Artykuły

Człowiek vs. koń

"Podróże Guliwera" wg Jonathana Swifta w reż. Pawła Miśkiewicza w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Raba w Teatrze dla Wszystkich.

Przez pierwszą godzinę spektaklu jesteśmy zajęci czymś w rodzaju rozbudowanego wstępu. Aktorki w męskich strojach z epoki oświecenia przytaczają mnóstwo anegdot historycznych opatrzonych starannie datami i nazwiskami: poczynając od piramid, poprzez wojnę opiumową, niszczenie ekosystemu, aż po historię grubego bogacza, który chciał sprawdzić, czy zmieści się w lamborghini. To pasmo przykładów z historii całego świata łączy absurd i okrucieństwo, których przez wieki dopuszczali się ludzie dla władzy, bogactwa, czy "dla jednej filiżanki herbaty". Dopiero po tym obszernym wprowadzeniu mogą rozpocząć się właściwe "Podróże Guliwera".

Reżyser Paweł Miśkiewicz przeprowadza nas przez krainy opisane przez Jonathana Swifta za pomocą kilku skrótów. Aktorki rozgrywają kolejno sceny w jednej i tej samej, neutralnej przestrzeni, używając sporadycznie lalek, fotela, skrzyni I tak oto Guliwer (Monika Frajczyk) trafia do krainy Liliputów, olbrzymów, ludzi uczonych i nieśmiertelnych. Jest tam albo zabawką, albo pośmiewiskiem, albo znowuż siłą militarną. Żadna z krain nie zdaje testu na wymarzony świat pozbawiony problemów opisanych na początku spektaklu, tym bardziej że podróżnik oświeconej Europy nie jest do żadnego z nich przystosowany.

Ostatnim z nieznanych krajów "Podróży Guliwera" jest państwo Houyhnhnmów, obdarzonych inteligencją i mocnym kręgosłupem moralnym koni. Sprawa człowieka ma się tutaj inaczej i jest nie do pozazdroszczenia. Bezrozumni ludzie zwani Yahoosami prezentują sobą jedynie zbiór bezmyślnych popędów, które histerycznie zaspokajają, a dla Houyhnhnmów jako zwierzęta gospodarskie stanowią mniejszą wartość niż osły. Mimo niepochlebnej kondycji człowieka, to właśnie tutaj Guliwer ostatecznie znajduje prawdziwą oazę intelektualnego i obywatelskiego spokoju. Utopijny obraz zarysowuje nam jego dyskusja z Houyhnhnmem (świetna Iwona Bielska) na temat różnic pomiędzy ich światami. Sprawa jest wyjątkowo uproszczona: kraj koni to ideał, co prawda pozbawiony uczuć takich jak miłość czy czułość, ale za to dbający o dobro ogółu, Europa z kolei to chaos wypełniony cudzą krzywdą, konformizmem i zaspokajaniem niepohamowanego apetytu konsumpcyjnego.

Nad spektaklem jak czarna chmura wisi pewna gorzka refleksja. Zdaje się, że człowiek jest zarazą tej nieszczęsnej planety, że do niczego się nie nadaje, a jego zwierzęca natura szkodzi cywilizacji i przyrodzie. Taki pogląd trudno podważyć zważywszy na zniszczenia jakie rodzaj ludzi potrafi siać wokół siebie. Niestety to jedyna konkluzja, która nasuwa się po spektaklu; nie ma żadnej pozytywnej alternatywy, sugestii, że mogłoby być lepiej, żadnej wskazówki. Tak samo jak Guliwer kończy swoje podróże, odczuwając już tylko wstręt do swojego gatunku, a tęskniąc za utopią, tak i widz nie ma możliwości dostrzeżenia czegoś wartościowego w człowieku lub choćby odnalezienia nikłej nadziei na poprawę jego stanu.

---

Joanna Raba - studentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji