Artykuły

Jolanta Wagner: Moniuszko ojcem chrzestnym

- Sukces spektaklu to nie jest tylko sukces jednej osoby. Pracują na niego soliści, balet, orkiestra, dyrygent, technika, panie które mnie ubierają, malują, cała atmosfera, która jest przy każdym spektaklu - mówi śpiewaczka operowa Jolanta Wagner w rozmowie z Magdaleną Jasińską w Expressie Bydgoskim.

Ostatnio furorę robi Pani postać ze "Strasznego dworu", czyli Cześnikowa.

- Próbuję tę postać zupełnie przypadkowo, bo prosiłam dyrektora Figasa, bym mogła zrobić tę partię, że bardzo chciałabym z nią kiedyś się zmierzyć i ostatecznie zaśpiewałam drugą premierę, więc bardzo się cieszę.

Ile to lat minęło od czasu sławnej "Halki"?

- 6 lat, to był 2013 rok. I można powiedzieć, że ta kariera tak się rozwija jak u pięknego Kopciuszka. Mój kolega, który na pewno bydgoskiej publiczności jest doskonale znany, Adam Woźniak, mówi: "Jolu taka kariera od pucybuta do milionera" - oczywiście wszystko to jest żart. Nie wiem czy kariera, po prostu jakiś taki dar od losu, że mam szansę śpiewać te partie, o których zawsze, całe życie marzyłam i w tych teatrach, w których chciałam.

Jest Pani absolwentką wydziału wokalno-aktorskiego bydgoskiej Akademii Muzycznej w klasie profesor Katarzyny Rymarczyk. Czy to, że dopiero po latach została Pani solistką Opery Nova wynikało z braku wiary w swoje siły? Rozpoczęła Pani pracę od solistki chóru.

- Zaraz po studiach debiutowałam partią Halki w Operze na Zamku w Szczecinie, a potem była partia Pięknej Heleny Offenbacha. Mieliśmy plany z dyrektorem Warcisławem Kuncem na dalszą współpracę ale niestety tak się losy potoczyły, dyrektor zakończył współpracę z Operą na Zamku, a ja zostałam bez pracy z dnia na dzień. Była okazja, żeby rozpocząć pracę w chórze, więc nie ujęłam się tym, że jestem solistką i będę śpiewać tylko partie solowe, ale przyjęłam to z pokorą i uważam dzisiaj, że to była dobra decyzja. Nauczyłam się sceny, nauczyłam się dyrygentów, nauczyłam się pracy na scenie, podpatrywałam wspaniałych solistów, uczyłam się od nich kreowania partii, pracy nad partią, nad rozwijaniem roli postaci. Dało mi to ogromne możliwości, które teraz wykorzystuję.

Ale z tyłu głowy było to przekonanie - jestem solistką? Jednak może spróbuję swoich sił?

- Nie, to wyszło przez przypadek. Pracę w Operze Nova rozpoczęłam w 2012 roku pod koniec sierpnia. Na początku września okazało, że robimy premierę "Halki", że przygotowujemy ją na Festiwal Operowy. Byłam szóstą Halką, dołączyłam do ekipy 26 lutego 2013 roku, o 18.00 weszłam do sali prób orkiestry, gdzie była próba solistów no i tak się rozpoczęła cała moja przygoda z "Halką". Dziś mogę powiedzieć, że rzeczywiście ten Stanisław Moniuszko gdzieś jest przy mnie cały czas. Teraz śmieję się, że po tylu latach wróciłam znowu na Festiwal Operowy w Bydgoszczy, tym razem partią Cześnikowej w "Strasznym dworze". Piszę pracę doktorską między innymi o Moniuszce, więc Moniuszko rzeczywiście gdzieś jest takim moim ojcem chrzestnym w tej mojej zawodowej pracy.

Co czuła wówczas śpiewaczka, która została najęta do partii Halki i która dowiedziała się po próbie generalnej, że śpiewa pierwszą i drugą premierę?

- Co się dzieje w głowie? Może to, że fizycznie dam radę, to był ogromny dar, że jestem dość wytrzymała fizycznie i psychicznie chyba też, więc nie bałam się tego obciążenia, że fizycznie nie dam rady. Obawiałam się natomiast, czy moja interpretacja, moja osobowość, którą nakładam na postać Halki w tej inscenizacji będzie dobra i ludzie ją zrozumieją i pokochają. Skończyło dobrze. Mamy dzisiaj tego wielki sukces, nagraliśmy DVD "Halki". Była to inna praca niż ta na scenie, najpierw nagrywaliśmy ścieżkę dźwiękową, potem nakładaliśmy obraz. Trzeba było nanieść te emocje, które już były nagrane w głosie. To było trudne ale udało nam się i wydaje mi się, że to będzie kolejny sukces dyrektora Figasa, jego decyzji i całej Opery Nova. Sukces spektaklu to nie jest tylko sukces jednej osoby. Pracują na niego soliści, balet, orkiestra, dyrygent, technika, panie które mnie ubierają, malują, cała atmosfera, która jest przy każdym spektaklu.

Współpracuje też Pani z innymi teatrami.

- W Operze Śląskiej debiutowałam partią Elżbiety w "Tannhauserze" Ryszarda Wagnera, potem dostałam propozycję Ulany w "Manru" Paderewskiego w Operze Narodowej, co zaowocowało zaproszeniem na 70-lecie Opery Śląskiej. To było ogromnym wyróżnieniem, bo przecież byłam osobą z zewnątrz. Następnie była Opera Narodowa, partia Jezabel w "Moby Dicku", ten spektakl prowadził Maestro Gabriel Chmura. Jak mnie usłyszał od razu zaproponował mi partię Lady Makbet i tak to się nakręca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji