Verdi i Moniuszko kontra Kurzak
Z okazji roku Stanisława Moniuszki, na dwa dni przed dwusetną rocznicą jego urodzin, w Święto Konstytucji Trzeciego Maja, odbył się w Katowicach, w wielkiej sali NOSPR, koncert "Czasy Moniuszki - Gala Operowa". Gwiazdą wieczoru była Aleksandra Kurzak, Narodową Orkiestrę Symfoniczną Polskiego Radia poprowadził Yvan Cassar z Francji - pisze Andrzej Wolański w Ruchu Muzycznym.
W programie koncertu znalazły się arie oraz fragmenty symfoniczne z oper Giuseppe Verdiego i Stanisława Moniuszki. Należy przypomnieć, że Kurzak w 1998 roku wygrała III Międzynarodowy Konkurs Moniuszkowski w Warszawie w kategorii głosów kobiecych. Śpiewała wówczas w finale m.in. efektowne bolero Eleny z "Nieszporów sycylijskich", którym też rozpoczęła swój katowicki koncert.
Nie pierwszy raz okazało się, że orkiestry filharmoniczne mają problem ze specyfiką akompaniamentu do arii operowych. A być może po prostu zabrakło prób, by dopracować szczegóły i uzgodnić koncepcje interpretacyjne? Zbyt dużo było nierówności, nieścisłości dynamiczno-agogicznych, niejasności formalnych. Trudno zaakceptować na przykład tak wolne tempo na początku romansu Neali z Parii. Kurzak miała wyraźnie określoną wizję wykonywanych arii i narzucała ją jakby nieprzekonanemu, trochę bezradnemu dyrygentowi. Ciekawe natomiast, że mazury ze Strasznego dworu i Halki Moniuszki zabrzmiały w wykonaniu NOSPR efektowniej niż marsz triumfalny i muzyka baletowa z Aidy Verdiego.
Kurzak, co znamienne, arie Verdiego zaśpiewała z pamięci, natomiast dzieła Moniuszki - z nut, nawet źle skróconą arię Hanny ze "Strasznego dworu". Należę do tych wielbicieli talentu Kurzak, którzy mają wątpliwości, czy słuszna była jej decyzja o zmianie repertuaru z belcanto na bardziej dramatyczny czy wręcz werystyczny. Daje się tu bowiem zauważyć wyraźny rozdźwięk pomiędzy ekspresywnym typem osobowości, temperamentem artystycznym a naturalnymi możliwościami niedużego przecież i raczej delikatnego sopranu.
Zbyt często uciekała w dynamikę piano i pianissimo, wysokie dźwięki w forte były pozbawione barwy, blasku i mocy, nadużywała rejestru piersiowego, dobierała oddech na ostatnią nutę. Dramatyczne arie z "Otella", "Don Carlosa", "Hrabiny" ("Zbudzić się z ułudnych snów...") i Halki ("Ha! Dzieciątko nam umiera...") nie są - w moim odczuciu - dla głosu Kurzak. Akustyka wielkiej sali NOSPR też mu, niestety, nie sprzyjała.
Piękne i wzruszające było w śpiewie Kurzak to, co liryczne, delikatne, intymne, jak "Ah, fors'elui" z "Traviaty", "cantiamo..." oraz "Ave Maria" z "Otella" czy "Francia, nobile suol..." z "Don Carlosa". Kurzak jest artystką, która tworzy i rzeźbi w dźwięku.