Artykuły

Wagner w płomieniach

"Zmierzch bogów" w reż. Hansa-Petera Lehmanna w Operze Wrocławskiej. Pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

A jednak się udało. We Wrocławiu wystawiono "Zmierzch bogów", czwarte i ostatnie ogniowo tetralogii "Pierścień Nibelunga" Richarda Wagnera.

W 2003 r. Ewa Michnik, dyrektor Opery Wrocławskiej, zainicjowała ryzykowne przedsięwzięcie - przedstawienie pierwszej powojennej realizacji tego cyklu we Wrocławiu (drugiej w Polsce). "Złoto Renu", na czterech spektaklach, obejrzało 14 tys. widzów z Polski i zza granicy, główne z Niemiec. W 2004 r. pokazano "Walkirię", a przed rokiem "Zygfryda".

Mimo problemów finansowych (czytaj: wycofania się sponsorów) monumentalny pomysł doprowadzono do końca. Reżyserem wrocławskiego "Pierścienia" jest Hans-Peter Lehmann przez lata związany z Festiwalem Wagnerowskim w Bayreuth. W jego inscenizacjach doskonale widać konwencjonalną niemiecką tradycję wystawiana i odczytania Wagnera nawiązującą do ogromnych widowisk baśniowo-historycznych z elementami współczesności. Wszystko to razem tworzy charakterystyczny sceniczny eklektyzm bardziej przekonujący w warstwie scenograficznej (Waldemar Zawodziński), mniej natomiast w zanadto nieprzystających do siebie kostiumach (Małgorzata Słoniowska).

"Zmierzch bogów" konwencję tę potwierdził. Zakończenie Wagnerowskiego arcydzieła - opowiadające o zgubnej żądzy panowania nad światem doprowadzającej do klęski: upadku Wotana i spalania Walhalii, siedziby bogów - przedstawiono na ogromnej scenie Hali Ludowej potraktowanej niemal minimalistycznie, podzielonej na dwa poziomy, z dwoma telebimami po bokach. Lehmann dał metaforyczny i nieco idealistyczny obraz rzeczywistości, w której chciwość, podstęp, zdrada ustępują miejsca miłości i prawdzie.

Pod względem muzycznym cykl "rozkręcał się" z każdym ogniwem. Z reguły słuchaliśmy obsady mieszanej, śpiewaków polskich i zagranicznych, specjalnie angażowanych do wrocławskich superprodukcji. W "Zmierzchu bogów" na szczególne wyróżnienie zasługiwała młodziutka Ewa Vesin, która pewnie, brawurowo i po prostu pięknie wykonała rolę Gutrune. Bardzo dobrze wypadli także panowie, tworząc pewny zespół solistów: Leonid Zakhozhaev (Zygfryd), Bogusław Szynalski (Gunther) i Paweł Izdebski (Hagen). Nie zawsze natomiast podobała mi się niepewna intonacyjnie Brunhilda Amerykanki Nadine Secunde. Spektakl - tradycyjnie już - silną ręką poprowadziła Ewa Michnik. Gdy ucho przyzwyczaiło się do nagłośnienia orkiestry (to niestety stały słaby punkt wrocławskich spektakli), można było wysłyszeć dobry puls, tempo, dynamikę, momentami niesłychaną witalność w odczytaniu partytury.

"Zmierzch bogów" w Hali Ludowej zamknął pieczołowicie przygotowywany cykl (i przy okazji sezon 2005/06), choć to nie koniec spotkań z Wagnerem. W październiku Opera Wrocławska zapowiada Festiwal Wagnerowski, na którym zabrzmi "Pierścień" w komplecie. Tylko co dalej?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji