Artykuły

Krwawy Tytus żegnał dyrektora

"Tytus Andronikus" w reż. Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Maciej Nowak pożegnał się z Teatrem Wybrzeże w Gdańsku "Tytusem Andronikusem" w reżyserii Moniki Pęcikiewicz.

Żegnając się po niedzielnej premierze z zespołem i publicznością, Nowak cytował słowa Gustawa Holoubka wyrzuconego z dyrekcji Teatru Dramatycznego w Warszawie w 1982 roku: "Zniszczono coś, co się bardzo dobrze zapowiadało". Gorycz jest uzasadniona. Władze odwołały Nowaka po sześciu latach intensywnej pracy, która przyniosła Teatrowi Wybrzeże rozgłos w kraju i za granicą, nagrody na festiwalach, a wreszcie status teatru narodowego współfinansowanego przez Ministerstwo Kultury. Oficjalnym powodem było zadłużenie teatru, nieoficjalnym - odważny repertuar niezgodny z oczekiwaniami pomorskich władz z Platformy Obywatelskiej. Mimo że teatr w tym roku spłacił większość zadłużenia (zostało ok. 200 tys. zł), nie zmieniono decyzji. Następca Nowaka Adam Orzechowski (poprzednio dyrektor teatru w Bydgoszczy) obejmie obowiązki 1 lipca. Ale pierwszą decyzję podjął już teraz - zapowiadaną na lipiec premierę "Medei" w reżyserii Mai Kleczewskiej przesunął na termin nieokreślony.

Współczuję Orzechowskiemu, bo nie jest łatwo wchodzić w cudze buty, zwłaszcza buty takiego rozmiaru, jakie nosi Maciej Nowak. Przez sześć sezonów stworzył on markę Teatru Wybrzeże jako jednej z najbardziej innowacyjnych scen w kraju wymienianej obok takich teatrów jak TR Warszawa czy Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy. Zdychające przedsiębiorstwo zajmujące się przejadaniem dotacji zmienił w nowoczesną instytucję kultury, w której trwa dyskusja na ważne i aktualne tematy. Od wojny na Bałkanach, o której mówiła "Beczka prochu" Dejana Dukovskiego, pierwszy wielki sukces teatru, przez problem praw pracowniczych poruszony w sztuce Pawła Demirskiego "Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw", aż po rozliczenie z mitem "Solidarności" w innym dramacie tego autora "Wałęsie" .

Zamiast importować wielkie nazwiska ze stolicy, Nowak budował wartość Wybrzeża na tutejszym zespole, do którego przyciągnął grono świetnych współpracowników. Tutaj zabłysnął talent reżyserski Grażyny Kani, tutaj debiutował dramatopisarz Paweł Demirski i reżyser Michał Zadara, a Ingmar Villqist wystawił swoje trzy nowe dramaty. Trudno uwierzyć, ale w ciągu sześciu sezonów na scenach TW zrealizowano 64 premiery - co jest liczbą astronomiczną w porównaniu z trzema premierami rocznie za poprzedniej dyrekcji.

Były wśród nich wydarzenia o skali krajowej jak "Sen Pluskwy" Tadeusza Słobodzianka w reżyserii Ondreja Spisaka, dwa głośne spektakle Jana Klaty - "Hamlet" w Stoczni Gdańskiej i "Fantazy" przeniesiony w realia gdańskiego blokowiska, "Wesele" w reż. Rudolfa Zioły wpisane w kontekst polskich rozliczeń z XX-wieczną historią i dokumentalne spektakle z cyklu Szybki Teatr Miejski ("Padnij" o żonach polskich żołnierzy z korpusu irackiego przeniesiony został do Teatru TV). Były też porażki, ale nie błądzi tylko ten, kto nic nie robi.

Do sukcesów nie można zaliczyć ostatniej premiery za dyrekcji Nowaka "Tytusa Andronikusa" Szekspira. Reżyserce Monice Pęcikiewicz nie udało się wiarygodnie pokazać przemocy, która jest znakiem rozpoznawczym tej najbardziej okrutnej z tragedii Szekspira. Krwawe sceny morderstw i gwałtów próbowała przełamać groteską - w jednej ze scen Tytus (Mirosław Baka) dyskutuje z Aaronem (Piotr Jankowski), jakim narzędziem lepiej będzie obciąć rękę: nożycami czy nożem. Jednak zamiast grozy budziło to śmiech.

Porażką był występ Mirosława Baki w tytułowej roli generała rzymskich legionów. Rozchwytywany przez telewizję i film aktor przestał pracować nad sobą i okazał się bezradny wobec Szekspira. Jego Tytus nie jest ani przegranym politykiem, ani zranionym ojcem, ani odrzuconym kochankiem. To raczej znudzony narcyz zaplątany przypadkiem w niezrozumiałą grę. Obroniła się Dorota Kolak jako Tamora, pojmana przez Tytusa królowa Gotów, która pod maską posłusznej żony ukrywa zapiekłą nienawiść i świadomie manipuluje mężczyznami, aby zrealizować swoją zemstę na Rzymie. I dwójka aktorów w rolach jej okrutnych synów: Rafał Kronenberger i Marcin Czarnik. Scena, w której żartują ze zgwałconej, zakrwawionej Lawinii (Karolina Adamczyk), śpiewając jej kolędy i popularne piosenki, mrozi krew w żyłach.

Przedstawienie sprawdziło się w warstwie wizualnej: na polskich scenach nie oglądałem tak precyzyjnego, pełnego pomysłów, nowoczesnego widowiska. Pęcikiewicz umie korzystać z techniki (scenografię stanowią oryginalne projekcje wideo), potrafi też reżyserować tłum. W spektaklu uczestniczy pół setki statystów, którzy grają senatorów, żołnierzy i lud Rzymu. Ten rozwibrowany tłum skandujący hasła, żądający zemsty, wynoszący jednych polityków i pogrążający innych jest jednym z bohaterów przedstawienia. To symbol choroby nienawiści, która z przestrzeni publicznej przenosi się na życie jednostek. A zarazem kotwica, która zaczepia przedstawienie we współczesności: obrazy walk frakcyjnych i demonstracji do żywego przypominają dzisiejsze niestabilne życie publiczne.

Praca Moniki Pęcikiewicz z Szekspirem warta jest kontynuacji, bo reżyserka ma odwagę i pasję mierzenia się z największą literaturą. Teraz bogatsza o doświadczenie z "Tytusem Andronikusem" powinna zrobić kolejny spektakl, tym razem z większą dbałością o aktorstwo. Niestety, w sytuacji kiedy władze traktują teatr jako łup polityczny, praca rozłożona na lata jest niemożliwa. Pęcikiewicz w nowym sezonie przenosi się do Wrocławia, gdzie ma otworzyć sezon w Teatrze Polskim "Hamletem". Zadara pracuje w Szczecinie nad teatralną wersją "Pół żartem, pół serio". Z Gdańska wyjeżdża Paweł Demirski. W historii Teatru Wybrzeże otwiera się nowy rozdział. Szkoda, że poprzedni pozostał niedokończony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji