Artykuły

Grotowski i Angelina Jolie

20 lat po śmierci reformatora teatru Jerzego Grotowskiego jego dzieło rozpala wyobraźnią artystów, a biografia, jednocześnie heroizowana i demistyfikowana, prowokuje do fundamentalnych pytań - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Nie ma żadnych wątpliwości, że bez jego dokonań nie byłoby współczesnego teatru. Zwykli widzowie często nie zdają sobie sprawy, że nawet tak zwany teatr środka czerpie z poszukiwań Grotowskiego. Czynią to najważniejsi artyści na świecie, co dla Polaków wciąż ma znaczenie, bo wbrew temu, do czego namawiał Witold Gombrowicz, lubimy przypisywać sobie dokonania największych. A w teatrze Grotowski ma takie znaczenie jak w muzyce Chopin.

Wszystko zaczęło się, gdy w 1959 r. Jerzy Grotowski przejął wraz z aktorami, kierownikiem literackim Ludwikiem Flaszenem i architektem Jerzym Gurawskim Teatr 13 Rzędów w opolskim rynku, kameralną salę o powierzchni 72 metrów kwadratowych. W nowatorski, a wtedy uważano, że "bluźnierczy", sposób wystawiał arcydzieła narodowe. W "Dziadach" (1961) zrezygnował z martyrologii, historii i polityki "III części" i pozostawił tylko metafizyczną "Wielką Improwizację". Zatarł podział na scenę i widownię. Postawił na obrzęd i wspólnotę. Formę "Kordiana" (1962) wywiódł ze sceny szpitala wariatów, którymi byli aktorzy i widzowie, zasiadający na dwupiętrowych metalowych łóżkach.

W "Akropolis", gdy zaczął się w jego twórczości etap "teatru ubogiego", motyw Zmartwychwstania został przeniesiony w pejzaż katastrofy Auschwitz, którą zaprojektował więzień obozu, awangardowy plastyk Józef Szajna. W "Tragicznych dziejach doktora Faustusa" (1963) wszyscy byli uczestnikami pożegnalnej uczty tytułowego bohatera, rozliczającego się z życiem.

Już w czasie "Kordiana" nazywał swój teatr laboratorium aktorskim. Oficjalnie stał się nim po przenosinach do Wrocławia. W 1965 r. odbyła się tam premiera "Księcia Niezłomnego" o poświęceniu zmysłów i ciała na rzecz wartości nadprzyrodzonych, zaś w 1969 r. "Apocalipsis cum figuris" opartego na Ewangelii, z motywem powtórnego przyjścia Chrystusa.

Z kolei jego projekt Teatr Źródeł obrodził parateatralnymi działaniami "Spe-cial Project" (1973-1976) i "Przedsięwzięcie Góra" (1977)- Nawiązując do dawnych rytuałów, zaowocował wyprawami na Haiti, do Wierszalina, Meksyku i Indii. W1985 r. Grotowski utworzył centrum swojego imienia w Pontederze w Toskanii, gdzie zmarł. Dekadę później cały teatralny świat obchodził jego rok pod auspicjami UNESCO.

Akt totalny

Spór o interpretację Grotowskiego wciąż trwa. Bronisław Wildstein napisał książkę "Mistrz", teraz Tadeusz Słobodzianek pisze o nim sztukę. Mamy dokumenty "Próba portretu" Marii Zmarz-Koczanowicz i "Księcia" Karola Radziszewskiego. Właśnie trwa Grotowski Fest na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Ale fenomen Grotowskiego polega również na tym, że stając się legendą, Mistrzem, Guru globalnego teatru - nawet dla młodych teatrologów, co dopiero zwykłych widzów, pozostaje zagadką. Metoda Grotowskiego urasta do rangi Graala, o jakim wielu słyszało, lecz nie wiadomo dokładnie, czym jest.

- Grotowski prowadził różnego rodzaju poszukiwania teatralne, parateatralne i pozateatralne, kulturowo-antropologiczne - mówi "Plusowi Minusowi" Teresa Nawrot, członkini Laboratorium (1971-1984), jedyna czynna zawodowo aktorka Grotowskiego, która stosuje jego technikę. - Byłam aktorką po warszawskiej szkole teatralnej, gdzie uczono tradycyjnego teatru, tymczasem Grotowski wszystkie elementy typowe dla tradycyjnego teatru w swoich działaniach likwidował. Pozbawił nas sceny, scenografii, muzyki odtwarzanej mechanicznie, prawie wszystkich rekwizytów i kostiumów. Na nagiej podłodze zostawił prawie nagiego człowieka. Bo w Laboratorium najważniejszy był kontakt z drugim człowiekiem. Aktor sam sobą musiał przyciągnąć uwagę widza, którego Grotowski nazywał świadkiem zdarzenia. Spektakle Grotowskiego nigdy nie trwały więcej niż 50 minut - były zbyt wyczerpujące fizycznie i psychicznie. Mógł je wytrzymać tylko aktor totalny. Aby się obronić, musiał pogłębić swoje wnętrze, głos, muzykalność, wypracować sprawność fizyczną.

Dlatego powstały ćwiczenie głosowe, cielesne i oddziałujące na wyobraźnię.

- W Opolu Grotowski grał dla małej grupy widzów i mało kto, poza specjalistami, interesował się nim - mówi Teresa Nawrot.

- Jednak w 1969 r. pojechał do Ameryki, gdzie pokazał "Księcia Niezłomnego" na Broadwayu i stał się odkryciem. Wkrótce rozpoczął się okres, kiedy PRL pod rządami Edwarda Gierka chciała grać rolę nowoczesnego socjalistycznego państwa, dziewiątej potęgi na świecie - popierano więc wszystko, co władzę ludową promowało, a nie było politycznie podejrzane. Tworząc wyjątkowy w skali światowej zespół, służyliśmy też, chcąc nie chcąc, promocji wspaniałej socjalistycznej Polski. Wiedziałam, jaka jest. Żyłam w tym szarym kraju, nigdzie nie wyjeżdżając, a mój pierwszy wyjazd zdarzył się, gdy miałam dwadzieścia kilka lat - i od razu do Ameryki, do Nowego Jorku! Przeżyłam tak wielki szok. Na wielkim przyjęciu miałam okazję przywitać się z Rogerem Moore-'em. Paradoks polegał na tym, że Grotowski jeździł i do biednych, i do bogatych. Czasem spaliśmy w śpiworach na klepisku, a czasem w najbardziej ekskluzywnych apartamentach. Najwspanialsze było to, że poprzez nasze działania mieliśmy dostęp do ludzi interesujących się kulturą i teatrem na całym świecie, z którymi mogliśmy rozmawiać o ich najważniejszych sprawach. Wszyscy otwierali przed nami swoje serce. Dzięki temu tak wiele przeżyłam i się nauczyłam - wspomina.

Kiedy sztuka mogła stać się wizytówką PRL na świecie, władze nie żałowały pieniędzy na dotacje. - Nie dość, że mieliśmy piękne sale w rynku przy ratuszu, to jeszcze w Brzezince pod Wrocławiem poniemieckie gospodarstwo z salami prób: łącznie cztery hektary ziemi, dziewiczy las, cudowne jezioro, wodospad, na co szły gigantyczne pieniądze - wspomina aktorka. - A Grotowski nie wpuszczał na salę więcej niż sto osób, dlatego można powiedzieć, że był to najbardziej deficytowy teatr świata. Na samym początku w 1971 r. dostałam pensje 2800 zł, gdy moi koledzy z innych teatrów dostawali 1200 zł. Za granicą zarabialiśmy jeszcze w dewizach. Diety za działania zespołowe nie były duże, ale honoraria za wykłady i praktyki - już tak. Kiedy wracaliśmy do Polski, byliśmy zamożnymi ludźmi. Doszło do tego, że "Trybuna Ludu", organ KC PZPR, napisała, że to skandal, by Teresa Nawrot zarabiała duże pieniądze, bo powinna panować równość zarobków.

Jednocześnie zespół Grotowskiego żył w ścisłym, wewnętrznym reżimie. - Na pewno nie nazwałabym tego ani zakonem, ani komuną - komentuje Teresa Nawrot. - Byliśmy małym zespołem. Na pewno niełatwe było przebywanie z tymi samymi ludźmi 25, a nawet 14 lat, zwłaszcza gdy byliśmy w nieustannych podróżach. Jestem warszawianką, teoretycznie mieszkałam we Wrocławiu, aleja nie znałam Wrocławia, bo albo wyjeżdżaliśmy, albo pracowaliśmy w Brzezince, niezwykle ciężko pracowaliśmy, na co sami się zdecydowaliśmy. Nikt nas do niczego nie zmuszał, czuliśmy się wręcz szczęśliwcami. Ale byliśmy też jak króliki doświadczalne, bo przekraczaliśmy możliwości ludzkiego ciała i psychiki. Prowadziliśmy ćwiczenia ruchowe przez 36 godzin albo 40 godzin. Spać można było, dopiero gdy pracowaliśmy kilka dób.

W zespole zabronione były kontakty seksualne, alkohol, o narkotykach nikt nie słyszał. - Zakaz kontaktów seksualnych nie zdał egzaminu, bo i tak łączyliśmy się w pary - mówi aktorka. Gdzie i kiedy mieliśmy to robić, gdy żony moich kolegów były w Polsce, a my lecieliśmy na pół roku do Australii, potem byliśmy pięć miesięcy w Ameryce, trzy miesiące we Francji, dwa miesiące we Włoszech - zdani sami na siebie? Powstawały niezwykle mocne związki miłosne. Pomysł z zakazem kontaktów seksualnych nie był z perspektywy Grotowskiego zły. Gdy człowiek nie może wyładować emocji w seksie, wyładowuje je w pracy. Chodziło o to, żebyśmy wszystkie emocje skumulowali do ćwiczeń i gry. Byliśmy niemal w rozpaczy, że nie możemy nikogo kochać, nie możemy wyzwolić swoich namiętności, i to kompensowaliśmy w grze. Dlatego była tak pogłębiona.

O Laboratorium zaczęło być w Polsce głośno, gdy o "Apocalipsis cum figuris" krytycznie w homilii wypowiedział się prymas Wyszyński.

Jak ojciec

Teresa Nawrot nie pamięta żadnych ingerencji cenzury. - Grotowski nie robił teatru politycznego. Nie było się do czego przyczepić. Na tym tle groteskowo wypada ciągłe porównywanie Laboratorium do amerykańskiej grupy The Living Theatre. Oni byli autentyczną komuną, nie mieli żadnych dotacji, uprawiali polityczny teatr, siedzieli za to w więzieniu, klepali biedę, kochali się między sobą, mieli wspólne dzieci, które podróżowały z nimi. My nie byliśmy komuną, nie byliśmy polityczni, nie mieliśmy wspólnych dzieci, nie prześladowano nas, tylko dotowano. Byliśmy teatrem otwartym na człowieka. Graliśmy przedstawienia o jego radości i smutku, o jego doli i niedoli.

Warto skomentować opinie środowisk domagających się lustracji o tym, że mocna pozycja Grotowskiego mogła brać się z faktu, że Służba Bezpieczeństwa miała na niego haki, że jako członek PZPR był przez władzę chroniony, jednak na jej warunkach. - Uważam, że to absolutna bzdura - podkreśla Nawrot. - Oczywiście, w naszym zespole musiał być ktoś z ubecji, bo nie było na to siły. Nie podam żadnego nazwiska, ale oczywiście się domyślam. Musiało tak być, bo jeździliśmy po całym świecie, a nikogo nie mieliśmy przydzielonego z urzędu. Jednocześnie Grotowski bardzo pilnował, żeby nie przekraczać zakazów, który szły z góry, a przed każdym wyjazdem zagranicznym mieliśmy zebranie, na którym było mówione, czego nam nie wolno: używać narkotyków, przywozić pornograficznych pism, udzielać wywiadów, które miałyby podłoże polityczne, przyjaźnić się z przedstawicielami Polonii lub emigracji, a także ze znanymi osobami, bo to niebezpieczne. Kontaktując się z Romy Schneider, musiałam to ukrywać.

Coraz częściej w biograficznych publikacjach pojawiają się głosy o wypartym homoseksualizmie twórcy Laboratorium, jego fascynacji pięknymi aktorami: Zbigniewem Cynkutisem występującym w "Tragicznych dziejach doktora Faustu-sa", Zygmuntem Molikiem z "Akropolis" czy Ryszardem Cieślakiem grającym w "Księciu Niezłomnym" i "Apocalipsis cum figuris".

- Faktem jest, że w jego zespole były tylko trzy kobiety, a każdy z jego aktorów w swoim czasie był piękny i młody - przyznaje aktorka. - Tylko oni grali główne role. Ale z żadnym z nich nie współżył. Wszyscy byli hetero, mieli żony i kochanki. Nigdy Grotowski nie ujawnił się seksualnie, dlatego nie można powiedzieć, jaki pod tym względem był. Moim zdaniem mógł być zakamuflowanym, biernym homoseksualistą lub impotentem, ale nie wiem tego na pewno. Jako jego asystentka razem z nim mieszkałam i przez 14 lat naszej współpracy nie jest możliwe, bym nie zauważyła, że ma związek z kobietą albo mężczyzną. A nie widziałam nic takiego. Był jak komputer. Był pracoholikiem. Wyżywał się w pracy.

- Z kolei moi koledzy mieli żony, które czekały na nich z dziećmi. Na mnie nikt nie czekał. Żadna z nas, trzech aktorek Laboratorium, nie założyła rodziny, nie ułożyła sobie życia, nie ma dzieci - mówi Teresa Nawrot. - W Laboratorium byłam dla kolegów matką, siostrą, pielęgniarką, opiekunką. Kiedyś na to się wściekłam i powiedziałam Grotowskiemu: "Mam dosyć, chcę mieć normalne życie, normalnego mężczyznę, ożeń się ze mną, na rany boskie!". Powiedział do mnie bardzo pięknie: "Tereniu, gdybym ja mógł ci zapewnić to, co mężczyzna może zapewnić kobiecie, gdy się z nią żeni - od razu bym to zrobił. Ale nie potrafię".

Nie miał pojęcia o intymnych relacjach, ale opiekował się swoim zespołem. - Właściwie kochałam go jak ojca, bywało jak w rodzinie, gdzie czasami się kochamy, a czasami nienawidzimy - zauważa aktorka. - Mój ojciec wcześnie zmarł, dlatego w pewnym sensie Grotowski ojca mi zastępował. Ale był też po ojcowsku mistrzem, a samo przebywanie z nim było moim drugim uniwersytetem. Rozmowy były wspaniałą nauką, sugerował lektury, dawał dostęp do muzyki, która była w Polsce nieobecna. Jeśli ktoś czuł się wyczerpany - dostawał nawet pół roku płatnego urlopu. Kiedy Jerzy otrzymał w nagrodę małego fiata - oddał go wszystkim do dyspozycji. Nagrodami pieniężnymi też się z nami dzielił.

Paranoja i ironia

Laboratorium było miejscem pielgrzymek, kwitł swoisty kult. - Grotowski przyciągał wiele osobistości z całego świata, co widziałam z bliska jako jego asystentka podczas Teatru Narodów w 1975 r. Przyjechali najwięksi -Peter Brook, Eugenio Barba, Luca Ronco-ni, Jean Louis Barrault i Andre Gregory - przypomina Nawrot. - To było wspaniałe święto i spotkania. Sama przeszłam przez warsztat Brooka. Było tam mnóstwo stażystów, wśród nich mój przyszły francuski mąż. Ale kręciło się też wokół nas wielu rodaków, którzy szukali kontaktu z obcokrajowcami, żeby dostać zaproszenie i wyrwać się z kraju. Najpierw przyczepiali się do Grotowskiego jak pijawki, wychwalali go jak guru, prawie po nogach całowali. Było też wielu młodych ludzi niewiedzących, czego chcą, zagubionych, którzy myśleli, że jak przejdą staż - będą wiedzieć, jak się wybić w życiu, więc potem często mieli pretensje, że ich Grotowski nie zbawił. Takich pretensji wysłuchiwałam nawet po latach. Stało się tak dlatego, że urósł mit Grotowskiego jako guru i mistrza, który ma coś wielkiego do przekazania, a nie jest jedynie twórcą techniki aktorskiej.

Teresa Nawrot podkreśla, że skupia się na tym, co po Grotowskim zostało aktualne. - Tego można na co dzień nauczać, co robię od 35 lat w berlińskiej szkole Reduta, którą sama założyłam. Uczę grupy wielonarodowe techniki aktorskiej Grotowskiego. Wbrew temu, co się mówi, że służy tylko do grania dramatów i przeżywania, "duszaszczypatielnego" rozrywania szat - zrobiłam tą techniką "Sen nocy letniej" Szekspira, który jest przecież komedią. Byliśmy z nią na międzynarodowych festiwalach w Wiedniu, Moskwie, Ołomuńcu, Brnie, Bydgoszczy i wszędzie zdobywaliśmy główne nagrody. Poza tym, technika Grotowskiego funkcjonuje teraz znakomicie w kinie akcji, na przykład w każdym filmie z udziałem Angeliny Jolie, gdzie jest mnóstwo akrobatyki połączonej z działaniami psychicznymi. Zwłaszcza tam ciało aktora musi dać sobie radę, znajdując się w ekstremalnych sytuacjach. Jednocześnie musi sprawnie działać głos i wnętrze. - Moi studenci przychodzą często do mnie, mówiąc: "Teresa, dziękujemy ci, że nauczyłaś nas techniki Grotowskiego, bo byśmy sobie w filmach akcji nie dali rady". 0 tym Grotowskiemu się nie śniło. Pewnie jak to słyszy, przewraca się w grobie, bo filmy akcji go nie interesowały - uśmiecha się.

Ci, którzy interesują się techniką Grotowskiego, mogą przeczytać o niej w książce Elżbiety Baniewicz "Rozmowy z Teresą Nawrot. Technika aktorska Jerzego Grotowskiego", której polski nakład wyczerpał się w trzy miesiące.

- A ja mogę dziś powiedzieć, że pomogli mi Niemcy, a Polacy nic - stwierdza.

- Moim zdaniem nigdzie w Polsce technika Grotowskiego nie jest kontynuowana - w żadnym teatrze, w żadnej szkole teatralnej. Od lat jestem związana z łódzką szkołą teatralną, i tam od czasu do czasu, dosyć regularnie, prowadzę zajęcia z aktorami, ale to są tylko warsztaty, trwające najwyżej 5,10 dni. Berlińska Reduta, którą założyłam, jest więc jedyną szkołą na świecie zajmującą się nauczaniem techniki Grotowskiego, która wpleciona jest w 3,5-letni cykl nauki aktorstwa. Z Polski dostałam tylko medale, które leżą w szufladzie. Powinien mnie promować jako jedyną żyjącą i aktywną aktorkę Grotowskiego - Instytut Grotowskiego. Ale nie robią tego, udają, że mnie nie ma. Pojechałam tam, chciałam nawiązać kontakt, ale zostałam zignorowana. Zapraszam ich do mnie na wszystkie wydarzenia - nie przyjeżdżają! Ironią losu jest to, że dostawałam z Instytutu Grotowskiego zaproszenia na staż, który prowadził mój uczeń, aleja takiego stażu już poprowadzić nie mogłam. Nagrałam na filmie ćwiczenia Grotowskiego - od pierwszych, poprzez budowę roli do spektaklu. Nigdzie nie był publikowany. Powinien być lepszy technicznie, ale sama wszystko finansuję i nie stać mnie na więcej. Technika Grotowskiego wymaga sprawnego ciała. Mam 71 lat i jeszcze daję radę. Ale ile jeszcze to potrwa?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji