Artykuły

Henryk Bista. Za ślub zapłaciła żona

Na ścianie domu przy ulicy Radoszowskiej 167, stojącego w jednej z dzielnic Rudy Śląskiej, wisi tablica. Ciepło się z niej uśmiecha wyrzeźbiony Henryk Bista. Tak lokatorzy kamienicy upamiętnili mieszkającego tu w młodości aktora. I jego brata Stanisława.

Na drugim krańcu Polski w Sopocie, przy ulicy Mazowieckiej 34 C, na drzwiach do mieszkania przez długie lata także widniała tabliczka świadcząca o tym, że aktor tam żył. Gdyby nie zbyt wczesna śmierć, Henryk Bista 12 marca obchodziłby 85. urodziny...

Bawił i wzruszał zarówno dorosłych, jak i dzieci. Był oszukanym klientem Janem Rożkiem w "Vabanku", zagrał sędziego erotomana w "Piłkarskim pokerze". W filmach dla dzieci grał "Dziadka do Orzechów" z Akademii Pana Kleksa i przebiegłego Wielkiego Elektronika z "Pana Kleksa w kosmosie". O jego wielkości świadczy niemal 150 ról w filmach polskich oraz zagranicznych, m.in. u Stevena Spielberga, kreacje w ponad 30 serialach, 150 sztukach teatralnych i aż 125 spektaklach Teatru Telewizji.

Urodzony na Śląsku, od najmłodszych lat łączył niezwykłe poczucie humoru z pracowitością. Zainteresowanie naukami ścisłymi pokierowało go na wydział architektury na politechnice. Ale ciągnęło go ku... reżyserii! Jednak, by stanąć za kamerą, najpierw musiał zostać aktorem. Dyplom warszawskiej PWST zdobył w 1958 roku. Zadebiutował na deskach stołecznego Teatru Ateneum, gdzie występował kolejne dwa lata, by później ruszyć do Lublina, a w końcu zatrzymać się w wyśmienitym zespole Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Tu grał role pierwszoplanowe, za które obsypywany był nagrodami.

Przygodę z filmem zaczął pod koniec lat 60. Doskonale zdając sobie sprawę z warunków fizycznych, nie próbował nawet konkurować z amantami. A mimo to uwodził widzów dopracowanymi w najmniejszym szczególe postaciami drugoplanowymi!

Skradł także serce stażystce łódzkiej reżyserii. Akurat trafił z Warszawy do Lublina, do Teatru im. Juliusza Osterwy. Pracowali w nim tacy przystojniacy, jak Stanisław Mikulski, ale nie na niego zwróciła uwagę 26-letnia Urszula Mordzewska. Mimo widocznej już łysinki i raczej wątłej postury, Henryk królował na scenie. A i ona wpadła mu w oko.

Zaczął ją zapraszać na obiady. Ale gdy kelner przynosił rachunek, sytuacja się komplikowała, co na długo zapadło w pamięci pani Urszuli. - Byłam wściekła, bo kiedy przyszło do zapłacenia za obiad, czy nawet 3 złotych za kawę, wówczas tyle kosztowała, sięgał po portfel, szukał pieniędzy i mówił: Przepraszam, nie mam drobnych, czy mogłabyś mi pożyczyć? - wspominała po latach. - Finansowałam te obiady, ale powiedziałam: O, nie! To tak nie może być!

A jednak za ślub zapłaciła także ona. Na szczęście Henryk Bista nie zamierzał być całe życie na utrzymaniu żony. Wkrótce został czołowym aktorem Teatru Wybrzeże. I mogli zamieszkać w Sopocie. Żona bardzo dbała o aktora.

- Mąż uwielbia ruskie pierogi, czerwony barszczyk, a przede wszystkim ciasta - mówiła z rozrzewnieniem. - Gdyby mu postawiono pysznv kotlet schabowy i kawałek sernika, to wybrałby sernik!

Odmawiał zupy z jabłek. Wspominał, że za bardzo kojarzy mu się z przeżyciami z okupacji. Urszula doskonale to rozumiała. Miał w niej oparcie. Mógł obudzić ją w środku nocy i poprosić, by odpytała go z roli, której właśnie się uczył. Tworzyli kochającą się parę, która nie lubiła się rozstawać.

- Wolę, gdy wyjeżdża na dwa tygodnie i potem jest dłużej w domu. Koszmarem były krótkie wyjazdy, ale nawet wówczas utrzymywaliśmy ciągły kontakt telefoniczny - opowiadała pani Urszula. Gdy wracał, po prostu szli do lasu z psem, lubili oglądać razem telewizję. - Cenimy ciszę i spokój. Mamy przyjaciół, którzy lubią to, co my - mówił Henryk Bista.

W 1992 roku, po 30 latach, przenieśli się z Sopotu do Warszawy, gdzie on dołączył do zespołu Teatru Współczesnego. Ale nie było im dobrze w wynajmowanym mieszkaniu. Marzyli o swoim. Dzielili się z przyjaciółmi opowieściami, jak je urządzą, nie udało się

ich jednak zrealizować... Ostatni raz pan Henryk pojawił się w komedii "Sztos" w 1997 roku. O chorobie nowotworowej, z którą zmagał się przez lata, nikomu nie opowiadał. Odłączał się od kroplówki, wychodził ze szpitala, by iść do widzów: chciał jak najdłużej grać, mieć kontakt z ludźmi. Ostatni raz zbierał oklaski w przededniu operacji, która się nie udała. Zmarł 2 października 1997 roku, miał 63 lata...

Do dziś towarzyszy nam na ekranie. Uśmiech i wybitne kreacje drugoplanowe uczyniły go nieśmiertelnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji