Artykuły

Z TEATRU

TEATR LETNI: "Oj, to wdowieństwo", farsa w 3-ch aktach Grenet-Dancourtu.

Mistyfikacja erotyczna paryskiej roboty. Sytuacje dowcipne. Typy żywe i komiczne. Efekty niewybredne, ale pewne, np. tłusta baba w stroju kąpielowym. Wogóle farsa zręczna, niopozbawiona zacięcia, a w wysokim stopniu pocieszna.

W ślicznej wdówce, bawiącej nad morzem, zakochał się śmiertelnie płomienny, krwisty Hiszpan, nazwiskiem Gomez. Pani Joanna Bagnolet nie może sobie dać rady z natarczywym konkurentom zza Pirenejów. który otacza ją ognistą jak wulkan, miłością. Utrapiona temi umizgami wdówka, chcąc się pozbyć natręta, oświadcza Gomezowi, iż jest mężatką.

Ale to hiszpana wcale nie zraża, owszem, jeszcze bardziej podnieca! Nie ma zamiaru ustąpić z placu jakiemuś tani zbytecznemu mężowi, który niech się ma na baczeniu, bo może życiem przypłacić śmiałość uważania się za pana pięknej kobiety.

Hiszpan nie uznaje prawa własności, wobec pięknej niewiasty, będzie bronił własnych praw do ślicznej rączki. Stanie przy boku Joanny, własną piersią broni przed brutalnością męża, zabije go, jeżeli tego będzie zachodziła potrzeba, ale się z ubóstwianą kobietą nie rozłączy się nigdy. Schwyta za kark, poszarpie na drobne kawałki jej prawowitego małżonka, ale go już do Joanny nie dopuści. Sprawa skończona.

"Gdzie ten znienawidzony człowiek? Dawajcie mi po tu zaraz-a nie, to ja go odnajdę, ale biada mu wtedy!"- woła hiszpan i zaczyna szukać dokoła siebie.

W domu wdówki jest kilku mężczyzn, których kolejno Gomez podejrzewa, iż są mężami Joanny. Stary kapitalista Anatol Blancmignard z brzydką, jak noc połowicą jest pierwszą ofiarą rozjuszonego hiszpana.

Mieszka tu także młodzieniec, imieniem Paweł Verdier, narzeczony siostry wdówki, z którym Gomez odpowiednio się rozprawia, nie przepuszcza nikomu. Sytuacja jest groźna, zwłaszcza od chwili, gdy hiszpan wymierza policzek Anatolowi. Wytwarza się też zamęt, przez scenę przelatują rakiety humoru, akcja podskakuje, a w sali rozlegają się salwy śmiechu. Djalog odpowiada doskonale sytuacyjnym kombinacjom farsy i prawie nie słabnie w swym rytmie, urozmaicony jest przytem mnóstwem wybornych konceptów. Niema w tem nic nowego, wszystko to widzieliśmy i słyszeliśmy wielokrotnie, ale wesołość nie zmieniła się, działa zawsze jednakowo, jeżeli jej jest poddostatkiem i w tej obfitości, co w krotochwili wczoraj wystawionej i hucznie oklaskiwanej.

Hiszpan i nie hiszpan mógł ubiegać się o względy takiej "wdówki", jak p. Renardowna, która rozwinęła, wszystkie zasoby swej subtelnej gry. wdzięku, kokieterji i urody. Uśmiechała się tak ponętnie, przekomarzała się z taką finezją i czarem, że nic dziwnego, iż p. Grabowski, jako namiętny, krwiożerczy, o czarnych kędziorach hiszpan ostrzył na nią swe białe zęby. Byłby z pewnością "wdówkę" schrupał na drobne kosteczki. Nic też dziwnego, że na scenie ukazał się olbrzymich rozmiarów kosz kwiatów, jako symbol uwielbienia dla talentu artystki.

Farsę wogóle grano doskonale. Oprócz wymienionej powyżej pary, inni artyści utworzyli świetny zespół. Baumanowa była niezmiernie w grze dosadną i pełną humoru, którym celował również reżyser Trapszo. a pp. Belina, Zarembianka, Micińska, Jarszewski i Izdebski grali drobne rólki lekko i dowcipnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji