Artykuły

Brukasz naszą ziemię, jesz naszego szczura

Pójść na sztukę wyreżyserowaną przez Petera Brooka to odbyć teatralne święto - o spektaklu "The Prisoner" Teatru Bouffes du Nord w reż. Petera Brooka i Marie-Hélene Estienne, prezentowanym w Instytucieo Grotowskiego we Wrocławiu, pisze Jarosław Klebaniuk w Teatrze dla Wszystkich.

Industrialna przestrzeń Piekarni przy ulicy Księcia Witolda zapełniła się delikatnym światłem. Scenografia przywołująca pustynniejący las, z suchymi gałęziami, kamieniami, patykami, rozległą pustką, tworzyła tło do tragicznej opowieści. Bose stopy współcześnie ubranych aktorów przypominały o tym, że takie wydarzenia bardziej pasują do innej kultury, zapewne też innej etniczności. Miłość wprawdzie bywa wszędzie, jednak przyzwolenie dla kazirodztwa i okrutne ukaranie gwałtownej reakcji na nie wydaje się czymś odległym i obcym.

Trudno było nam w drodze do samochodu wydobyć esencję z tej opowieści. Ela, poruszona bardziej niż ja, stwierdziła z przekąsem, że spektakl był o daleko posuniętej tolerancji. Bratu nie przeszkadzało, że jego brat sypia ze swoją córką, a i jej bratu w zasadzie też tylko dlatego, że sam jej pożądał. W poszukiwaniu zaś uniwersalnego przesłania opowieści można było faktycznie utknąć w okolicach więzienia. Gdyby nie zostało zburzone, to zapewne główny bohater spędziłby przed nim kolejne dziesięć lat. Trudno też było dostrzec jakąś jego wewnętrzną przemianę, która przełożyłaby się na zachowanie. Owszem, nauczył się tkwić w miejscu bez złości. Ale fakt, że będzie nosił więzienie w sobie i nie potrzebuje jego widoku nie świadczył o jakiejś transgresji, a wręcz przeciwnie - o interioryzacji tego, co było symbolem zniewolenia. Na poziomie znaczeń spektakl wzbudził więc konfuzję i dyskomfort. Owszem, zdobycie wykształcenia medycznego i chęć pomocy członkom lokalnej społeczności przez Nadię (matkę córki własnego ojca) miało aż nadto optymistyczny wydźwięk. W tej smutnej opowieści stanowiło niemal hollywoodzki akcent. Scenariusz zatrzymał się zaledwie o centymetr przed szczęśliwym zakończeniem z kiczowatych filmów.

Opowieść snuta była w spokojny, statyczny sposób. Parę scen gniewu, rozpaczy czy szczęścia nie zburzyło jego dostojnej równowagi. Pojawiające się na scenie niespodziewanie postaci - duch ojca, mieszkaniec wioski, strażnicy, siostra próbująca znaleźć ojca dla dziecka - wszystkie one przegrywały z pokutą zadaną ojcobójcy. Nie byliśmy jednak razem z nim skazani na jakąś jednolicie ponurą katorgę. Uśmiechnąłem się, gdy po trzech miesiącach znoszenia obecności obcego mieszkaniec pobliskiej wioski zgłosił pretensje: "Brukasz naszą ziemię ekskrementami, a teraz jesz naszego dzikiego szczura". Ożywiła i rozbiła monotonną narrację scena ze strażnikami oferującymi alkohol, zabawę i śpiew. Dowcip o erekcji i rybach złamał też nieco koturnową (Ela określiła ją wręcz jako manieryczną) konwencję. Zobaczyliśmy trochę żywiołowego, radosnego aktorstwa i wyszukanego humoru. Ten ostatni, w czarnej wersji, pojawił się także, gdy drwal został zatrudniony do ścinania głów skazańców.

W momencie gdy wuj przeprowadził winowajcę do tajemniczego lasu pod święte drzewo, pod którym zabity później w złości ojciec za życia oczyszczał się pięciodniowym postem zupełnym, poczułem trudny do nazwania zapach. Mógł pochodzić z jakiegoś drewna lub rośliny i pozostał już ze mną do końca przedstawienia. Nie ustaliłem jego źródła i zastanawiałem się, czy były jakieś ukryte dysze, czy nietypowo użyta została klimatyzacja, czy też może po prostu ubrana jak do opery kobieta siedząca obok spociła się i zaczęła wydzielać złamaną woń cedrowych perfum. Dodało to jedną zagadkę więcej do magii spektaklu, do tej nieodgadnionej aury niejasnych intencji twórców i ukrytego charakteru przemiany pod wpływem dziwacznej pokuty.

Nieobecność muzyki, nieliczne odgłosy zwierząt, długie chwile ciszy, znaczenie nadane niemal każdemu słowu, a także pantomimiczne odgrywanie niektórych czynności czy interpersonalnych gestów - wszystko to złożyło się na spektakl pełen skupienia i nieporównywalny do żadnego innego, poza oczywiście innymi produkcjami Brooka. Gdy przed laty oglądaliśmy "Eleven, twelve", to zapadła nam w pamięć podobnie surowa scenografia, skupienie w grze, waga padających słów i aura kulturowej egzotyczności. Te charakterystyczne cechy reżyserskiej ekspresji powtórzyły się w "Prisonerze". Gdyby ktoś spytał, czy to było dobre, odpowiedziałbym bez wahania, że tak. Gdyby jednak pytanie dotyczyło rozwoju reżyserskiego warsztatu wielkiego mistrza, miałbym kłopot odwiecznie związany z przetargiem między szczerością a byciem miłym. Niedawno po trzydziestu kilku latach obejrzałem nowy spektakl w reżyserii Janusza Wiśniewskiego. Najbardziej charakterystyczne użyte środki do złudzenia przypominały te z "Końca Europy" z 1983 roku. Jako nastolatek byłem zachwycony tamtym festiwalowym pokazem. "Chory z urojenia" w 2017 roku również mi się podobał, ale raczej z uwagi na podobieństwo niż zaskoczenie.

"The Prisoner" może zapewne zostać odczytany metaforycznie, a w poszczególnych scenach warto poszukać ukrytych sensów. Jednak całe przedstawienie obroniło się przede wszystkim dzięki subtelnemu, a miejscami pełnemu emocji aktorstwu znakomitego zespołu. Na mnie największe wrażenie zrobiła Kalieaswari Srinivasan, balansująca między wstrzemięźliwością a przekonująco żywiołową ekspresją. Warto jednak podkreślić, że cała piątka - oprócz wspomnianej: Hayley Carmichael, Hervé Goffings, Vasanth Selvam i Omar Silva - zagrała świetnie: komunikatywnie i przekonująco. Poza tym w tych nielicznych chwilach, gdy aktorzy mogli pozwolić sobie na uśmiech i radość, ujawnili tyle ciepła i osobistego uroku, że trudno nie uznać tego za wartość dodaną. Widać też było, jak bardzo cieszyli się na tych zasłużonych, wielokrotnych brawach. Cieszyliśmy się z Elą wraz z nimi.

Jarosław Klebaniuk - Instytut Psychologii, Uniwersytet Wrocławski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji