Artykuły

Wrocław. Spektal studencki "Słaby rok" zbyt mocny dla uczelni?

Dyplom IV roku wydziału lalkarskiego wrocławskiej Akademii Sztuk Teatralnych wywołał burzę. "Słaby rok" najpierw zdjęto z afisza, żeby półtorej godziny później pozwolić mu na powrót. Ale studenci dostali szlaban na wyjazd z nim na Festiwal Szkół Teatralnych do Łodzi - odpowiedzieli listem otwartym do władz uczelni.

Wyreżyserowany przez Martynę Majewską "Słaby rok" [na zdjęciu] swój tytuł wziął od określenia, które w AST często padało pod adresem studentów IV roku wydziału lalkarskiego. Spektakl jest zabawny, pełen celnej autoironii ("Jestem średnia!" - śpiewa jedna z dyplomantek), ale i gorzki zarazem. Tworzywem są tu cierpienia młodych artystów - od egzaminów do szkoły aktorskiej, kiedy przez komisję są oceniane nie tylko talenty, ale i walory ciał kandydatów, przez marzenia (kiedy np. chce się być jak Janusz Gajos) i ich rozbijanie się o rzeczywistość, po stygmat lalkarzy, których w szkolnej nomenklaturze od aktorów dramatycznych oddziela sztuczna linia podziału.

Mimo że wielu absolwentów lalkarstwa kończy w teatrach dramatycznych - obok takich lalkarskich gwiazd jak Agata Kucińska czy Anna Makowska-Kowalczyk absolwentami wrocławskiego wydziału są m.in. Marcin Pempuś (dziś w warszawskim Teatrze Studio), Przemysław Bluszcz (dziś w zespole stołecznego Ateneum), Angelika Cegielska (Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu), Wiesław Cichy (Wrocławski Teatr Współczesny) czy Paweł Palcat (Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy).

O co poszło?

W przypadku pokazu w ubiegły wtorek, który rozpoczął się z półtoragodzinnym opóźnieniem, poprzedzonym anonsem na facebookowym profilu AST, że "z przyczyn niezależnych" zostanie odwołany, miało pójść o prawa autorskie. Chodziło o cytat z listów Agnieszki Osieckiej do Jeremiego Przybory, piosenkę "Wariatka tańczy" tej samej autorki (jej tekst został w przedstawieniu w znacznym stopniu zmieniony) i kilkunastosekundowy fragment filmu "Body/Ciało" z Gajosem. Władze mówiły, że nie były pewne, czy ich wykorzystanie jest zgodne z prawem.

- Uznałam, że AST nie stać na poniesienie ryzyka finansowego, dlatego podjęliśmy decyzję o wstrzymaniu prezentacji spektaklu - tłumaczy Aneta Głuch-Klucznik, dziekan wydziału lalkarskiego. - Ale nie chcemy niczego cenzurować - dyplom przeszedł odbiór przez pedagogów wchodzących w skład rady wydziału, został dopuszczony do eksploatacji. Jedyne, co budziło nasze wątpliwości, to pojawienie się logo szkoły w jednej ze scen. Poleciliśmy je usunąć, natomiast co do reszty zostawiamy studentom całkowitą wolność wypowiedzi.

Martyna Majewska, reżyserka "Słabego roku": - O wykorzystaniu wszystkich tych fragmentów uczelnia wiedziała od dawna. Korzystam z nich zresztą na zasadzie tzw. prawa cytatu, są przetworzone, w zmienionym kontekście, użyte jako pastisz - w takim wypadku jest to całkowicie dopuszczalne. I podkreśla:

Mam wrażenie, że na kwestię praw autorskich nałożyła się ewidentna niechęć niektórych profesorów do naszej pracy.

Ostatecznie we wtorek odbył się pokaz zamknięty, choć zostali na niego wpuszczeni wszyscy widzowie, którzy przybyli tego popołudnia do teatru.

W środę reżyserka podpisała oświadczenie, na mocy którego bierze na siebie odpowiedzialność za kwestie dotyczące praw autorskich do utworów wykorzystanych w spektaklu. Dzięki temu ostatni w kwietniowym secie pokaz "Słabego roku" mógł się odbyć. To porozumienie ma obowiązywać do momentu wyjaśnienia wątpliwości przez eksperta od spraw autorskich.

Dziekan obiecuje, że w maju "Słaby rok" wróci na afisz i będzie grany tak często, jak się tylko da.

Spektakl za mało lalkowy?

Pozostaje jednak kwestia wyjazdu dyplomantów na festiwal do Łodzi, na który nie zgodziły się władze uczelni. Studenci wydziałów lalkarskich prezentują tam swoje przedstawienia poza konkursem - ten jest zarezerwowany dla dyplomów wydziałów dramatycznych. Ale nawet taki pokaz może zaowocować choćby propozycjami angażu ze strony dyrektorów teatrów.

Władze uczelni jako powód niewysłania "Słabego" na łódzki festiwal podały, że jest on "za mało lalkarski", bo występują w nim tylko dwie lalki i kilkanaście innych form teatralnych.

Ale rzeczywiście aktorzy pojawiają się przede wszystkim w żywym planie. I twierdzą, że jest to odpowiedź na zapotrzebowanie współczesnego teatru, także tego lalkowego, który coraz częściej odchodzi od tradycyjnych form.

Napisali list otwarty do organizatorów festiwalu i do władz uczelni, w którym domagają się wyjazdu do Łodzi: "Jesteśmy zaskoczeni, że w oczach Władz Uczelni spektakl nie reprezentuje lalkowości" i zadziwia nas rozdźwięk pomiędzy interpretacjami tego pojęcia. Oczywistym jest dla nas, że jak każde pojęcie w sztuce ma ono nieostre granice i my, jako artyści, mamy prawo i obowiązek te granice eksplorować i renegocjować. Zgłębiliśmy i szanujemy klasyczne rozumienie teatru lalek, ale nie czujemy się zobowiązani do tego rozumienia ograniczać, zwłaszcza w pracy dyplomowej. () Prosimy o szansę konfrontacji naszego spektaklu z dyplomami innych wydziałów w ramach Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi. Nie chcemy być wykluczeni. Uważamy, że dyplom,,Słaby rok" godnie reprezentuje Wydział Lalkarski".

Studenci III roku, którzy na festiwal mieli pojechać w zastępstwie dyplomantów, odmówili i zaprotestowali - po wtorkowym spektaklu krzyczeli z widowni: "Jedźcie do Łodzi!".

- Szanujemy głos studentów, ale z organizatorami łódzkiego festiwalu wiąże nas dżentelmeńska umowa - rektorzy szkół teatralnych przychylili się do naszych próśb o możliwość prezentacji dyplomów lalkarskich, ale pod warunkiem, że to będą spektakle lalkowe - tłumaczy Aneta Głuch-Klucznik. - Czy warto walczyć o więcej? Sądzę, że za chwilę rzeczywistość zweryfikuje te podziały, ale skoro przyjęliśmy te reguły, musimy ich przestrzegać. Poza tym jesteśmy częścią uczelni krakowskiej, o możliwości wyjazdu decyduje rektor AST Dorota Segda, a po obejrzeniu "Słabego roku" podkreślała talenty studentów, ale i tę zasadę, której musimy się trzymać - lalkarze przywożą lalkarskie dyplomy.

Decyzję władz uczelni jako niezrozumiałą określa Jakub Krofta, dyrektor artystyczny Wrocławskiego Teatru Lalek. - Wychowałem się w rodzinie jednego z najsłynniejszych lalkarzy świata, który przez całe swoje życie zawodowe słyszał, że jego spektakle są za mało lalkowe - mówi. - Stosowanie takich kryteriów świadczy o braku wyobraźni i erudycji oceniających i jest powodem marginalizacji sztuki lalkarskiej w świecie współczesnego teatru, który coraz bardziej idzie w stronę łączenia różnorodnych środków wyrazu. To w efekcie totalnie zniechęca do pracy młodych lalkarzy. Trzeba też pamiętać, że wymagania, jakie stają przed współczesnym aktorem teatru lalek, są bardzo szerokie, a umiejętność animacji tradycyjnych form jest tylko jednym z nich. Nie rozumiem też, dlaczego praca Martyny Majewskiej, jednej z niewielu absolwentek reżyserii teatru lalkowego na wrocławskiej AST obecnych w polskim teatralnym mainstreamie, jest poddawana takim wątpliwościom. Popieram postulaty autorów listu i proszę decydentów o rozsądek, a kolegów o wsparcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji