Artykuły

Impresja harmonijna, impresja chaotyczna

"Orient" Compagnie Thor z Belgii i "Desordre" Polskiego Teatru Tańca i Rialto Fabrik Nomade na XVI Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym Malta w Poznaniu. Pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Znużył mnie nieco "Orient" Compagnie Thor [na zdjęciu], ale też wspominałam go z rozrzewnieniem podczas premiery "Desordre" Polskiego Teatru Tańca i Rialto Fabrik Nomade.

"Orient" belgijskiej Compagnie Thor to impresja inspirowana kulturą krajów arabskich. Rozpisano ją na osiem męskich półnagich ciał, na etniczną muzykę zderzoną z naturalnymi dźwiękami, na starannie dozowane światła, na ruch oparty przede wszystkim na improwizacji kontaktowej: giętki, sensualny, leniwy, ale też nie pozbawiony momentami gwałtowności. Nie ma tu jakieś rozbuchanej choreograficznej inwencji, ale tancerze poruszają się w jednym pulsie, na wspólnym oddechu, precyzyjnie i jednocześnie bardzo naturalnie, świadomie.

Choreograf i autor inscenizacji Thieri Smiths odwołuje się w przedstawieniu do swoich egzotycznych podróży: do Afryki i na Bliski Wschód. Przywiózł z nich obrazy, zapachy, wrażenia - wymykające się przewodnikom i atlasom geograficznym. Przedstawienie spina metafora dywanu, który pojawia się na teatralnym horyzoncie w ostatniej scenie. Splatają się w nim wątki pojedynczych nici, najróżniejsze kolory i graficzne motywy. Wcześniej całą scenę pokrywało szare, pylące runo. To z tej brudnej, nijakiej materii - zdaje się mówić choreograf Thieri Smiths - powstało piękne, misterne, wielobarwne dzieło. Podobna zasada miała zapewne rządzić także scenicznym ruchem. Splecione ciała - raz lgnące do siebie, szukające bliskości, ciepła, spełnienia; kiedy indziej wrogie, napięte, walczące, spięte - rzeczywiście tworzyły intrygujący momentami ornament, rysunek, szkic; o tyle różniący się od kobierca, że przestrzenny, pulsujący, energetyczny, żywy. Próbujący łączyć cielesność i duchowość. Nadmiar i ascezę. Zmierzający do harmonii.

Zupełnie inaczej niż "Desordre" - spektakl przygotowany przez Polski Teatr Tańca i Rialto Fabrik Nomade - który chaosem się karmi i chaos po sobie zostawia. Różne środki wyrazu (taniec: improwizowany i zakomponowany, instalacja, projekcje, śpiew, muzyka wykonywana na żywo) zostają ze sobą w bardzo luźny sposób połączone. Podobnie jak motywy, tematy, które sygnalizuje się widzowi: polskie wspomnienie o babci i dziadku z czasów II wojny światowej, słowo "cmentarz" poddawane dziwnym lingwistycznym eksperymentom w różnych językach, rozmowa prowadzona po francusku, w której pojawia się słowo "Pologne"...). A do tego gitarowa solówka jednego z tancerzy, śpiewne, ciągnące się w nieskończoność zawodzenia tancerki, radosne galopady całego zespołu wypełnione powtarzającymi się skokami, upadkami, wspinaniem się na palce. Bardzo to skądinąd interesujące, ale nie dłużej niż przez kwadrans. Osobno wyeksponowane zostały jeszcze performerskie zmagania solowe z przestrzenią i czasem, i tematami schowanymi we wnętrzach artystów tak głęboko, że dla widza zupełnie nieczytelnymi. Moje próby skomunikowania się z tym spektaklem spełzły na niczym. Trudno było mi w związku z tym ulec nastrojowi tancerzy, którzy - trzeba to napisać - z pełnym zapałem, oddaniem i widoczną radością oddawali się temu przedsięwzięciu. Z jakiego powodu: jako żywo, nie wiem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji