Artykuły

Malta. Dzień czwarty

Na spektaklu Teatru Krzyk z Maszewa wreszcie miałem poczucie, że jestem na festiwalu teatru alternatywnego. Gdy oglądam spektakle teatrów niezależnych, najmniej uwagi zwracam na wykonanie. Nie interesują mnie wszelkie niedoróbki reżyserskie i aktorskie. Najbardziej liczy się to, co twórcy mają do powiedzenia. Najważniejszy jest ich bunt wobec rzeczywistości - dla e-teatru z XVI Festiwalu Malta w Poznaniu pisze Paweł Sztarbowski.

Dlatego świadomie nie chcę pisać o wartości estetycznej, ale o jakości społecznej i politycznej, o jakości odważnego mówienia o świecie.

Pod tym względem "Głosy" (na zdjęciu) Teatru Krzyk z Maszewa są spektaklem znakomitym i bezkompromisowym. Pokazują młodych ludzi, miotających się w świecie. Nikt im nie chce pomóc. Prośby kierowane kolejno do nauczyciela, ministra Giertycha i Boga pozostają bez odpowiedzi. Łańcuch jest narzędziem przemocy, a na koniec staje się różańcem. Jeden rekwizyt ogrywany na różne sposoby okazuje się metaforą świata wyprutego z moralności. Inspiracją do tego spektaklu były wydarzenia w toruńskim technikum, gdzie uczniowie znęcali się nad nauczycielem języka angielskiego, wyrzucając mu na głowę kosz na śmieci.

To wołanie jest może i naiwne, ale towarzyszy mu niezwykła żarliwość i szczerość młodych aktorów, jaką ostatnio dane mi było widzieć jedynie w "Księdzu Marku" Michała Zadary. "Głosom" brakuje oczywiście profesjonalizmu Starego Teatru, ale to w niczym nie przeszkadza, gdy ze sceny płynie jasny komunikat sprzeciwu. Winni są wszyscy. Być może dlatego spektakl wywołuje protesty i był nawet wyklinany z ambony jako namawiający do grzechu. Najwygodniej schować się za kratą konfesjonału albo patrzeć na świat z wysokości ołtarza niż rzeczywiście mierzyć się z jego problemami. Podobnie jak wygodniej jest ministrowi Giertychowi podawać młodych ludzi do sądu i nasyłać na nich policję niż próbować spokojnie z nimi rozmawiać. Słuchanie rzeczowych argumentów w Polsce stało się niemożliwe, dlatego konieczny okazuje się krzyk. Teatr Krzyk z Maszewa wie o tym najlepiej.

Kolejnym ważnym spektaklem było "Przebudzenie" Grupy Wizyjnej Dżak Nikolson. Grupa powstała przy Ośrodku dla Bezdomnych w Poznaniu. Tu życie poświadcza sztukę i odwrotnie. Bezdomni groteskowo opowiadają o swoich problemach. Ośmieszają urzędników, księży i polityków, gdyż każdy z nich składa obietnice, ale ich nie realizuje. Główny bohater przypomina trochę bohatera z "Kartoteki". Bezdomni chcą uczciwie i odważnie powiedzieć coś o swoim świecie. Jakość artystyczna pozostaje na dalszym planie, gdy mamy do czynienia z "teatrem dla życia". Ten termin ukuł Lech Śliwonik, przewodniczący tegorocznego jury w konkursie "Debiut". Znakomicie oddaje on sens teatru, pojmowanego nie tylko jako zawodowstwo, ale też jako sposób na życie. Na szczęście coraz częściej twórcy chcą przenosić doświadczenia takiego teatru do teatrów repertuarowych, by wspomnieć choćby "Happy end" w Teatrze Wybrzeże z bezrobotnymi stoczniowcami czy "córkę Fizdejki" zrealizowaną w Wałbrzychu przez Jana Klatę, gdzie jako bojarzy litewscy występują miejscowi bezdomni i bezrobotni.

Teatr tylko wtedy ma sens, gdy choć na chwilę staje się "teatrem dla życia". Bo tylko wtedy możliwy jest autentyczny kontakt z publicznością.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji