Felieton maltański - Strach większy niż teatr
Na scenie w jednej z sal zamku bardzo mocny, ostry, wulgarny spektakl - "Głosy" Teatru Krzyk. Młodzi ludzie mierzą się w nim z tematem, który przeraził polskie społeczeństwo: uczniowie jednej z toruńskich szkół znęcali się nad swoim anglistą, nagrali to na taśmie... - pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Aktorzy stoją obok krzeseł - jak w klasie. Wodzą wzrokiem za niewidzialnym nauczycielem. Dlaczego? - pytają. Dlaczego? - panie profesorze, tato, panie ministrze Giertych, Panie Boże.
A potem odgrywają "sceny z życia". I tego, które toczy się na zewnątrz, i tego wewnętrznego: samotnego, opuszczonego, wylęknionego, przerażonego, niewierzącego we własną wartość, niewidzącego przyszłości, perspektyw, nadziei... To gorzkie sceny. Jak ta, w której chłopak grający agresywnego kibica, wymachującego buńczucznie łańcuchem - nagle zaczyna przesuwać w palcach jego ogniwa i odmawiać różaniec. Nerwowo, drżącym głosem.
To dobry spektakl. Dla nauczycieli i rodziców obowiązkowy. Myślę o nim. Myślę o dorosłych i nastolatkach. O naszym świecie pełnym tłumionych emocji, które wybuchających nagłą, niepohamowaną agresją...
Ale najbardziej o dziewczynce, drobnej, jasnowłosej, może dziewięcioletniej, która siedziała na widowni obok mnie, na podłodze, bardzo blisko tego wszystkiego, co się działo na scenie. Miała przerażone oczy. Jej strach udzielił mi się znacznie bardziej niż gwałtowna ekspresja na scenie. Był prawdziwy. Nieteatralny.
Na zdjęciu: scena ze spektaklu.