Artykuły

Miły i spokojny Beckett

"Czekając na Godota" w reż. Antoniego Libery w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku.

"Czekajac na Godota" w Teatrze Narodowym to inscenizacja pozbawiona pasji.

W Teatrze Narodowym od pierwszej chwili jest przyjemnie. Ogromna scena zwieńczona rozświetlonym horyzontem, przed nim całkiem przystojne, choć łyse drzewo.

Ci, którzy przyjdą na aktorów - przede wszystkim Wojciecha Malajkata i Zbigniewa Zamachowskiego, nie bardzo wiedząc, w czym wystąpią ulubieńcy - nie będą zawiedzeni. Tym bardziej że obaj wykonawcy, ze wskazówkami reżysera Antoniego Libery, prowadzą dialog lekko, nasycając go komediowym ładunkiem. Wyciągają z Vladimira i Estragona najpierw klaunów, o ciemnej ich stronie na dłuższy czas zapominając. Owszem, postaci z "Czekając na Godota" mają w sobie wiele z upadłych Chaplinów, ale otwieranie ich komicznym tylko kluczem musi prowadzić do zubożenia bohaterów. Przekonał się o tym Libera, gdy przed laty w warszawskim Teatrze Małym wystawiał "Godota". W obsadzie miał wybitnych komików: Wiesława Michnikowskiego, Krzysztofa Kowalewskiego, Janusza Gajosa, Jana Kobuszewskiego. A jednak spektakl zakończył się klęską.

Teraz na szczęście w przedstawieniu dużo bardziej powściągliwym powtarza jednak ten sam błąd. Malajkat i Zamachowski przerzucają się kwestiami, jakby to była slapstickowa komedia. Nie sugeruję, że Becketta powinno się grać ze zmarszczonym czołem, między wierszami podkreślając, że to przecież arcydzieło. Nie można jednak grać Vladimira, Estragona, Pozza i Lucky'ego bezkarnie, te role muszą kosztować. A w Narodowym miałem wrażenie, że niektórzy aktorzy myśleli już o transmisji kolejnego mundialowego meczu.

Gdy gra się Becketta, trzeba odrzucić wypróbowane środki, bowiem u tego pisarza próba aktorstwa prowadzi nieodmiennie do głębi człowieczeństwa. Są w spektaklu Libery przebłyski, kiedy czuć w pełni gorzki smak tego teatru, jego absurdalną śmieszność. To chwile dialogu Malajkata i Zamachowskiego, gdy zdają sobie sprawę, że znów "nic się nie da zrobić", a trzeba trwać. Cały monolog Jarosława Gajewskiego (Lucky) wypowiadany gorączkowo, jakby znajdował się gdzieś na granicy życia i śmierci. Kilka spojrzeń Jerzego Radziwiłowicza (Pozzo), w których poczucie władzy miesza się ze strachem. Ta rola, sprowadzona raczej do wyrafinowanego ćwiczenia formalnego, pozostawia jednak niedosyt Libera, tłumacz i znawca Becketta, zwany jest polskim strażnikiem spuścizny pisarza. Wie pewnie o Becketcie wszystko, ale patrząc na to "Czekając na Godota" i niedawny spektakl "Zapasiewicz gra Becketta" w Powszechnym, ta wiedza w coraz większym stopniu mu ciąży. Bo inscenizowanie dramatów mistrza powinno oznaczać chęć wejścia z nim w dialog. Gdy rozmowę tę prowadzi się z pasją, powstają arcydzieła, jak choćby "Ostatnia taśma" z Tadeuszem Łomnickim. Spotkanie genialnego pisarza z genialnym aktorem.

W Narodowym jest milo i spokojnie. Pasji zabrakło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji