Artykuły

Świat Thorntona Wildera

Wiele już po Wilderze widzieliśmy takich sztuk (nie wspominając o tych, które go podobnymi treściami i stylem wyprzedziły). Problematyka czasu i jego niepowtarzalności, życia jako wartości nie zawsze dostrzeganej przez żyjących, a jednocześnie sprawa dystansu wobec życia, "podwójnego spojrzenia" i refleksji - to przecież abecadło szeregu nowszych sztuk wychodzących od tej, chciałoby się powiedzieć, naiwnie prostej, bo oczywistej problematyki - ku arcyzawiłym skomplikowaniom ludzkiej egzystencji.

Wydawałoby się, że amerykański dramaturg Thornton Wilder z Naszym miastem i nastrojami zalatującymi rekwizytornią symbolistów - poucza nas o sprawach, w które dawno już - i to niekiedy radykalnie - zostaliśmy wprowadzeni.

Przed naszą obojętnością ratuje jednak Wildera jego wyraźnie odczuwalna szczerość, siła przekonania o potrzebie głoszenia wartości każdej chwili życia, wskazywania na to, że ludzie to "ślepcy", którzy niewiele rozumieją ze swego bytowania nawet w tak wąskim zakresie, w jakim jest to w ogóle możliwe. Wilder przypomina, że to, co dzieje się na scenie w Naszym mieście, dotyczy właśnie nas. "A tu - powie w zakończeniu Reżyser wskazując na widownię - całkiem w dole, leży Grover's Corner".

Może więc i warto (choć to sprawa dyskusyjna) zobaczyć Nasze miasto Thorntona Wildera, jedną z głośniejszych sztuk schyłku okresu międzywojennego, spróbować przeżywać (uzbroiwszy się uprzednio w cierpliwość) kilka zaproponowanych tutaj spraw.

Zgodnie ze wskazaniami autora reżyser Lech Hellwig-Górzyński i asystenci: W. Wieczorkiewicz i W. Gajewski, ogołaca scenę z akcentów dekoracyjnych (poza kotarowym, podświetlonym tłem -dobra, uproszczona do minimum "kosmiczna" dekoracja Alego Bunscha), "rekwizyty" są tu stwarzane na scenie pantomimą aktorską (układy - Leon Górecki).

Przy wprowadzonej jednak na scenę dramatyczną pantomimie zawsze istnieje ryzyko, iż gesty aktorów, ich rozszyfrowanie, odwracać będą uwagę publiczności od spraw istotniejszych. Stało się to chyba w jakimś stopniu w omawianym przedstawieniu, choć trzeba przyznać, że niektóre pantomimiczne etiudy ogląda się z dużą satysfakcją (mam na myśli to, co w tym zakresie demonstrują przede wszystkim Irena Maślińska, Halina Słojewska, a także Andrzej Szaciłło i Ryszard Ronczewski.

Lech Hellwig-Górzyński dał w zasadzie poprawny, szczegółowo przemyślany spektakl, uniknął omyłek przy obsadzie ról, nadał Naszemu miastu kształt inscenizacyjny, który spotkałby się na pewno z aprobatą autora. Z jednym może tylko wyjątkiem.

Myślę o stylu, o klimacie pierwszych dwóch części.

Pusta scena z dwoma tylko akcentami - to u Wildera świat, wieczność, otaczający nas Kosmos, którego mikroskopijną cząstkę wypełniamy swoją codzienną krzątaniną, nie widząc siebie - poza rzadkimi momentami - w skali innej niż krąg codzienności.

Ta codzienność to niewidzenie siebie w kontekście spraw ostatecznych (pominąwszy kwestie wygłaszane przez Reżysera) wypełnia dwa pierwsze akty sztuki. Jeśli nada się tej zwykłej, potocznej codzienności, tym odcinkom "życia jako takiego" akcenty refleksyjności, poetyckiej, nastrojowej nutki spod znaku "szaniawszczyzny"- zagubiony zostanie kontrast między dwoma komponentami sztuki: realistycznie potraktowaną grą i metaforyczną dekoracją (której sens uwidacznia się najwyraźniej w trzecim akcie: jej rola została spełniona - krąg tajemniczego światła w głębi sceny, niedostrzegany przez postaci sceniczne, tu już wygasa. Znajdujemy się "po tamtej stronie"). Obawiam się, że na niekorzyść wymowy sztuki takie właśnie szaniawsko-maeterlinkowskie nastroiki dochodziły chwilami do głosu w dwóch pierwszych odsłonach, jak gdyby dekoracje narzucały swój klimat aktorom. W ostatniej natomiast odsłonie, najciekawszej w obecnej inscenizacji - nastroje te w pełni się już tłumaczą.

Było to dobre aktorsko przedstawienie. Nie kusząc się o omówienie wszystkich ról i etiud wymienię tylko wyróżniających się: Henryka Bistę jako Reżysera, Irenę Maślińską (Julia Gibbs), Halinę Słojewską (Myrtle Webb), Teresę Kaczyńską (Emilka Webb), Andrzeja Szalawskiego (Stimson), Leszka Ostrowskieogo (prof. Willard). A także Zenona Burzyńskiego (red. Webb), Ryszarda Ronczewskiego (dr Gibbs), Krzysztofa Gordona (George Gibbs), Andrzeja Szacilłę (Howie Newsome). Akcenty muzyczne dobrał trafnie Jerzy Michalak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji