Artykuły

Od defekacji do masturbacji i kopulacji, czyli inscenizacja Mein Kampf

"Mein Kampf" wg Adolfa Hitlera w reż. Jakuba Skrzywanka w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Eugeniusz Cezary Król w miesięczniku Stolica.

Początek spektaklu. Na proscenium pojawiają się chłopak i dziewczyna. Sympatycznie się uśmiechają. Chłopak nagle odwraca się tyłem, opuszcza spodnie, ściąga majtki i zaczyna recytować wstęp do "Mein Kampf", wydając przy tym odgłosy sugerujące proces defekacji. Za chwilę dziewczyna idzie w jego ślady.

Końcowa faza spektaklu. Grupa aktorów ubrana w gargantuiczne stroje z karykaturalną ekspozycją drugorzędowych cech płciowych, damskich i męskich, uprawia na niby przez kilkadziesiąt minut w różnych miejscach sceny a to stosunek płciowy, a to samogwałt, podczas gdy koryfeuszka grupy odczytuje tekst z wielkiej księgi przytroczonej łańcuchem do jej nogi.

Między początkiem a końcem przedstawienia, a więc przez ponad dwie i pół godziny, odbywa się rozpisana na głosy deklamacja fragmentów "Mein Kampf". Fragmenty dotyczą różnych kwestii, poczynając od refleksji Hitlera na temat rodzinnego domu przez uwagi dotyczące ciężkiej sytuacji społeczno-ekonomicznej i nagannego poziomu życia politycznego w powojennych Niemczech, a kończąc na wyrazach podziwu dla organizacyjnej i indoktrynacyjnej sprawności Kościoła katolickiego, na pochwale czystości rasowej i potępieniu tych wszystkich, którzy, dopuszczając się Rassenschande, działali i nadal działają wbrew fundamentalnym interesom narodu niemieckiego i, co za tym idzie, przeciw programowi partii narodowosocjalistycznej, dążącej do odtworzenia wielkości Niemiec.

Sporo cytatów dotyczy samej NSDAP, jej organizacji i propagandy. W tej dziedzinie autor wynurzeń okazuje się nie byle jakim ekspertem; podczas kilkumiesięcznego pobytu w twierdzy Landsberg nad rzeką Lech w Bawarii, gdzie znalazł się w efekcie nieudanego puczu w Monachium w listopadzie 1923 r., starannie przestudiował broszury dotyczące metod i technik oddziaływania masowego, a potem, jak wiadomo, skutecznie je zastosował.

Niezmiernie istotnym z punktu widzenia odbioru tego, co dzieje się na scenie, pozostaje fakt, że fragmenty wykorzystane w przestawieniu zostały poddane daleko idącej obróbce redakcyjnej. W tym miejscu celowe wydaje się pytanie o autora tłumaczenia, jego nazwisko nie znalazło się w programie inscenizacji.

Każdy czytelnik, który choć trochę zapoznał się z oryginałem "Mein Kampf", zapewne zauważył, że Hitlerowska proza jest w znacznej większości mętnym, napuszonym bełkotem. Tymczasem, słuchając tekstu scenicznego, można doznać złudzenia, że Hitler był wytrawnym stylistą, a jego wywody, jakkolwiek dyskusyjne, a może nawet prowokacyjne, zasługują na uwagę i poważne potraktowanie. Więcej nawet, sporo myśli przyszłego wodza III Rzeszy brzmi rozsądnie i dziwnie aktualnie; w takim przekonaniu może utwierdzić np. scenograficzny wystrój jednej ze scen przedstawienia, kiedy to wynurzeniom o niedomogach niemieckiego parlamentaryzmu towarzyszy pochód dużych kartonowych rysunków z wizerunkami czołowych, zagranicznych i polskich, przedstawicieli współczesnego życia politycznego.

Z drugiej strony w przedstawieniu zabrakło tych fragmentów "Mein Kampf", które są najbardziej miarodajne, a przy tym budzą największą odrazę i potępienie. Chodzi przede wszystkim o wątek antyżydowski, który jest wprawdzie obecny w spektaklu, ale bardzo jednak daleko temu wątkowi do rozmiarów, w jakich występuje on w oryginale. Trzeba pamiętać, że "Mein Kampf" jest książką absolutnie przesiąkniętą antysemityzmem, jej autor uczynił z Żyda przyczynę wszelkiego zła na tym świecie, ustawił go na pozycji śmiertelnego, odwiecznego wroga. To nie jest przeciwnik, z którym można i należy negocjować - to pod każdym względem odrażający, zdemonizowany "obcy", którego trzeba po prostu wyeliminować. Za kilkanaście lat słowa te staną się ludobójstwem...

Tymczasem w spektaklu rolę "obcego" gra czarnoskóry, skądinąd sympatyczny aktor, który dzielnie przedziera się przez zawiłości języka polskiego. Dlaczego jednak zabrakło postaci Żyda, która w tekście "Mein Kampf" jest kluczowa? Aby być w zgodzie z prawdą, należy zauważyć jego obecność: pojawia się passus o źródłach nienawiści Hitlera do Żydów, jest też projekcja krótkiego fragmentu filmu "Derewigejude" ("Wieczny Żyd"), antysemickiego standardu propagandy narodowosocjalistycznej z listopada 1940 r.; za niespełna dwa lata III Rzesza przystąpi do realizacji programu Endlösung, czyli "całkowitego rozwiązania" kwestii żydowskiej. Tyle tylko, że fragment "Derewigejude" towarzyszy na scenie cytatowi z "Mein Kampf" o ciężkiej doli niemieckich robotników.

Drugi najpoważniejszy deficyt to całkowita nieobecność w spektaklu polityki zagranicznej w kształcie, w jakim ją rozumiał i opisał w swojej książce Hitler. A przecież to także kluczowa sprawa: rozważania o "śmiertelnym wrogu" francuskim, projekcie sojuszu niemiecko-brytyjsko-włoskiego, a przede wszystkim o poszukiwaniu Lebensraum - "przestrzeni życiowej" na Wschodzie. To oczywiste, że spektakl teatralny nie może pomieścić wszystkich ważnych wątków, ale dlaczego tak się stało, że zabrakło, choćby w skrótowej postaci, tych dwóch najważniejszych? Dlaczego elukubracje Hitlera są udekorowane quasi-pornograficznymi obscenami? Można zrozumieć zabiegi autorów przedstawienia o możliwie efektowny design, ale po co ubierać młodych aktorów, sprawnie i z niejakim przejęciem podających swoje kwestie, w budzące niesmak stroje, nakłaniać ich do imitowania nieestetycznych i żenujących oraz - co może najważniejsze - nieuzasadnionych czynności? To wprawdzie wszystko doprowadza w końcu do owacji na stojąco najwidoczniej zachwyconych widzów, jednak powstaje kluczowe pytanie: czym się zachwycili? Czy grą aktorów, wartkością akcji, turpistyczną urodą kostiumów? Czy może wymową spektaklu?

To ostatnie pytanie wcale nie jest żartem: zagadnięty po zakończeniu aplauzu przez piszącego te słowa widz w wieku późnolicealnym, wyraźnie rozgorączkowany, odpowiedział: "proszę pana, ten facet miał naprawdę wiele racji!". Czy o taką recepcję spektaklu chodziło jego twórcom?

***

Prof. dr hab. Eugeniusz Cezary Król - profesor nauk humanistycznych, historyk, politolog i tłumacz niemieckiej literatury historycznej, autor książek m.in.: "Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-1945", za którą otrzymał nagrodę Klio (Warszawa 1999) i Nagrodę im. Jana Długosza (Kraków 2000), "Polska i Polacy w propagandzie narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-1945" nagrodzoną Klio (Warszawa 2006) i Nagrodą im. Joachima Lelewela (Warszawa 2008). Jest tłumaczem i edytorem polskiego wyboru "Dzienników" Josepha Goebbelsa (wyd. 2013-2014). Przetłumaczył na język polski oraz przygotowuje krytyczną edycję "Mein Kampf" Adolfa Hitlera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji