Artykuły

Sukces, lecz nie wydarzenie

Do "Play Strindberg" Friedricha Dürrenmatta Andrzej Łapicki pozyskał Joannę Szczepkowską (Alicja), Janusza Gajosa (Edgar) oraz Marka Barbasiewicza (Kurt). Warszawa wstrzymała oddech. Wystarczyło na sukces, choć nie na wydarzenie. Oczywiście wybór sztuki inaugurującej w warszawskim Teatrze na Woli Rok Tadeusza Łomnickiego nie był przypadkowy. W pamiętnej inscenizacji Andrzeja Wajdy, w warszawskim Teatrze Współczesnym przed 30 laty, Łomnicki w roli Edgara stworzył wspaniałą kreację, znajdując doskonałych partnerów w Barbarze Krafftównie (Alicja) i Andrzeju Łapickim (Kurt).

Dürrenmatt nadał zdecydowanie ostrzejszych barw konfliktowi zawartemu w "Tańcu śmierci" Strindberga. Pozbawił ów dramat charakterystycznego dla XIX wieku psychologicznego balastu. Gwałtownie starzejący się kapitan Edgar, dziwak i odludek, mieszka z młodszą żoną Alicją, niespełnioną aktorką, na odciętej od świata wyspie. To małżeństwo, o 25-letnim stażu, z sadomasochistycznym upodobaniem oddaje się pojedynkom nienawiści. Intrygi nabiorą przyspieszenia, gdy na wyspie pojawi się kuzyn Alicji, Kurt. Umieszczeniem akcji na bokserskim ringu Dürrenmatt podkreślił absurdalność starć Strindbergowskich bohaterów.

Edgar w wykonaniu Janusza Gajosa był typowym oficerem zupa-kiem, przyzwyczajonym do komenderowania i egzekwowania swoich racji krzykiem. Sybaryta w rozchełstanym mundurze, zapinanym przed inspekcją posterunków, pokonywał przestrzeń równym rytmem dokładnie odmierzanych kroków. Tragedią tego osobnika, przyzwy-czajonego do bezwzględnego posłuchu, była niemożność panowania nad własnym ciałem, coraz bardziej rozregulowanym chorobą.

Role satrapów siaty się ostatnio specjalnością Gajosa. I jakkolwiek Edgara zagrał świetnie, po dwóch pierwszych rundach (scenach) dało się odczuć, że aktor buduje całą rolę głosem, na tych samych, zdzierających gardło tonach. W tak skonstruowanej postaci ginęła gdzieś, niestety, cząstka jej człowieczeństwa.

W samych superlatywach można natomiast mówić o Joannie Szczepkowskiej. Aktorka rewelacyjnie panowała nad słowem, zabarwiając je, gdzie trzeba, ironią. Głosem wibrującym jak rozedrgana struna, przypominającym słynną poprzedniczkę w tej roli ze spektaklu Wajdy, rzucała obelgi na męża tkwiącego w chorobliwym osłupieniu. Wriotka i zwiewna, z jakimś oszalałym rudo-brązowym kokiem na głowie, stając twarzą w twarz z Edgarem przypominała rozsierdzoną Gorgonę. Kolejna wspaniała rola aktorki.

Powściągliwy, stonowany w reakcjach, elegancki Kurt Marka Barba-siewicza, stanowił dobry punkt odniesienia dla obojga. Przedstawienie Andrzeja Łapickiego chłonąłem z niesłabnącym zainteresowaniem. Z pewnością hit. Z zadatkami na więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji