Artykuły

Amatorzy zagrali Szekspira w uroczysku. Mieszkańcy zdecydowali o wyborze sztuki i w niej wystąpili

"Sen nocy letniej" Szekspira wydarza się w ateńskim lesie. Ten w wykonaniu grupy aktorów pod czujnym okiem ich artystycznego przewodnika, Dariusza Jezierskiego, ma miejsce w Rudach Raciborskich - w uroczysku Buk, które znów powoli budzi się do życia - pisze Marta Odziomek w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Kręta droga, przy niej schludnie wyglądające domki, jeden obok drugiego. Za nimi łąki, pola, lasy. Wśród nich schowany jest stary amfiteatr, czyli dawna muszla koncertowa. Wokół kilka zabudowań, w których kiedyś znajdowały się restauracja i klub nocny, nieczynny basen oraz domek myśliwski.

To w nim mieszka i urzęduje społecznik, reżyser teatralny i przedsiębiorca Dariusz Jezierski. Przeprowadził się tu z Gliwic niecałe trzy lata temu i razem ze swoją partnerką, fizjoterapeutką i aktorką Anną Maksym, postanowił przywrócić to miejsce światu.

Najpierw głównie poprzez organizowane tu od czasu do czasu wydarzenia kulturalne, które prezentowane są mieszkającym w okolicy ludziom, chętnie w nich uczestniczącym. Potem chcą za pomocą sztuki aktywizować chorych, seniorów i wszystkich, którzy będą na to gotowi.

Tu kręcono kadry z "Zimnej wojny"

Do tej pory na scenie odnowionego amfiteatru, wśród wiekowych drzew, występowała już z recitalem Joanna Trzepiecińska, byli Krzysztof Daukszewicz i Mirosław Czyżykiewicz. Ze spektaklem przyjechał zaprzyjaźniony teatr z Gruzji. Latem miał miejsce Festiwal Słowiański. W amfiteatrze zagościli też filmowcy. Paweł Pawlikowski wraz z Joanną Kulig i Tomaszem Kotem. To tu była kręcona jedna ze scen nominowanej w tym roku do Oscara "Zimnej wojny". Scena ta miała zostać nakręcona w Zgorzelcu, ale Pawlikowski ostatecznie wybrał Rudy Raciborskie. - Potwierdził, że to miejsce jest magiczne i że tylko tu może ją zrealizować - wspomina Jezierski.

Faktycznie, coś jest w tym zielonym zakątku wyjątkowego. Ciszę przerywa tylko śpiew ptaków, a nie ryk silników samochodów. Przyroda co prawda upstrzona jest reliktami poprzedniego systemu w postaci betonowych zabudowań, ale wzrok i tak odpoczywa - od krzykliwych kolorystycznie reklam, szklanych budynków i tłumów głośnych ludzi. Czas ewidentnie się tu zatrzymał. Można przez chwilę odpocząć od miejskiego gwaru, wyciszyć umysł, pooddychać świeżym powietrzem.

- To miejsce nas znalazło. Mieszkamy w ponaddwustuletniej leśniczówce. Jako dzieci przyjeżdżaliśmy tutaj na kąpielisko. Nikt z nas nie pomyślałby, że jako dorośli ludzie będziemy razem odbudowywać ten amfiteatr - mówi Anna Maksym.

12 mieszkańców okolicy wygrało casting

Magia miejsca to jedno. Magia sztuki - drugie. Obydwa jej rodzaje Jezierski postanowił połączyć w wyreżyserowanym przez siebie spektaklu na podstawie którejś ze sztuk Williama Szekspira, do udziału w którym zaprosił amatorów, którzy mieliby czas i - co ważniejsze - ochotę zabawić się po godzinach w teatr. - Musiałem zareagować w jakiś sposób na te wizje, które mnie otaczają! Wcześniej wzbraniałem się przed Szekspirem, ale tutaj, gdzie panuje ten niesamowity mikroklimat, nabrałem ochoty na jego twórczość - wyjaśnia.

W styczniu przeprowadził casting. Ostatecznie do projektu pod hasłem "Rudy plays Shakespeare" zostaje zaangażowanych dwanaście osób w różnym wieku i o różnych profesjach: Agata Klimek, Agata Środa, Katarzyna Sowińska, Magdalena Gogół, Jolanta Sobik-Szymura, Damian Krzyśka, Patryk Strojewski, Jakub Łasut, Arkadiusz Bizok, Krzysztof Surma, Robert Pietrzela, a także wspomniana już Anna Maksym, partnerka reżysera, która ma najdłuższe doświadczenie sceniczne.

Niektórzy znają się ze "Złodzieja" według Wiesława Myśliwskiego - poprzedniego spektaklu realizowanego również przez Darka na zamówienie tutejszego parku etnograficznego.

Przed nimi trudne zadanie - w niecałe trzy miesiące muszą nauczyć się swoich kwestii i zbudować role. Poza tym - poćwiczyć dykcję i mowę ciała. I stworzyć zgraną paczkę. W głosowaniu poprzez profil na Facebooku mieszkańcy postanowili, że wystawiona powinna być komedia "Sen nocy letniej" (z dziewięciu innych tytułów napisanych przez Szekspira). Pasuje do tej lokalizacji jak ulał - lasów, czyli miejsca akcji, dostatecznie dookoła dużo. No i jest w niej przecież mnóstwo magii! Natomiast reżyser postanowił podnieść poprzeczkę jeszcze wyżej i dał aktorom do nauczenia się tekst przetłumaczony przez Stanisława Koźmiana - jeden z najtrudniejszych, bo pochodzący z dziewiętnastego stulecia.

- Na początku się przeraziłem, że społeczność wybrała właśnie "Sen...", bo nie przepadam za tą sztuką. Ale potem stwierdziłem, że dobrze się stało. Pasuje nam na przykład zabieg teatru w teatrze. Poza tym jest w niej pewien luz, lekkość, które wykorzystujemy. Dzięki temu aktorzy mogą bawić się swoimi rolami, cieszyć się nimi - mówi Jezierski. Nie chce, by nazywać swoich podopiecznych amatorami. - Są w tej grupie m.in. fotograf, kosmetyczka, ekonomistka, inspektor dozoru górniczego, stomatolożka, malarka, teolog czy fizjoterapeutka. Gdybym jednak powiedział, że to jest zespół amatorów, tobym ich obraził, ponieważ od stycznia wykonali ogrom pracy, głównie z archaizującym tekstem Koźmiana. Zrozumieli go, przyswoili, przetworzyli w sobie i zbudowali na jego podstawie role. Jak więc mogą być amatorami? - dodaje.

Anna Maksym, która w "Śnie nocy letniej" gra tragiczną, bo niekochaną, Helenę, potwierdza: - Oni pewnie sobie jeszcze nie zdają z tego sprawy, ale tak jest, choć stoją na początku tej drogi. Myślę, że mają szczęście, że się tu znaleźli.

Jeden aktor gra sześć postaci

Krzysztof Surma, informatyk i fotograf, nie pierwszy raz uczestniczy w projekcie Jezierskiego. - Spodobałem się reżyserowi podczas castingu do "Złodzieja", więc zaprosił mnie również do udziału w "Śnie...". Powiedziałem, czemu nie... Wcielam się tu aż w sześciu bohaterów, gram całą grupę teatralną, która przygotowuje spektakl z okazji zaślubin księcia Aten Tezeusza z Hipolitą. Do ich wykreowania użyłem pacynek, które zakładam na swoje kończyny - tłumaczy. Największe trudności, jak i pozostałym występującym, sprawiała mu nauka jedenastozgłoskowca.

- Trzeba pamiętać nie tylko co, ale i jak mówić. To jest chyba w tej sztuce najtrudniejsze - dodaje Krzysztof. I przyznaje, że taka forma "rozrywki", jak udział w próbach amatorskiego teatru, rozwija człowieka, pozwala mu przezwyciężać różne słabości, uczy odwagi. Nie ukrywa, że chciałby kontynuować udzielanie się w rudzkim teatrze. - Jeśli tylko Darek zaproponuje mi kolejną rolę, to bardzo chętnie się z nią zmierzę - deklaruje wesoło.

Jakub Łasut, uczący się w liceum nastolatek, biega po Buku w białej sukience. Dlatego, że zagra... kobietę, Hermię! - Bawię się tą rolą, choć nie jest łatwa. Musiałem przyzwyczaić się na przykład do tego, że ktoś mnie podrywa, a nie ja kogoś! Myślę, że fakt, iż gram kobietę, urozmaici całość. I pasuje do konwencji, którą stosuje Szekspir z zamienianiem ról - tłumaczy.

Agata Klimek, która gra Hipolitę, jest z zawodu protetyczką. Żeby udowodnić, że nadaje się do tej roli, zadeklamowała reżyserowi... wierszyk z przedszkola, który zna dzięki swojemu dziecku. - Na szczęście mam niewielką rólkę, więc nie musiałam uczyć się mojego tekstu zbyt długo. Jedyną trudnością były dla mnie przyjazdy na próby o określonych porach. Wiadomo, każdy z nas ma swoje obowiązki, rodziny, pracę - mówi.

Jej koleżanka Magdalena Gogół wystąpi z kolei w roli... eleganckiego i męskiego Lizandra, jednego z kochanków. - Jestem z zawodu wykładowcą akademickim, uczę malarstwa i jestem też malarką. Do Rud przyjeżdżałam kiedyś ze swoimi dziećmi. Cieszę się, że to miejsce znowu jest pełne życia i że rozwija się tu kultura, którą mogę współtworzyć - wyjaśnia. Miała okazję organizować też w amfiteatrze plener artystyczny, którego pozostałości - w rodzaju różnych rzeźb - stoją między drzewami.

Dla widowni trzeba było donieść krzeseł

Premiera "Snu nocy letniej" została wyznaczona na pierwszy piątek kwietnia. Nie pod dachem amfiteatru, ale w plenerze, na łące, wśród drzew. Popołudnie jest ciepłe, w powietrzu czuć już wiosnę, choć jasne niebo co jakiś czas zasnuwają niewielkie ciemne chmury, z których kropi deszcz. Dlatego kiedy przyjeżdżam do uroczyska, rzędy drewnianych ławek i krzeseł, czyli widownia, na której dziś zasiądzie publiczność, są odwrócone siedziskami do ziemi. Żeby nie zmokły. Jednocześnie wszyscy są dobrej myśli i wierzą, że do wieczora padać już nie będzie. Wszyscy, to znaczy zespół aktorów, który na przemian to wycisza się przed premierą, to czyni ostatnie przygotowania, reżyser oraz kilku jego pomocników. Nie ma tu grupy technicznych, a więc sami organizują miejsce występu. A właściwie dwa miejsca, ponieważ ten rudzki "Sen nocy letniej" będzie - jak by to powiedzieć? - mobilny.

Sam Jezierski, ubrany w dżinsy i fikuśną czarną marynarkę, też się dwoi i troi. Trzeba wszystko po raz kolejny sprawdzić, poprawić ustawnie reflektorów, coś tam jeszcze dokręcić, poinstruować pomocników w sprawie sprawnego wpuszczania na spektakl widzów, otworzyć na chwilę plenerowy bar, czyli zorganizować miejsce, w którym będzie można dostać gorącą kawę lub herbatę, bo wieczory przecież są jeszcze zimne. No i donieść jeszcze trochę krzeseł, bo okazuje się, że ludzi będzie więcej, niż przewidziano. Grubo ponad 60 osób.

- Szalenie się cieszę z tego dzisiejszego wieczoru, uwielbiam te chwile, kiedy oglądam efekt naszej pracy po raz pierwszy. Nigdy nie wiadomo, jak i co z tego wyjdzie - mówi radośnie twórca tego całego zamieszania.

Na godzinę przed "godziną zero" zwołuje wszystkich w jedno miejsce, czyli przed front swojej chatki. Pora na krótką rozgrzewkę. Aktorzy ćwiczą głos i wprawiają w ruch swoje ciała. Potem dziewczyny poprawiają makijaże. Następnie wszyscy znikają we wnętrzu leśniczówki.

Szekspirowskie frazy porywa echo

Za kwadrans siódma. Zaczynają schodzić się ludzie. Nie dowierzam, że będzie nadkomplet, ale oczywiście się mylę. Jest nadkomplet! Przychodzą krewni i przyjaciele artystów, znajomi twórców, ale także widzowie, którzy chcą po prostu przyjemnie spędzić wieczór. Są też lokalni dziennikarze i fotografowie.

Pora zaczynać. Reżyser włącza nastrojową muzykę i reflektory. Aktorzy wychodzą na plenerową scenę. Kulisami będą drzewa albo nie będzie ich wcale. Są nieco zestresowani, ale publiczność jest im życzliwa i wnet się rozkręcają. Prolog i epilog grają, mając za scenografię nieczynną zabetonowaną studnię. Środkowe akty przeniesione zostają bliżej lasu, na łąkę za leśniczówką. Tam aktorzy rozpalają ogniska, robi się jeszcze bardziej magicznie... Głównym polem gry jest wysepka siana, gdzie swój dziwny sen śni królowa elfów Tytania i wieśniak Pietrek z oślą głową, Hermia i Helena oraz Demetriusz i Lizander. Wszystko za sprawą fikuśnego Puka, który czaruje i miesza im w głowach.

Szekspirowskie frazy wypowiadane z różnym natężeniem przez rozluźnionych już aktorów porywa ze sobą echo i niesie dalej, w las. Dialogom wtóruje świergot ptaków i szum drzew. Z oddali niosą się głosy - może z jakiejś dyskoteki. Ogień to przygasa, to pali się wysoko. Kłęby dymu na chwilę zasłaniają to osobliwe leśne podium, ale zaraz rozwiewa je wiatr. Widzom oglądającym z zainteresowaniem poczynania bohaterów nie przeszkadza drobny deszczyk. Ani kąsające ich komary. A aktorom - fakt, że odziani są w raczej kuse kostiumy. Wszyscy owładnięci są czarami. Połączone tego wieczoru zostają udanie dwie - wydawałoby się wykluczające się - sfery: natura i kultura.

Spektakl nie jest jednak skończony. Na razie jest w fazie powstawania, choć grany już z udziałem publiczności. - Zobaczymy, jakie pomysły się sprawdzą, a jakie nie - mówi reżyser.

Nowy rozdział uroczyska Buk

W przeszłości uroczysko Buk było ulubionym miejscem wypoczynku rodziny książąt von Ratibor. Podczas II wojny światowej Niemcy urządzili w uroczysku pokazowy obóz jeniecki, w którym przebywali Nowozelandczycy wzięci do niewoli podczas niemieckiego desantu na Kretę w 1941 r.

W PRL-u działał tu dobrze dofinansowany kopalniany ośrodek wczasowo-wypoczynkowy. W latach 90. zaczął się powolny upadek uroczyska. Rudy, wraz z sąsiednim hotelem i restauracją Pod Dębami, były niedofinansowane. Infrastruktura niszczała, wszystko upadło. Dziś w dawnym domu wczasowym znajduje się Dom Seniora "Buk".

A w samym uroczysku powoli powstaje Europejskie Centrum Doświadczania Teatru. - Chcemy udowodnić naszą działalnością, że teatr jest takim doświadczaniem stanu wyższej świadomości. Pozwala się teleportować do innych rzeczywistości. I sięgać do ludycznego wymiaru teatru, czyli bycia wśród ludzi i dla ludzi - wyjaśnia Jezierski. I w głowie ma już plany na inne produkcje.

Jak to się stało, że Jezierski wylądował z partnerką wśród tutejszych lasów? Prawie 50 lat swojego życia spędził w Gliwicach. Pracował w Zakładzie Konstrukcji Spawanych w Łabędach. Pewnego dnia postanowił założyć teatr i zostać jego reżyserem. Razem ze swoją grupą pracował w gliwickim Kinoteatrze X. Nazwał ją Teatrem Sztuki Nowej. Pewnego razu pojechali na przegląd przedstawień do Moskwy i wrócili z wygraną. Pojawiły się kolejne propozycje występów na Wschodzie, m.in. na Białorusi, w Gruzji oraz na Bałkanach. Zrealizowane przez nich spektakle "Policja" i "Imigranci" na podstawie dramatów Sławomira Mrożka zbierały pochlebne recenzje.

W pewnym momencie szefa Teatru Sztuki Nowej zaczęło męczyć życie na walizkach. I wtedy przyszła propozycja od Jadwigi Rybak - właścicielki dawnego ośrodka wczasowego w Rudach. Szukała kogoś, kto będzie nie tylko administratorem, ale będzie miał pomysł na to miejsce. Jezierski propozycję przyjął, choć nie od razu, po kilku latach.

Dziś nie wyobraża sobie żyć i pracować gdzie indziej. Sprzedał nawet mieszkanie w Gliwicach, bo bywał tam kilka razy do roku. Coraz mniej ciągnie go do miasta. Zajęty jest przecież przywracaniem świetności amfiteatru Buk i organizowaniem w nim życia kulturalnego.

Kolejny pokaz "Snu nocy letniej" w niedzielę, 14 kwietnia. Bilety: 30 zł. Można je rezerwować za pomocą maila: amfiteatr.buk@gmail.com.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji