Artykuły

Marne naśladownictwo z fałszywką w tle

"Marylin i papież. Listy między niebem a piekłem" w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Ojcze Święty, nie wiem, czy mnie znasz. Cały świat mnie kocha, w każdym razie jego męska część. Ale czy Ty jesteś z tego świata? Dlatego chcę się krótko przedstawić: jestem nieszczęśliwą kobietą, w której mieszkają co najmniej dwie dusze i która nie jest przyzwyczajona do pisania listów. Mam nadzieję, że nagłówek nie jest całkiem od rzeczy. Przyznaję, że nie znam się na sprawach Kościoła katolickiego - tak rozpoczyna się spektakl "Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" prezentowany w Teatrze Polonia. Identycznie też rozpoczyna się książka niemieckiej autorki, teolog z wykształcenia, żony pastora. Tylko że...

No, właśnie. Tylko że Dorothea Kuehl-Martini w swojej książce napisanej w formie listów prezentuje dwie korespondujące ze sobą postaci: Marilyn Monroe i Papieża Jana XXIII. Mimo diametralnych różnic dzielących obie postaci autorka sytuuje je na płaszczyźnie, na której doszukuje się pewnych podobnych sytuacji wziętych z biografii bohaterów tej opowieści i czasu, w którym funkcjonowali, czyli lat 50. i wczesnych 60. (Marilyn Monroe zmarła w 1962 r., Papież Jan XXIII rok później). I nazywa oboje "ikonami" XX wieku.

Ta epistolograficzna książka wydana przez krakowskie Wydawnictwo "M" (mające w swoim dorobku sporo pozycji poświęconych tematyce Kościoła katolickiego) zawiera, oczywiście fikcyjną, korespondencję między hollywoodzką gwiazdą i Papieżem. Takie listy nigdy nie istniały. Autorka książki Dorothea Kuehl-Martini wymyśliła dla swojej opowieści o tych dwóch postaciach taką właśnie formę gatunku literackiego. Zderzając ze sobą te dwie postaci, pragnęła pokazać osobowość i świat wartości oraz cechy charakteru głowy Kościoła katolickiego i popularnej gwiazdy filmowej określanej mianem największej seksbomby.

Książka Martini nie jest najwyższej próby literackiej, trąci infantylizmem i zbyt często zasadza się na banale, tzw. oklepanych komunałach. Niektóre jej partie brzmią kontrowersyjnie, nawet jeśli weźmie się je w cudzysłów czy nawias pastiszu. Poza tym książka nie wnosi właściwie jakichś nowych, odkrywczych rewelacji o Marilyn Monroe, których by dotąd nie publikowano. Niemniej pokazanie wizerunków konkretnej aktorki i konkretnego Papieża poprzez ich wzajemną - choć wyimaginowaną - korespondencję, to rzecz niosąca ze sobą pewną odpowiedzialność natury historyczno-dokumentacyjnej. Mimo że listy są tylko wymysłem autorki, ale postaci są przecież prawdziwe i znane.

Przedstawienie zaś oparte na tejże książce jest - można powiedzieć - zafałszowaniem książki w warstwie jej idei, przesłania. Adaptacja tekstu Remigiusza Grzeli uwzględnia jedynie listy Marilyn Monroe, nie prezentuje się tu natomiast listów będących odpowiedzią Papieża na pytania zawarte w korespondencji Marilyn Monroe, na szereg jej wątpliwości dotyczących rozmaitych dziedzin życia, wiary, szczęścia, a nawet seksualności człowieka. Wyrzucenie tej części książki powoduje, że w przedstawieniu nie ma dialogu między tymi postaciami, nie daje się wyrównanej szansy na przykład w dyskursie o wierze (a w książce Papież wyraźnie mówi o wierze, dając liczne jej świadectwa w różnych dziedzinach życia).

Adaptacja poprowadziła spektakl w innym kierunku. Nastąpiła zmiana interpretacji treści w odniesieniu do książki. Z przedstawienia można by wysnuć wniosek, że Marilyn Monroe ma pretensje do Papieża o swój los, którego nie akceptuje, a za który w jakiś absurdalny sposób obwinia głowę Kościoła. Dlaczego? Konkretnej odpowiedzi spektakl nie daje. Natomiast książka mówi o nieszczęśliwej kobiecie próbującej zrozumieć owo nieszczęście i dotrzeć do jego istoty, prosi więc Papieża o wsparcie, o pomoc w wyjaśnieniu złożoności problemu, którego sama nie jest w stanie rozgryźć. Ma to dla niej zasadnicze znaczenie. W tej sytuacji tytuł przedstawienia identyczny z tytułem książki mija się z prawdą.

Spektakl ma formę monodramu, w postać Marilyn Monroe wciela się Ewa Kasprzyk. Już na wstępie widz dowiaduje się, że listy pisane są z zaświatów, bo czas przedstawiony w spektaklu to czas dawno po śmierci, zarówno gwiazdy, jak i Papieża. Ta "zaświatowa" sytuacja ma niejako usprawiedliwiać te wypowiedzi nadawczyni listów, w których pobrzękuje pytanie o świętość gwiazdy hollywoodzkiej, a nawet możliwość stawiania znaku równości między dwiema postaciami o inicjałach M. M. - ewangeliczną Marią Magdaleną a Marilyn Monroe. Jednak nie wyjaśnia się tu zasadniczej różnicy, że Maria Magdalena za swoje grzechy szczerze żałowała i nawróciła się, uwierzyła w Bóstwo Jezusa, to ona przecież stała pod krzyżem Chrystusowym do końca. To nie jedyna kwestia, która wyraźnie wskazuje na brak w spektaklu listów Papieża.

Od razu trzeba powiedzieć, że najlepiej w monodramie wypada ucharakteryzowanie aktorki na Marilyn Monroe i ubranie jej w spodnie rybaczki oraz męską białą koszulę. Z całą resztą zaś bywa różnie. Aktorska interpretacja postaci hollywoodzkiej gwiazdy, jak i sama reżyseria monodramu to szereg nieporozumień. Już samo ułożenie aktorki na wielkim białym łożu oraz biel ścian, mimo ładnego, estetycznego i bardzo "higienicznego" wyglądu, jest dość pretensjonalne. A gdy dodać do tego głosy jakby dochodzące z innej, "zaświatowej" rzeczywistości, wzmocnione muzyką oraz zapalającym się i gasnącym światłem, to rzecz staje się nieco zbliżona do horroru.

Ponadto razi przerysowywanie postaci Marilyn w geście, wykrzyczanym słowie, karykaturalne wręcz zagranie roli św. Teresy w miniscence zakończone pytaniem skierowanym do Papieża: "No i jak?". "Fatalnie" - chciałoby się odpowiedzieć Ewie Kasprzyk. I choć na finał podparto się "Lacrimosą", najbardziej przejmującym fragmentem "Requiem" Mozarta, nie uratowało to monodramu. A już ostatnie słowa: "Jestem twoją prawdziwą świętą", oraz gwiazdorski pocałunek, posłany w stronę widowni, to już naprawdę marna farsa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji