć na żywo, zanim zaproszę, no i się nam jakoś ciągle nie zeszły ścieżki Ale, w temacie solistów, w przyszłym roku powracają Barnie Gibbons z Miraculous Theatre i Matthias Romir ze świeżutkimi premierami!

Festiwal zagości w znajomych przestrzeniach. Nie kusi cię wyszukiwanie mniej znanych miejsc?

- Chyba ciągle nie znaleźliśmy zastępstwa dla nieodżałowanej Starej Fabryki Drutu, przez lata przetułaliśmy się przez kilka miejsc, w których nasza obecność miała większy lub mniejszy sens - więc dopóki spektakle nie wymagają jakiejś specyficznej przestrzeni, staram się nie udziwniać i trzymać się miejsc z publicznością oswojonych. A może to taki trochę lęk, żeby tej przez lata wypracowanej publiczności przypadkiem nie zgubić?

Może wspomnijmy na koniec także o plakacie promującym festiwal. Po raz kolejny został wyłoniony w konkursie. Jest już galeryjka ciekawych projektów!

Od samego początku za identyfikację festiwalu odpowiedzialny jest fenomenalny Sebastian Woźniak (pierwsze cztery edycje cudnie rysowała Alicja-Woźnikowska-Woźniak), który od piątej edycji zaproponował, by wpuścić trochę świeżego spojrzenia - i tak zrodził się konkurs na plakat. Udało nam się dokoptować trzecią parę oczu absolutnie genialnego ilustratora - Pawła Jońcy i tak od dziewięciu lat sobie przebieramy wśród nadsyłanych prac. Średnio co roku dostajemy około dwustu propozycji, sporo tych najbliższych interpretacji - napatrzyliśmy się już na setki kilometrów ulicy w najróżniejszym wydaniu - chodniki, przejścia dla pieszych, gołębie, były nawet całkiem urocze muchy. A szukamy czegoś, co (oczywiście!) będzie trochę nieoczywiste, ale przede wszystkim będzie sprawnie funkcjonowało jako plakat, a z drugiej strony da nam szansę na zabawę z identyfikacją wizualną festiwalu - taka trochę

odrębna, równoległa narracja do tej, która dzieje się na ulicy.

Program festiwalu na: ulicznicy.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji