Artykuły

Jubileuszowy Czechow i "Fantazy"

WSZELKIE jubileusze przebiegają według skostniałego stereotypu. Również w teatrze. "Jubileuszowe" przedstawienia są zazwyczaj "operowe" i nudne, nie mówiąc już o oficjalnej części takich imprez.

Na jubileuszu 50-lecia pracy scenicznej Wandy Stanisławskiej-Lothe było na szczęście inaczej. Artystka wybrała na swój jubileusz trzy jednoaktówki Czechowa: "Łabędzia pieśń", "Wesele" i "Jubileusz". Myślę, że pomysł ten wyszedł z prostego skojarzenia: "Jubileusz" na jubileusz. Jest w tym "Jubileuszu" - zabawnej satyrze ("Krotochwila w jednym akcie") na wszelkie uroczystości jubileuszowe (satyrze jakże aktualnej i dziś, po 90 latach jej powstania) - na przykładzie jubileuszu 15-lecia jakiegoś tam Banku Towarzystwa Kredytowego - rola staruszki Nastasji Fiedorowny Mierczutkiny, którą kreuje właśnie Wanda Stanisławska-Lothe.

I chociaż to "krotochwila". artystka wydobywa w postaci elementy komediowe, jest raczej tragikomiczna, niż farsowo śmieszna. Podobne akcenty odnajdujemy w jej kreacjach w dwóch pozostałych jednoaktówkach. Tylko, że gra tam postacie męskie. Przekora? Chyba tak: "jubileuszowa" przekora. W "Łabędziej pieśni" Jubilatka gra starego aktora, komika Wasilija Wasiliewicza Swietłowidowa, który po mocno zakrapianym "benefisie", budzi się na scenie i dokonuje żałosnego obrachunku ze swego losu. w tym melodramatycznym monologu artystka wystrzega się właśnie akcentów melodramatycznych, dystansuje się poczuciem humoru i zdumiewającą żywotnością, Więc oczywiście ta "łabędzia pieśń" nie przylega - jakby się z pozoru wydawało - do Jubilatki, nawet w tych męskich przebraniach za staruszków. Bo w trzeciej kolejnej jednoaktówce - "Weselu" - Wanda Stanisławska-Lothe gra emerytowanego komandora-porucznika z potężną siwą brodą sprowadzonego dla uświetnienia wesela w drobnomieszczańskim domu. Ale i w tej farsowej postaci artystka odnalazła elementy dramatyczne i tragiczne - kiedy dowiaduje się, że staruszka wynajęto za 25 rubli, które zabrał kto inny.

Wolałoby się oglądać Jubilatkę w repertuarze, w którym w pełni mogłoby dojść do głosu jej osobowość aktorska, jak w niezapomnianym przedstawieniu sztuki Johna Patricka "Każdy kocha Opalę", w roli Karoliny w "Wietrze w gałęziach sasafrasu" de Obaldii czy też w sztuce Lubkiewicz-Urbanowicz "Sękacz" - by ograniczyć się do powojennego, warszawskiego już, ostatniego okresu. Jest w tych postaciach i promieniującą, naiwna dobroć, i jakaś dziecięca naiwność wraz z przewrotną przekorą, i niepoprawny, zarażający nas optymizm. Było zresztą tych kreacji kilkadziesiąt w przedwojennych i powojennych teatrach Wilna, Torunia, Poznania, Katowic, Olsztyna, Bielska, Gdańska, Łodzi, Białegostoku i Warszawy - od tytułowej roli w "Balladynie" Słowackiego aż po perwersyjną Babcię Eugenię z "Tanga" Mrożka; już zestawienie chociażby tych dwóch postaci daje wyobrażenie o bardzo szerokim wachlarzu predyspozycji artystycznych i osiągnięć aktorskich Jubilatki. Jedno z radością trzeba stwierdzić: jest w znakomitej formie, więc chyba spotkamy się za 10 lat na jej kolejnym jubileuszu, równie uroczym jak obecny. A że był uroczy, to zasługa również i realizatorów: reżysera Piotra Ecksteina oraz Anny Łopatowskiej (wymyśliła sobie bardzo zabawną Daszeńkę w "Weselu"), Stanisława Frąckowiaka (pan młody w "Weselu" i buchalter w "Jubileuszu"), Jolanty Lothe (występującej gościnnie córki Jubilatki) i Jerzego Ziębińskiego grających w "Jubileuszu" i in. Dobra robota reżyserska, dobra robota aktorska.

I jak tu teraz przejść do "Fantazego" Słowackiego, granego w Teatrze na Woli. Normalnie. Przygotował przedstawienie doświadczony reżyser, ale właśnie pod jego adresem trzeba by zgłosić wątpliwości. Bo były to raczej dobrze zmontowane i zagrane obrazy przedzielane solowymi "ariami" - niż zwarte sceniczne dzieło sztuki o wyrazistej, organizującej tworzywo nadrzędnej idei czy koncepcji. Ta niespokojność wyraża się też i w grze aktorskiej,niekiedy nawet w obrębie jednej postaci. Tak było z Fantazym Tadeusza Łomnickiego, który przekazywał tekst w manierze estrady poetyckiej, zbyt dynamicznie wyakcentowujac poszczególne frazy - ma jednak w tym przedstawieniu piękne partie, kiedy rezygnuje z tej maniery. Podobnie- chociaż na niższym piętrze - jest z postacią Idalii:- to jest niespójna "składanka", postać zszywana z różnych płatów materiałów różnej, przeważnie nie najlepszej jakości - a przecież Halina Łabonarska ma w swym dorobku wiele już interesujących osiągnięć. Hrabia Respekt Mieczysława Voita, to rasowy okaz arystokracji ziemiańskiej

Sporo tekstu Majora ginie w przepastnym dudnieniu, Seweryn Butrym ma tylko jedną "arię" w scenach umierania, jednak melodramatycznie przeciągniętych. Jan Matyjaszkiewicz. jako Rzecznicki jest jak zwykle na scenie bardzo z siebie zadowolony. Jedyną chyba postacią, odbieraną bez zastrzeżeń, jest zesłaniec Jan Józefa Duriasza. Brak miejsca nie pozwala na wytknięcie kilku niezbyt fortunnych usytuowań postaci i inny rozwiązań inscenizacyjnych.

W sumie: uratowano (głównie dzięki Łomnickiemu) wiele poetyckich piękności oraz partii ironicznych, ale to jednak za mało jak na sceniczną realizację takiego dzieła jakim jest "Fantazy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji