Artykuły

Paula z Wilanowa jako supermenka z korporacji

- Chciałyśmy się przyjrzeć, gdzie są kobiety 100 lat po uzyskaniu praw wyborczych. Co zrobiły nasze prababki, babki i mamy i gdzie teraz jesteśmy my - mówi Monika Babula przed premierą spektaklu "Deadline" w Teatrze WARSawy, w rozmowie z Agatą Piasecką w Gazecie Wyborczej - Co Jest Grane.

Popularność przyniosła jej rola Pauli z Wilanowa w Pożarze w Burdelu. Śpiewa w stworzonym przez aktorki z tego kabaretu zespole Żelazne Waginy. W spektaklu "Deadline" Monika Babula wcieli się w Ewę, pracownicę korporacji. Premiera we wtorek w Teatrze WARSawy.

Agata Piasecka: "Deadline" tworzycie bardzo kobiecą ekipą. Reżyseruje Agata Biziuk, a na scenie poza tobą zobaczymy Hannę Konarowską i Agnieszkę Przepiórską.

Monika Babula: To projekt bardzo kobiecy, przy wsparciu twórczym trzech mężczyzn - Macieja Łubieńskiego, autora scenariusza, autora muzyki Wiktora Stokowskiego i scenografa Pawła Brajczewskiego.

Trzy na cztery z nas w czasie pracy nad spektaklem były w połogu. To dla nas niezwykłe spotkanie, bo wróciłyśmy do pracy dosyć szybko po porodzie. A z dziećmi zostali nasi partnerzy.

Dla mnie ogromną inspiracją przy tym projekcie była ekipa kobiet, która stworzyła serial "Wielkie kłamstewka". Fajne aktorki same się zebrały, znalazły sobie ciekawy tekst i wyprodukowały serial taki, jaki chciały. To jest piękne, że to nie są sytuacje castingowe, tylko wynikające z przyjaźni.

"Deadline" będzie opowiadał o kobietach z korporacji?

- Tak, choć nie jest to główny temat, raczej pretekst, by opowiedzieć o współczesnych kobietach, które od 30 lat żyją w wolnej Polsce. Chciałyśmy się przyjrzeć, gdzie są kobiety 100 lat po uzyskaniu praw wyborczych. Co zrobiły nasze prababki, babki i mamy i gdzie teraz jesteśmy my.

I gdzie jesteśmy?

- W miejscu pracoholizmu i ogromnej przemocy wobec samych siebie. Wikłamy się też w rywalizację między sobą nawzajem. Cytując nasz spektakl: "Często mamy większe jaja niż mężczyźni. Jesteśmy w wyparciu słabości i zajechane w zamienionych rolach". O tym wszystkim jest właśnie "Deadline", a korporacja jest tym pretekstem trochę dlatego, że wszystkie mieszkamy w Warszawie i mamy mnóstwo koleżanek pracujących w korporacjach.

A jaka jest ta współczesna kobieta mieszkająca w wolnej Polsce, inna od swojej matki?

- Zupełnie, i przede wszystkim mierzy się z innymi problemami. Jesteśmy postawione w sytuacji, że możemy wiele. Ciągle jednak działamy w trybie "musimy". Wydaje nam się, że musimy dogonić jakiś wizerunek "kobiety z Zachodu", która mieszka w pięknym mieszkaniu, ma super pracę, ale też świetny kontakt z dziećmi, układa jej się z partnerem, jest piękna i zadbana, mówi kilkoma językami, a do tego wszystkiego ma jeszcze grupę ciekawych znajomych, z którymi regularnie się widuje. No Supermenka.

My na scenie próbujemy przebić ten balonik oczekiwań. Chcemy z poczuciem humoru i czułością opowiedzieć o kobietach i ich słabościach w tej codziennej gonitwie. Chciałybyśmy, żeby kobiety (choć nie jest to tylko spektakl dla nich), wyszły i powiedziały: "A chrzanię to! Dziś tego nie zrobię".

Jaka jest grana przez ciebie Ewa?

- Każda z naszych bohaterek ma jakieś kompleksy. Ewa ma kompleks prowincji, tego, że jest znikąd. Jest z Podkarpacia, Podbeskidzia albo Podlasia, już sama nie wie skąd. Ma też kompleks ojca alkoholika. Do wszystkiego musiała dojść sama, a do tego zmaga się z samotnym macierzyństwem. Jest fajną, zaradną dziewczyną, ale nie potrafi sobie odpuścić i jest najnormalniej w świecie zajechana. Musiała pokonać wiele różnych przeszkód, żeby znaleźć się w miejscu, w którym teraz jest.

Tylko pytanie, czy jej na pewno jest w nim dobrze. Znajdziemy w niej coś z Pauli z Wilanowa, twojej bohaterki z Pożaru w Burdelu?

- Troszeczkę tak. Obie są z prowincji, bo Paula pochodzi przecież ze Słoikowa.

A gdzie w życiu waszych bohaterek są faceci?

- Zajmujemy się nimi, ale trochę mimochodem. Pojawią się oczywiście jako demony przeszłości, figury patriarchalne, jak ojciec czy ksiądz, prezesi, mężowie, byli mężowie. Moja bohaterka ma syna i on też jest bardzo ważną postacią w jej życiu. Najczulszym mężczyzną jest Wojtek Mann, który użyczył nam swojego cudownego głosu i osobowości do postaci Guru, który mówi do nas z offu. W jego głosie i podejściu do kobiet jest tyle ciepła i miłości, że jest to chyba taki nasz ideał mężczyzny.

Rozmawiamy chwilę przed Dniem Kobiet, jaki masz stosunek do tego święta?

- Dzień Kobiet oczywiście kojarzy się z tymi nieszczęsnymi rajstopami i goździkiem. Myślę jednak, że nie należy się od niego zupełnie odcinać. Spróbujemy go jakoś inaczej przeżyć. Nie trzeba sobie przypominać o kwiatach, pocelebrujmy kobiecość. Ja z moimi córkami pewnie pójdę do sauny i na basen Sante, to taki nasz cykliczny kobiecy rytuał.

***

"DEADLINE" - TRAGIKOMEDIA KORPORACYJNA

tekst: Maciej Łubieński, reżyseria: Agata Biziuk, scenografia: Paweł Brajczewski, muzyka: Wiktor Stokowski. Wystąpią: Monika Babula, Hanna Konarowską, Agnieszka Przepiórską, głos Guru: Wojciech Mann.

Premiera - WTOREK, godz. 19,

Teatr WARSawy, Rynek Nowego Miasta 5/7, bilety: 50-70 zł

***

Na zdjęciu: od lewej Monika Babula, Agnieszka Przepiórska, Hanna Konarowska i Agata Biziuk

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji