Artykuły

Teresa i Mirosław Bielińscy: Wszystkiego się uczymy, robimy to po raz pierwszy

- Mimo trudności nie narzekamy, cieszymy się, że znaleźliśmy w sobie tyle odwagi i sił, by robić teatr, który podoba się widzom. Ich reakcje, uśmiechy, podziękowania dodają energii - mówią Teresa i Mirosław Bielińscy, kieleccy aktorzy, założyciele Teatru TeTaTeT.

Prywatny Teatr TeTaTeT Teresy i Mirosława Bielińskich działa w Kielcach już rok. W tym czasie ponad 20 razy wystawił sztukę "Umrzeć ze śmiechu" (poza Kielcami także w Busku Zdroju i Morawicy), niedawno odbyła się premiera spektaklu muzycznego "Kochajmy się". Czy założycielom tej najmłodszej kieleckiej sceny udało się zrealizować plany i czy tak miało być - mówią założyciele teatru, Teresa i Mirosław Bielińscy.

Kiedy rozmawialiśmy rok temu. przed pierwszą premierą byliście pełni obaw czy dacie radę utrzymać się na kieleckim rynku z teatrem stricte rozrywkowym. Mamy drugą premierę, więc chyba się udało?

Mirosław Bieliński: - Koledzy z Rzeszowa, którzy służyli nam radami i którzy dla nas są wzorem a działają jako prywatny teatr już 5 lat, ostrzegali, że najgorsze będą pierwsze dwa lata. Rok mamy już za sobą, więc chyba jest nieźle.

Teresa Bielińska: - Zaistnieliśmy, ale ciągle spotykamy ludzi, którzy nie wiedzą, że TeTaTeT działa, wniosek jest prosty, musimy się reklamować by dotrzeć do nich.

Jak oceniacie miniony rok?

Teresa Bielińska: - Był trudny. My się wszystkiego uczymy, robimy to po raz pierwszy. Najpierw trzeba było przekonać ludzi by weszli w to przedsięwzięcie, potem zebrać pieniądze. Wyprodukowanie spektaklu to duże koszty a my musimy zdobyć wszystko sami. Przy pierwszym i drugim spektaklu dostaliśmy wsparcie od marszałka województwa i prezydenta Kielc, co ułatwiło nam pracę. Generalnie spotykamy się życzliwością, ale prowadzenie teatru to nie takie proste zadanie.

Mirosław Bieliński: - Koleżanki i koledzy zgadzają się przygotowywać role bez honorariów, traktują to jako inwestycję na przyszłość. Wiele osób nam pomaga np. Galeria Echo została naszym sponsorem strategicznym i przeznacza pewną kwotę dla teatru. My w zamian będziemy organizować w niehandlowe niedziele performatywne czytania, jedno pilotażowe już się odbyło a cykliczne spotkania zaczniemy jesienią. Może pokażemy tam fragment spektaklu. Naszym duchem opatrznościowym jest Magda Wielgus, to ona dopingowała nas do powołania tej sceny a teraz pomaga. W sytuacjach podbramkowych znajduje rozwiązanie, podrzuca pomysły np, żeby naszych pracowników obsługi ubrać w koszuli z logo teatru, żeby częstować widzów cukierkami.

Nie jesteście teatrem prywatnym...

Mirosław Bieliński: - Tak, nie mamy swojej sceny i za wszystko musimy zapłacić: wynajem sali, bo przecież nie mamy własnego lokalu, oświetlenie, nagłośnienie. Sala w Centrum Biznesu jest przygotowana do prowadzenia konferencji więc na spektakle musimy dopożyczać sprzęt. W naszą pracę angażują się najbliżsi, rodziny i znajomi nam pomagają.

Teresa Bielińska: - Pieniądze rzutują na wiele rzeczy, ich brak wymusza oszczędności. Iwonę Jamkę, która robiła scenografię prosiliśmy by uważała na koszty, miało być ładnie, ale nie za drogo. Chyba się udało. Adriana Pacholca projektującego kostiumy prosiliśmy o to samo, bo chcieliśmy mieć stroje na scenę, szyte dla aktorów, ale nie za kosztowne.

Oboje jednocześnie pracujecie w Teatrze im. S. Żeromskiego, więc musicie godzić te dwa miejsca.

Teresa Bielińska: - W ostatnim sezonie nie graliśmy za dużo, więc daliśmy radę.

Mirosław Bieliński: - Na szczęście dla mnie próby do "Hańby" zaczęły się już po premierze "Kochajmy" się, ale rzeczywiście prowadzenie naszego teatru to mnóstwo zajęć, myślenia o rzeczach, którymi w stacjonarnym teatrze zajmuje się cała ekipa. A my musimy pamiętać o kablach, lampach, mikrofonach.

Teresa Bielińska: - Teatr jest dosłownie naszym domem, w domu mamy pełno rekwizytów, sprzętów, kostiumów. Próby do "Kochajmy się" odbywały się w naszym mieszkaniu. Nie wiem co na to nasi sąsiedzi z bloku, ale pianino nie wytrzymało tylu prób i rozpadło się. Na szczęście na końcu przygotowań.

Najdramatyczniejszy moment w ciągu tego roku pracy?

Mirosław Bieliński: - To znowu pieniądze. Jeden miesiąc był pod względem frekwencji tak zły, że musieliśmy dołożyć z tego, co z trudem odkładaliśmy na kolejną premierę.

Teresa Bielińska: - Przygotowaliśmy "Kochajmy się", wydawało się, że spektakl muzyczny będzie łatwiejszy, ale nie był. Dopracowanie piosenek, to jedno drugie to kwestia finansów...

Mirosław Bieliński: - Zdecydowaliśmy się na większą obsadę, by spektakl był barwny, z charakterem. Oczywiście z muzyką na żywo, by to miało sens. Nie wyobrażam sobie by spektakl muzyczny grać z muzyką mechaniczną. Akompaniator pracuje z aktorem.

Akompaniujący Wojtek Lisowicz jest jeszcze studentem...

Teresa Bielińska: - Edukacji muzycznej naszego uniwersytetu. Pracę z nami potraktował jako kolejne wyzwanie i zdobywanie nowych doświadczeń. Konsultacji wokalnych udzielił nam Andrzej Wolski. W rezultacie zrobiliśmy coś fajnego, ale teraz...

Mirosław Bieliński: - ...zastanawiamy się co dalej. Planowaliśmy prapremierę komedii, ale nie wiem czy będzie nas stać na tak duże przedsięwzięcie, zapłacić tantiemy, więc może na razie zrobimy coś mniejszego. Będzie to mniejsze przedsięwzięcie, co nie znaczy, że gorsze. Teatr rozrywkowy, czyli nasz, musi być na bardzo dobrym poziomie. Innego sobie nie wyobrażam.

Wasze największe marzenie?

Mirosław Bieliński: - Robić to, co teraz, dawać ludziom radość. Witam przychodzących do nas przed spektaklami, często po zakończeniu wychodzę do publiczności i naprawdę miło widzieć uśmiechnięte twarze. Po naszych spektaklach ludzie wychodzą zadowoleni, uradowani. Chciałoby się tylko żeby było łatwiej. Piszemy projekty by zdobyć pieniądze na zakup sprzętu np. profesjonalnego rzutnika, który ułatwiłby nam prace nad scenografią. W ubiegłym roku się nie udało, może w tym będzie lepiej. Cały czas szukamy sponsorów, może firmy zainteresowałoby wykorzystanie fragmentów "Kochajmy się" na firmowych eventach? Dla nas byłoby to bardzo cenne, także jako forma reklamy. Bo kiedy rozmawialiśmy z Zielenią Miejską o reklamie w Kielcach, to po podliczeniu kosztów musieliśmy się wycofać. Nie stać nas na to.

Teresa Bielińska: - Bardzo potrzebny nam specjalista od marketingu i sprzedaży. Nie możemy zaoferować etatu, nikt u nas nie pracuje na etacie, ale jeśli ktoś chce nas wspomóc, zapraszamy. Mimo trudności nie narzekamy, cieszymy się, że znaleźliśmy w sobie tyle odwagi i sił, by robić teatr, który podoba się widzom. Ich reakcje, uśmiechy, podziękowania dodają energii. My gorąco dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierają.

Teatr to także anegdoty teatralne, z uśmiechem wspominane po latach, czy już macie jakieś?

Teresa Bielińska: - Zapamiętamy jak jedna z pań grających w "Umrzeć ze śmiechu" zapomniała kwestii. U nas nie ma suflera, więc musiała sama sobie radzić, zwłaszcza, że koleżanki, kiedy zorientowały się, co się stało same "zagotowały się" i nie były w stanie wydukać ni słowa. Szczęśliwie po kilkakrotnym powtórzeniu: Wstydzę się, tak się wstydzę, co nawet pasowało do jej roli, przypomniała sobie kwestię i dalej poszło jak z płatka. Publiczność chyba niczego nie zauważyła.

Mirosław Bieliński: - Na konferencji prasowej przed "Kochajmy się" Wojtkowi Niemczykowi śpiewającemu "Baby, ach te baby" pękły spodnie. Dobrze, że nie w czasie premiery. Krawcowa tym razem przeszyła je potrójnie zapewniając, że wytrzymają i wytrzymały.

Czy będziecie świętować rok istnienia?

Mirosław Bieliński: - Chcemy zrobić to specjalnym spektaklem. 9 czerwca zaprosimy na specjalne wydanie "Umrzeć ze śmiechu". Przygotowaliśmy niespodziankę, przyjdźcie i zobaczcie sami. Ostatnie przed wakacjami spektakle "Kochajmy się" zagramy i i 2 czerwca o godzinie 9 i 16 czerwca o godzinie 16. Zapraszamy.

Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji