Artykuły

Tartuffe, agent CBA

Mikołaj Grabowski ponosi porażkę, ale walczy pięknie.

Taki salon będziemy kiedyś mieć! - powiedziała R. na widok dzieła scenografki. - Mógłbym mieć taką córkę - odparowałem po wnikliwej analizie działań scenicznych Katarzyny Warnke (roznegliżowana Marianna). - Posadzą cię jak Orgona - wysyczała R. podczas sceny złudnego triumfu łotra Tartuffe'a (Zbigniew Kaleta). Jakoś się nie przejąłem. Podobnie jak Orgon mam wysoko ustosunkowanych przyjaciół.

Krakowski Tartuffe, jak ten Molierowski, ponosi spektakularną porażkę. Ale walczy pięknie. Oszust i dewot nosi długie włosy, podkoszulkę i trampki. Hipis? Oazowicz? Relegowany za słabość charakteru członek założyciel Młodzieży Wszechpolskiej? Nic z tych rzeczy. To zakamuflowany pracownik Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Grabowski potrzebuje takiego bohatera, by uderzyć nie w świętoszkowatą obłudę, ale w iluzje Orgona, że prawda nas zbawi. Rozgrywa sztukę w naszej rzeczywistości, robi bilans duchowy i obyczajowy ostatnich lat.

Wyciąga z Moliera wizję dwuznacznego moralnie świata, gdzie deklaracje ideowe nie mają nic wspólnego z rzeczywistą strategią. Orgon Krzysztofa Globisza majątku dorobił się na przekrętach. To, co wyprawia z nim Tartuffe, to tylko próba powtórzenia podobnej machinacji. Nie żałujmy Orgona. Sympatyczny aferzysta sobie poradzi. A dla nieskutecznych agentów nie będzie litości.

Ech, kiedyś Grabowski walnąłby takim przedstawieniem między oczy. Teraz tylko drwi z szemranych elit. Rubaszność jego świata uległa destylacji, sąd o ludziach złagodniał. Już nie mordy w nich widzi, lecz maski. Stał się reżyserem niezdecydowanym - gubi rytmy, zmaga się ze stylem wysokim, każdego aktora prowadzi inaczej. Czasem daje to efekty szlachetnie komiczne: pani Perneille Haliny Kwiatkowskiej, Doryna Urszuli Kiebzak. Czasem wychodzi składanka lepszych i gorszych scen (Orgon Globisza, Kleant Tadeusza Huka). Podobał mi się epizod ugrzecznionego komornika w wykonaniu Romana Uliny. Oddzielną sprawą jest zabawa w zgadywanie, co najnowszy spektakl Grabowskiego zawdzięcza zetknięciu dyrektora Starego Teatru z pracami Jana Klaty (ścieżka dźwiękowa) i Michała Zadary (zastępujący riposty ruch postaci). Nie wydziwiajmy - w końcu stary Staff też się uczył od młodego Różewicza.

W teatrze Grabowskiego zawsze najbardziej lubiłem: a) przewrotność, b) bezczelność, c) niskość, d) aktualność, e) niegotowość. Po premierze "Tartuffe'a" widzę, że z cech stylu reżysera ocalały wartości a), d) oraz e). Tęsknię za b) i c).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji