Artykuły

Usłyszeć ciszę

"Królestwo" wg Larsa von Triera i Nielsa Vorsela w reż. Remigiusza Brzyka w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paulina Kubas w portalu e-splot.

W "Królestwie" Brzyka, inaczej niż w "Królestwie" von Triera dążenie do odkrycia tajemnicy ducha małej dziewczynki nie jest najważniejszym i podtrzymującym napięcie wątkiem. Najistotniejsza wydaje się za to nasza obserwacja dziejących się na scenach całego teatru kuriozalnych i pokręconych praktyk bohaterów spektaklu oraz następująca po niej diagnoza odpowiadająca na pytanie: kogo i co właściwie powinniśmy leczyć?

Adaptacja ,,Królestwa'' w wykonaniu Narodowego Starego Teatru jest dobrą i dość dokładną (zwłaszcza w warstwie dialogów) jego adaptacją, dlatego powstrzymam się od streszczenia tego, co zawarto, a co pominięto w prawie trzygodzinnym spektaklu. Tym bardziej, że reżyser korzysta ze scenariusza przedstawiającego dziwne i co najmniej nieprawidłowe praktyki kwiatu duńskich lekarzy, pracujących w szpitalu o przerażającej przeszłości do prezentacji historii konkretnego miejsca - miejscem tym jest właśnie Teatr.

"O nie, kolejna recenzja o kolejnym spektaklu o kolejnej nieudanej rewolucji, zamachu na kulturę, upadku demokracji, końcu wspólnoty". W głowie widzę przewracające się oczy czytelników i czytelniczek, pragnących ostatecznego zakończenia łzawej martyrologii fanów Starego Teatru, zaprzestania okrzyków "Janie, wróć" i śpiewających mentalnie wszystkim malkontentom dookoła gromkie "show must go on". Zapewniam zatem Państwa: "Królestwo", w przeciwieństwie do następnej (wyczekiwanej i według mnie przecenionej) premiery krakowskiej sceny, "Panien z Wilka" nie udaje, że nic się nie stało ani nie odmalowuje martyrologicznego obrazka rodem z protestów i marszy. Wybiera trzecią drogę - opowiada o tym, co się dzieje, gdy nikt nie patrzy.

,,Królestwo'' jest spektaklem autotematycznym, z gatunku site-specific: pod płaszczykiem scenariusza obu sezonów Riget znajduje się opowieść Starego o Starym. Ekscentryczne dialogi i działania postaci zaczerpnięte z serialu, owszem, posuwają akcję spektaklu do przodu, ale tak naprawdę są katalizatorem dla najistotniejszych sensów fabuły - opowieści o zespole Narodowego Starego Teatru.

Bohaterowie duńskiej produkcji zdają się być przyporządkowani aktorom tak, by podkreślić ich jednostkowe, wręcz ikoniczne cechy, znaczące zarówno w kontekście ich wizerunku, jak i całego Teatru. Twarze tych postaci są znane, właśnie dzięki scenie, na jakiej występują.

Ich kariery medialne, telewizyjne i serialowe schodzą tu na możliwie najdalszy plan. Brzyk gra zespołem i wraz z nim, czego przykładem chociażby fakt, że w roli pary pracowników szpitala, w serialu granej przez dziewczynę i chłopaka z zespołem Downa, obsadzono (bardzo udanie) Annę Dymną i Krzysztofa Globisza - dwójkę nestorów krakowskiej sceny o wielkiej rozpoznawalności, ogromnych dorobkach artystycznych, a ostatnio połączonych ze sobą także przez konotacje pozazawodowe (stan zdrowia Globisza i pracę charytatywną Dymnej). Stają się oni swoistymi medium dla całego "Królestwa" i narratorami dla historii - zdają się trwać tu od lat, wiedzą, czują i słyszą więcej, rozmawiają i rozmyślają - dość poetycko, ujmująco i prostolinijnie - na tematy egzystencjalne i uniwersalne; o granicach poznania i zasadach funkcjonowania świata, który albo zapomniał o istnieniu takich bytów jak oni, albo przynajmniej udaje. Choć ich zadaniem nie jest ratowanie życia, są najbardziej ludzcy w całym szpitalu.

Realizatorzy spektaklu umieścili wszelkie karykaturalne i empiryczne praktyki pracowników szpitala w ściśle teatralnym, maskaradowym anturażu, wywołując moim zdaniem jeszcze większy dysonans odbiorczy niż to ma miejsce w serialu. Lekarze (członkowie loży masońskiej) na czas zebrań ze współczesnych, profesjonalnych kitli, budujących ich profesjonalny wizerunek przebierają się w tradycyjne XVIII- wieczne suknie balowe i peruki. Obchód szpitalny ma charakter pseudobaletowej choreografii; zespół tuż przed wejściem na salę operacyjną integruje się, rzucając do siebie pluszakiem, a posiedzenia lekarskiego kolegium mają miejsce w ciasnym przejściu między sceną a kulisami teatru.

W przedstawieniu "eksperymenty na żywym organizmie" dotyczą także budynku przy placu Szczepańskim: akcja dzieje się nie tylko na scenie, ale i w foyer, w wielu klatkach schodowych i za kulisami - tam, gdzie dostęp ma tylko personel teatralnego Królestwa. Zasiadająca na widowni Dużej Sceny publiczność śledzi je wyłącznie dzięki mikroportom, nagłośnieniu, ekranom, projektorom, operatorowi i oku kamery podążającej za aktorami. Dodatkowo po przerwie w tyle sceny wyświetlane są wcześniej przygotowane materiały filmowe: fragmenty z prób i spotkań, wspólnej pracy zespołu nad premierą, portrety postaci Królestwa w historycznych kostiumach-wcieleniach z ich poprzedniego życia. Część z nich się śmieje, część krzyczy, ale nie słychać żadnego dźwięku. Scenografia Igi Słupskiej i Szymona Szewczyka nasuwa na myśl minimalistyczne wnętrza nowoczesnych szpitali, o chromoniklowanych ścianach, w których odbija się chłodne, białe światło.

Choć praktyki pracowników Królestwa w zdroworozsądkowym, legalnym porządku, naruszają etykę lekarską i są niedopuszczalne, to wskutek panującej tam atmosfery autoparodii zostają one pozbawione znamion szkodliwości społecznej. Wszyscy zdają się nie przejmować konsekwencjami swoich czynów: brakiem wiedzy, kompetencji i uważności, agresją, niepohamowaniem żądz czy zwykłą głupotą - aż zobojętnienie na błędy i wykroczenia udziela się wszystkim zgromadzonym. Brzyk, balansując na granicy normy i ekscentryczności w fabule, pokazuje, jak w natłoku dziwnych i niepokojących zdarzeń łatwo stracić zdolność trzeźwej oceny rzeczywistości i jak trudno jest "odróżnić dobro i zło". Sam ten dualizm jest tu powtarzany jak mantra i jednocześnie wykpiwany; brany w nawias i mówiony wprost do widza na stronie. Osądzenie tego, co w Królestwie jest efektem działania dobrych, a co złych sił, zależy wyłącznie od odbiorcy.

Elżbieta Karkoszka w roli spirytystki, pani Drusse, otwiera pierwszą i drugą (po przerwie) część spektaklu. Na jej słowa "Halo?", "Jest tu kto?", "Słyszysz mnie?" długo nikt nie odpowiada. Publiczność nauczona konwencji też siedzi cicho, nikt nawet nie kaszlnie. Społeczeństwo spektaklu pozostaje głuche na dźwięki Królestwa. Zakończyło się wytężanie słuchu. Kosy już nie wiszą nad boiskiem. Zawołanie aktorki do tych, znajdujących się po drugiej stronie - i Królestwa, i sceny - jest w moim odczuciu wołaniem o obecność w walce o jego unikatowy styl i kształt, bez względu na władzę i głos Ministra. Narodowy Stary Teatr musi funkcjonować dalej, ze świadomością swojego dziedzictwa i przeszłych wydarzeń, niezależnie od tego, jak odszczepione i odrealnione by były.

W ostatnich minutach spektaklu sale szpitala powoli podtapia woda. Syn Drusse, salowy Bulder, rozwija nieskończenie długi czerwony kabel od aparatury. Mimochodem scena zamienia się w tor przeszkód.

Najtrudniej jest trwać, a w przestrzeni Swedenborga bywa się bardzo krótko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji