Artykuły

TEATR. DAMA OD MAKSYMA (Teatr Letni)

Zabawne przedstawienie farsy ",fin de siecle`owej" psuje pewien drobny, lecz uprzykrzony szczegół: gierka p. Zimińskiej, polegająca na ustawicznym okładaniu wszystkich współgrających po twarzy. l nie monotonia jest tego przyczyną. Wyposażono przedstawienie w kilka powtarzających się po wielekroć gierek, choćby w tv słynne "Hopla, to mi się podoba" połączone z wyrzutem nogi naprzód i z wydatnym wysunięciem jej dalszego ciągu do tyłu. A jednak jednostajność tego efekciku nie razi, wszyscy natomiast sarkają na gierkę p. Zimińskiej. Zdaje się, że wchodzi tu w rachubę miara tego gestu. Dziwna, że reżyser nie przewidział tej reakcji widowni, tej niechęci do uderzeń po twarzy, choćby nawet zamiarach pieszczotliwych. Można było przecież postawić sprawę tak, że "Dama od Maksyma" uważa ten gest za sposób zawierania znajomości, nie zaś za ciągły "facon d'etre".

Widok artystki, polującej ustawicznie na cudze policzki, jest naprawdę przykry. Zapomniano wogóle, że lepsze jest wrogiem dobrego. Przedstawienie jest przeładowane, jak szafa starej panny. Ojcem tej niezawsze wskazanej cnoty hojności jest Tuwim, który swoje przeróbki przesycał wkładkami. P. Sygietyński poszedł niepotrzebnie na licytowanie Tuwima, zapewniając, że trzeba by tu dysponować przynajmniej równą konkurentowi znajomością epoki i równym dowcipem.

Esencja satyry, rozcieńczona w nadmiernej ilości wody, ledwie zostawia smak na języku. "Dama od Maksyma" obroniłaby się zresztą także bez wyostrzania satyry na schyłek XIX wieku. Jest to doskonała farsa sytuacyjna, oparta na bardzo zręcznie przyrządzonych "qui pro quo" i wystarczyłoby, gdyby reżyseria starała się o możliwie najzabawniejsze wydobycie puent.

Feydeau nie miał ambicji satyrycznych, pisał tę farsę zanim jeszcze skończył się wiek XIX, z wewnątrz jego stylu i obyczaju. Całe to przedrzeźnianie secesji trzeba było właściwie dorobić. Ale trzeba by to zrobić inaczej, jeśli satyra ma być czymś więcej, niż, drwiną ze starego żurnalu. Najtęższą stroną przedstawienia jest obsada aktorska. Za najlepiej wykonaną rolę uznać trzeba Gabrielę p. Gellówny. Okazuje się, że figurze farsowej nic nie szkodzi lekki podkład komediowy.

Inteligencja poddała p. Gellównie właściwe środki i powstała właściwa rola farsowa, bardzo zabawna, a pozbawiona szarży. Nie da się tego powiedzieć o trójce głównych wykonawców, pp. Zimińskiej, Zniczu i Grabowskim. P. Zimińska rodzajem swego talentu wyłamuje się spośród partnerów, bardziej szuka kontaktu z publicznością niż z komparsami. Ma oczywiście świetne poczucie stylu, "szampański" humor i znakomite "warunki", nie może więc być mowy, żeby nie odniosła sukcesu.

Być może jednak, iż byłoby lepiej, gdyby swoją Papę Crevette zaawansowała nieco socjalnie. P. Znicz nie jest ani doktorem, ani paryżaninem, ani figurą z fin-de-scicle'u. Właściwie jest to ciągle ten sam safanduła, bardzo zabawny, ale oderwany od rzeczywistości w czasie i przestrzeni, komik absolutny, zbliżony do Chaplina. P. Grabowski zastosował niewiele swego kunsztu oprócz zabawnej szarży.

Na drugim planie wyróżnili się poczuciem stylu pp. Słubicka, Buczyńska, Koszutski i Fidler. Poprawne figury stworzyli pp. Żabczyński, Frenkiel, Jakubińska, Ludecka i Tomasik. Dość nijako wypadła tym razem p. Masłowska. Zabawne, ale przeciągnięte są figurki pp. Karczewskiego i Norskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji