Dużą blondynką być
IRENA KAREL miała wzięcie, od kiedy pamiętam. Wysoka, wiotka, ciemnooka, co w połączeniu z blond falami na główce tworzy ciekawą "babską" kombinację.
Do tego porcja ciepła i skromności. A ze wszystkich kobiet dużą blondyną mi bądź - śpiewano w kabaretach. Irenka budziła błysk w oku zwłaszcza u panów, u których, w ojczystych krajach, blondynek jak na lekarstwo.
Gościła nasza artystka na Wybrzeżu z grupą artystyczną, gdzie była jedynaczką, w kwestii "pci". Tam wykonał na nią atak uczuciowy pewien turecki biznesmen. Koledzy bronili dostępu do Ireny, twierdząc, że są bodyguardami i żeby zdobyć względy gwiazdy trzeba "najsamprzód" zapracować na przychylność ochrony. Adorator wziął to sobie do
serca i zaprosił całą ekipę do siebie. Panowie zaopiekowali się troskliwie barem, a on nareszcie mógł sobie potokować z artystką.
Kiedy w butelkach hulało już echo, choć na starcie barek był zaiste imponujący, oni, wypiwszy wszystko do ostatniego kapsla, krzyknęli: - Nic tu po nas. Irena do domu!
Bar wzięty, ona - ani trochę, a Turek miał swą prywatną powtórkę z klęski pod Wiedniem. Historia, jak widać, lubi się powtarzać.
A propos wyglądu Irenki. Pewien portier w hotelu bacznie jej się przyglądał i w końcu orzekł: - Z pani to całkiem ładna kobieta jest!
Podziękowała, by na drugi dzień usłyszeć: - Co do urody to się myliłem!
Aktorka zdrętwiała (do głowy wtedy przychodzą myśli, czy od wczoraj coś mi się rzuciło na twarz), oczekując impertynencji, a on wyrecytował: - Pani wcale nie jest ładna. Pani jest bardzo ładna!