Artykuły

Kurde...sz cienkosz!

O spektaklach XVI Festiwalu Malta w Poznaniu pisze Błażej Kusztelski w Gazecie Poznańskiej.

Płytka, jak dotąd, jest w tym roku Malta i leniwym nurtem podąża. Takim muzyczno-taneczno-teatralnym. A właściwie snuje się trzema odnogami.

Szef artystyczny festiwalu, Lech Raczak, w przedstawieniu Asocjacji 2006 "Wyprawa" chciał stworzyć widowisko totalne, które rozgrywa się w kilku miejscach od razu. Wyszedł z tego... chaos.

Ponoć odnoga muzyczna, zwana przez niektórych Potomakiem, bo aż z Ameryki się wywodzi, zaskoczyła - zdaniem biegłych w tej materii - swojo, świeżością. To, co płynie nitką drugą, jak sama jej nazwa wskazuje, wiruje. Trzecia zaś odnoga Malty, teatralna, jest wprawdzie najszersza, ale ma sporo mielizn. Tworzy ją nade wszystko fala teatrów amatorskich, wspierana szczodrym dopływem produkcji scen poznańskich. Ale nie jest to, ogólnie mówiąc, tsunami.

Zimna i nieczytelna

Jak dotąd, zdecydowanie najmocniej zaznaczył swoją obecność Teatr Ósmego Dnia z "Czasem matek" [na zdjęciu], widowiskiem plenerowym, ale nie dla gapiów, nieco skażonym jednak kompromisem między zbyt daleko posuniętą prostotą a wyrafinowaniem. Z kolei Teatr Pieśń Kozła z Wrocławia, namaszczony na festiwalach w Edynburgu i w Kaliszu, rozczarował właśnie jako teatr. Jego "Lacrimosa" to raczej choreogram skrzyżowany z oratorium, rodzaj misteryjnego obrzędu, będącego jakimś echem teatru japońskiego i teatru Grotowskiego. Ta etiuda, inspirowana powieścią Szczypiorskiego "Msza za miasto Arras", to niezwykła ekspresyjność głosowo-ruchowa, to piękna plastyka ciał i świetna technika wokalna, wyrafinowana forma, ale zimna, mało czytelna i pozbawiona głębi.

I co z tego?

Ogromną przestrzeń nad Maltą zaanektował szef artystyczny festiwalu - Lech Raczak w przedstawieniu plenerowym Asocjacji 2006 "Wyprawa". Chciał stworzyć widowisko totalne, które rozgrywa się w wielu miejscach: na wysokim betonowym pomoście prowadzącym na trybuny, na drodze ku mecie, na jeziorze i wysokim nasypie. Rozpisał całe zdarzenie na 2 ciężarówki, 2 dźwigi i łódź motorową. Wyszedł z tego chaos plus recytacje. Płynące po wodzie płonące konie Maszewskiego wyglądały wprawdzie imponująco, jak i kilka innych obrazów, ale co z tego. Już dawno przestaliśmy się ekscytować na Malcie efektami pojedynczymi, tym, że coś płynie, płonie, zwisa, unosi się, jedzie czy fika w powietrzu. Już dawno przestaliśmy się ekscytować pochodami, miejskimi "zadymami" itp.

Owszem, mocny był początek Malty. Kto go jednak łyknął, nie upije się serwowanym teraz cienkoszem. Tak więc, jak dotąd, w pełni dopisuje tylko pogoda i publiczność - jak zawsze wierna, cierpliwa, życzliwa, wyrozumiała i ciepła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji