Artykuły

Karuzela śmiechu nie chciała się zatrzymać

"Ożenić się nie mogę" Aleksandra Fredry w reż. Grzegorza Kempinsky'ego w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Boki zrywać - tak można podsumować premierę Fredrowskiego "Ożenić się nie mogę" we wrocławskim Teatrze Polskim. Na Scenie Grzegorzewskiego, gdzie zaledwie kilka lat temu Krystian Lupa wystawił "Wycinkę", dziś królują niewybredny humor i prostackie żarty rodem z kiepskiego kabaretu.

Wyobraźcie sobie tylko państwo: aktor Michał Białecki, grający wiecznie pijanego służącego Maćka (już same jego niezborne ruchy budzą chichot widowni), ukrywającego butelki w rękawach (wybuch wesołości), przeciąga szalik w kroku, wykonując ruch, jakby się podcierał (salwy śmiechu), a na deser łączy palec wskazujący i kciuk lewej ręki, żeby palec prawej wsuwać w powstałe tak kółeczko, sugerując stosunek seksualny. I to wystarczy do eksplozji radości publiczności! Oto przepis na sukces w Teatrze Polskim we Wrocławiu - podlane procentami połączenie prostackich żartów z seksualnym podtekstem.

Skopiowany pomysł

Etiuda z zataczającym się po scenie Białeckim to tylko próbka humoru Grzegorza Kempinskiego, reżysera "Ożenić się nie mogę" i jego - nazwijmy to - inwencji twórczej, za którą Aleksander Fredro pewnie gdzieś tam w zaświatach pali się ze wstydu. Reżyserski pomysł na "Ożenić się nie mogę", mało znaną i rzadko graną komedię omyłek, został żywcem skopiowany z gdyńskiego Teatru Miejskiego, gdzie Kempinsky ten sam tekst wystawił kilka lat temu. Oto rzecz się dzieje w gronie celebrytów. Hermenegilda (Aldona Struzik), żona poczciwego Kacpra (Andrzej Gałła) to aktorka, która właśnie zadebiutowała w popularnej komedii; Florek (Jakub Giel) jest piosenkarzem; Julka (Martyna Witowska) modową blogerką; a tajemniczy pan Milder nie wiadomo kim, choć charakteryzacja Dariusza Bereskiego na Karla Lagerfelda każe widzieć w nim projektanta mody.

Fredrowską intrygę (Kacpra, zakochanego bez wzajemności w swojej żonie Hermenegildzie odwiedzają przyjaciel z młodości, który mimo wielu prób "ożenić się nie może", ukrywana przed żoną córka i dawny przyjaciel żony, co rodzi lawinę komplikacji) Kempinsky okrasza scenami przy ustawionych po obu bokach sceny celebryckich ściankach. Dowcip osiąga szczyty wyrafinowania, kiedy kolejne postaci na tle logo teatru są przepytywane przez nieodmiennie głupkowate, skupione na sobie, żujące gumę dziennikarki - Anetę Skarpetę z telewizji Galareta, Żanetę Sztachetę z telewizji Planeta i Honoratę Pryszczatą z telewizji Krucjata (we wszystkich tych rolach Iwona Kucharzak-Dziuda). Kempinsky, który kpi z głupoty współczesnych celebrytów, poziomem tych żartów wcale od niej nie odbiega.

Budzący zażenowanie mariaż

Pomijając jednak prostacki humor, "Ożenić się nie mogę" mogłoby być komediową, podaną w lekkim tonie diagnozą świata współczesnego show-biznesu, który zderza się z perspektywą i potrzebami zwykłego, szczerego człowieka, czyli granego przez Gałłę Kacpra. Jednak żeby się tak stało, muszą być spełnione dwa warunki. Po pierwsze, ów świat nie może być zbudowany na podstawie pobieżnej lektury plotkarskich portali. Po drugie, sceny przy ściankach muszą mieć jakiekolwiek przedłużenie we właściwej akcji przedstawienia. I to przedłużenie nie może się ograniczać do kostiumu (Barbara Wołosiuk) i póz przyjmowanych przez aktorów zachowujących się, jakby wciąż znajdowali się w błysku fleszy. Tymczasem kiedy znika ścianka i postać - zawsze w rytmie niemiłosiernie w spektaklu eksploatowanego "Tango in Harlem" Touch and Go (wraz z wiązanką fragmentów klasycznych utworów tworzy ścieżkę dźwiękową przedstawienia) - zanurza się w świecie klasycznej komedii, reżyserska proteza traci rację bytu. W ułamku sekundy zapominamy, że Hermenegilda jest aktorką, a Florek piosenkarzem, ich celebryckie role unieważnia świat Fredry. Opowieść na moment odzyskuje uniwersalny wymiar, który sam w sobie brzmi dojmująco aktualnie - dziś przecież nie trzeba być celebrytą, żeby być zapatrzonym w siebie egoistą. Po co w takim razie sięgać po sztafaż, który nie niesie ze sobą nic istotnego?

Tym bardziej, że sam tekst Fredry wystarczy, żeby budzić salwy wesołości - uwolnieni z celebryckiej ramy aktorzy potrafią tego dowieść. Utwór pod tym względem nie stracił świeżości i w niczym nie ustępuje popularnym, współczesnym farsom, jakie wystawia chociażby wrocławski Teatr Komedia. I jeśli prywatna scena pozwoliłaby reżyserowi ożenić klasyka z tanim kabaretem, można byłoby się na ten pomysł zżymać, ale trudno z nim dyskutować, pozostając w świecie, którym - siłą rzeczy - musi rządzić klient, jakkolwiek mało wyrafinowane miałby potrzeby. Jednak jeśli taki budzący zażenowanie mariaż odbywa się na scenie publicznej instytucji, staje się dowodem na to, że ani twórcy spektaklu, ani szefostwo placówki nie rozumieją jej roli ani misji, którą jest m.in. edukacja i podnoszenie poprzeczki oczekiwań, a z pewnością nie schlebianie kiepskim gustom.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji