Artykuły

Ciało na sprzedaż - o aktorstwie Magdaleny Gorzelańczyk

"Śmierć białej pończochy" Mariana Pankowskiego w reż. Adama Orzechowskiego z Teatru Wybrzeże w Gdańsku na 59. Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Tomasz Domagała w oficjalnym dzienniku Festiwalu Sztuki Aktorskiej

Dramat emigracyjnego pisarza Mariana Pankowskiego skupia się na epizodzie z historii średniowiecznej Polski. Oto dwunastoletnia Jadwiga Andegaweńska, nosząca tytuł "króla Polski", zostaje przehandlowana przez polską szlachtę litewskiemu księciu Jagielle. Książę litewski w zamian za władzę daje się wraz ze swoim ludem ochrzcić, łącząc jednocześnie Litwę z Polską personalną unią, przynoszącą obu państwom wiele korzyści, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Z różnych wątków tego dramatu na plan pierwszy wysuwa się tragedia nastoletniej dziewczynki, zmuszonej do przyjęcia na swoje dziecięce barki roli przynęty w politycznych rozgrywkach.

Reżyser spektaklu w Teatrze Wybrzeże, Adam Orzechowski i jego dramaturg, Radosław Paczocha, pozostają wierni Pankowskiemu - Jadwiga (Magdalena Gorzelańczyk) w ich spektaklu również zajmuje miejsce centralne. Na początku spektaklu ogolona na łyso, ubrana w białą koszulinę siedzi na tronie niczym zaszczute zwierzę. Pojawia się Matka (Dorota Androsz), potem wuj, kardynał, żeby zrobić z niej "króla Polski", faktycznie zaś przygotować towar na sprzedaż. Ubierają ją w nieco perwersyjny, biały skórzany kombinezon, zakładają perukę z długimi blond włosami, po czym wkładają na jej głowę, główny przedmiot targu między nimi a Jagiełłą - mało efektowną, miedzianą koronę. Jadwiga, zakochana wciąż w austriackim księciu, Wilhelmie, którego z Krakowa dopiero co przepędzono, próbuje się wyrwać - chce uciec, rzucając się, niczym zamknięte w klatce zwierzę. Gra Gorzelańczyk jest w tym momencie bardzo fizyczna, mocno ekspresyjna, oparta na silnych, wywołanych przez sytuację instynktownych emocjach. Widzimy cały jej ból, cierpienie, ludzką niezgodę na to, czego dokonują z jej ciałem przedmiotowo traktujący je Matka i Wuj. Próba ucieczki kończy się niepowodzeniem. Jadwiga zostaje przywiązana do tronu, jej pełna bólu i goryczy postać kojarzy się z uwiązanym do budy psem. Oddycha szybko, oczy ma pełne łez. Jej walka wydaje się skończona, klęska przypieczętowana.

To jednak nie koniec. Gdy przybywają posłowie Jagiełły, następuje prolog koszmaru, który ją w finale tej opowieści czeka. Jeden z przedstawicieli litewskiej dziczy, chcąc sprawdzić walory "towaru", który mu się oferuje, w obsceniczny, bezceremonialny sposób narusza jej cielesność. W podobny sposób kilkanaście minut później potraktuje Jadwigę sam Jagiełło, pieczętując poprzez brutalny fizyczny stosunek z kilkunastoletnią dziewczynką swoje małżeństwo, a w efekcie - personalną unię między Polską i Litwą. Faktyczny gwałt staje się faktem, jego symbolem jest przypominający obdzieranie ze skóry gest "obierania" ciała Jadwigi ze skórzanego lateksowego kombinezonu. Polityczny proces dobiegł końca: ciało Jadwigi, jej wolna wola, uczucia zostały sprzedane i objęte w posiadanie przez nowego właściciela. Koszmar jednak się nie skończył, ze stanu incydentalnego przeszedł w stan trwały.

To, co spotyka Jadwigę, wzbudza organiczny sprzeciw (mam nadzieję, że nie tylko we mnie). Jest on pochodną brutalności i przemocy, wpisanej przez Orzechowskiego w konstrukcję scen, a także ekstremalnych stanów emocjonalnych bohaterki, które Magdalena Gorzelańczyk nie tyle odgrywa, co po prostu przeżywa. Istota jej aktorstwa w tym spektaklu polega na tym, że aby ekstremalne stany bohaterki były dla widza wiarygodne, musi się ona poddać nie tylko stymulacji psychologicznej, lecz także fizycznej, polegającej często na przekroczeniu granicy cielesnego kontaktu. To jak jazda na rollercosterze: nie można w jej trakcie wysiąść, uczucie mdłości zaś może pojawić się naprawdę. Mistrzostwo Magdaleny Gorzelańczyk polega właśnie na tym, że ona swojej Jadwidze się w pełni oddaje, ze wszystkimi tego dla niej - również osobistymi - konsekwencjami. Z pokorą, ofiarnie poddaje swoje ciało i siebie ekstremalnym sytuacjom, żeby nie tylko uwiarygodnić sceniczną opowieść, ale też sprawić, że poprzez fizyczną wprost niezgodę na to, co się dzieje na scenie, widz poczuje jej ból i cierpienie jak własne, dzięki czemu dokona się w nim oczyszczenie. To wielka rola gdańskiej aktorki. Jedna też z tych najtrudniejszych w teatrze, zarówno w kwestii treści, jak i aktorskich środków. Należą się Magdalenie Gorzelańczyk za tę rolę wielkie brawa.

Pięknie nam się zaczął kaliski festiwal. Najpierw dojmujący spektakl o aktorach i ich prawdziwym życiu, a teraz przedstawienie, w którym możecie wprost fizycznie dotknąć aktorskiej pracy, poczuć na własnej skórze, jaką zapłatę odbiera teatr od aktorów za spełnienie ich życiowych, młodzieńczych marzeń, ich snów o potędze. Na szczęście nikt ich do tego nie zmusza i mam nadzieję, że nigdy nie będzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji