Artykuły

Dom we wnętrzu Olbrzyma

"Olbrzym" w reż. Piotra Tomaszuka w Baju Pomorskim w Toruniu. Pisze Mirosława Kruczkiewicz w Nowościach-Gazecie Pomorza i Kujaw.

Kto sprawuje nadzór pedagogiczny nad doborem repertuaru do Baja Pomorskiego?! - zapytał w liście do Nowości zaniepokojony ojciec, przeczytawszy, że Olbrzym z nowego przedstawienia dla dzieci jada befsztyki z Moniki i pralinki z Paulinki.

Zaniepokojonego ojca spieszymy uspokoić, że w spektaklu jest nie więcej przemocy niż w większości baśni Grimmów czy legendzie o Smoku Wawelskim. A jeśli coś w tekście współczesnego francuskiego dramaturga Philippe'a Dorina Olbrzym niepokoi, to bynajmniej nie fakt, że traktuje on o potworze porywającym dzieci i w końcu zgładzonym przez zdrowe społeczeństwo. Niepokój pojawia się z powodów zgoła odwrotnych. To, co wydaje się społecznie poprawne - zgładzenie monstrum, które porwało małą sierotkę - tak naprawdę jest dla owej sierotki niekoniecznie dobre. Oto samotna, opuszczona przez dorosłych dziewczynka do

wnętrza Olbrzyma dostaje się bez szwanku (i to znów żadna nowość, podobnie było z Pinokiem we wnętrzu wielkiej ryby czy z Czerwonym Kapturkiem), a tam znajduje swój pierwszy w życiu dom.

Najmłodsi widzowie pewnie odbiorą to wprost. Starsi jako informację o tym, że azyl i dobro można znaleźć nawet tam, gdzie początkowo trudno się ich spodziewać (kto pamięta Piękną i Bestię?). Dorośli zaś z tej opowieści wyciągną nieco bardziej gorzkie wnioski, ale niechże je zachowają dla siebie, by nie zasmucać dzieci, które w życie wchodzą z nadzieją.

Niepokój naszego Czytelnika rozwiałby się jak dym zapewne po zobaczeniu co z tą - jak kto woli, smutną albo przewrotną - sztuką Dorina zrobił Piotr Tomaszuk, jeden z najlepszych polskich reżyserów, kilkakrotny laureat festiwalu w Edynburgu, wespół z czeską scenograf Evą Farkasovą. A jest to przedstawienie obdarzone dużą sceniczną urodą, zabawne i ciepłe. Przerażającą historię pojawienia się w miasteczku Olbrzyma opowiadają trzy postaci podobne do klaunów, w długich surdutach i w melonikach, najpierw czerwonych, potem żółtych i zielonych. Ich opowieść jest co się zowie teatralna, przedstawiona błyskotliwym gestem, ruchem, mimiką, w zawrotnym tempie, skrząca się dowcipem. Gdy owa trójka (Edyta Lisowska, Jacek Pysiak i Mariusz Wójtowicz) wciela się w dzieci podglądające jakby przez zbyt wysoki płot zbliżanie się Olbrzyma, albo gdy śpiewa kołysankę Olbrzymowej mamy, uśmiech nie schodzi widzom z twarzy. I gdy klauni parodiują działaczy politycznych, wygłaszając z przedziwnej trybuny zakazy i nakazy mające zabezpieczyć przed atakiem Olbrzyma, gdy stają się myśliwymi wysłanymi do uwolnienia sierotki...

Te dowcipne sekwencje przerywa pojawianie się Dziewczynki (Marta Parfieniuk), która chodzi po wnętrzu Olbrzyma, gdzie szuka - i znajduje - domu i oparcia. Tempo ulega zwolnieniu, światło mięknie, groteska ustępuje poezji. Urodzie tego przedstawienia trudno się oprzeć. A o jego niełatwej wymowie trzeba potem z dziećmi rozmawiać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji