Artykuły

Z TEATRU

"SYGNAŁY", sztuka w 4-ch aktach Ewy Szelburg-Zarembiny. - Reżyserja: Karola Adwentowicza. - Muzyka Szymona Waljewskiego. - Dekoracje Jana Golusa.

Narzekamy na brak sztuk oryginalnych, co jest podobno zresztą zjawiskiem powszechnem. To też z radością witamy każdy przejaw twórczości scenicznej i gotowi jesteśmy z jaknajwiększą pobłażliwością go potraktować, byle tylko wyhodować trochę tych kwiatów swojskich na niwie sztuki teatralnej. Ale w tym przypadku głównie, gdy dany utwór, choćby pokręcony, powyginany, połamany w dziesięcioro nie umiejętną ręką swego twórcy, ma w sobie jakieś tchnienie oryginalności, przynosi powiew świeży, mówi nam o rzeczach znanych nawet - w jakiś, choć trochę inny sposób. To daje pewną rękojmię, że z autora, czy autorki, nie mającej jeszcze pojęcia o sztuce pisania dla sceny będzie kiedyś pociecha.

Wczorajsza premjera litworu utalentowanej pisarki p. Ewy Szelburg-Zarembiny nie daje nam odpowiedzi na pytanie, czy może p. Zarembina pisać dla sceny i czy powinna. W pierwszych odsłonach bowiem, miano nagromadzenia reminiscencji, są pewne zarysy oryginalności w pomysłach, w następnych jednak rozwinięciach akcji, której brak zwartości, mamy już tylko do czynienia ze zananemi skądinąd szablonami. W dodatku trudno się zorjentować, o co właściwie chodzi.

Zaczyna się to, jak ponury dramat nędzarzy, (przechodzi potem w bajkę, może nie nową w pomyśle, ale zawsze coś niecoś obiecującą, następnie staje się jakąś sceniczną propagandą antykapitalistyczną, bardzo zresztą słabiutko przeprowadzoną, by zapaść ostatecznie w trzęsawisko pustych frazesów i wyjątków z prasy codziennej. Cały czwarty akt, zgoła zbędny, jest tem poprostu nabity.

A szkoda! Psuje on bowiem trochę lepsze wrażenie, jakie pozostawia akt trzeci, najlepszy w "Sygnałach", którym należało sztukę zakończyć.

Ten akt trzeci może najsilniej świadczy o możliwościach p. Szelburg-Zarembiny tworzenia dla sceny; ma najwięcej ruchu i barwy, kilka dobrze zarysowanych figur, przeprowadza pewną ideę. Jest tylko za długi w tych końcowych fragmentach, gdzie akcja rozbija się na dwie jakby części. Otóż ta druga część (balet zespołu p. Prusickiej) wydaje mi się niepotrzebna, zamazuje bowiem tylko to, co dość mocno po wiedziała już autorka poprzednio. I jeszcze jedno zastrzeżenie: p. Szelburg-Zarembina posiada wyraźną zdolność wersyfikacyjną, umie czasem zdobyć się na mocny akcent i mocny wyraz, czasami jednak idzie po linji'najmniejszego oporu i zbyt ułatwia sobie pracę rymotwórczą, rymując "wprzód" "fiuit", "sza" i "aha" z "trwa" i t. d. Lepiej byłoby tego unikać, i temlbardziej, że, jak wyżej zaznaczyłem, w pierwszym akcie wiersz jest gładszy i mocniejszy. Kiedyś może, gdy autorka "Sygnałów" pójdzie już własną drogą, wolna od cudzych wpływów i naleciałości, obciążających niemal każdy (zresztą młody talent - prawdopodobnie odszuka w sobie cały szereg nowych pomysłów literackich i wcieli je z większą umiejętnością, niż w "Sygnałach", które są przecież pierwszą próbą dopiero.

Próbę tę potraktował teatr Kameralny z wielkiem poszanowaniem, kładąc w wystawienie "Sygnałów" ogromny wysiłek pracy, nacechowanej talentem reżyserskim i aktorskim. Grano "Sygnały" z przejęciem. W głównej, niesamowitej roli "Wielkiego kuglarza" Adwentowicz usiłował nagiąć swoją potężną indywidualność do trochę szczupłych ram odtwarzanej postaci i wywołać wrażenie pewnej grozy.

Jego maska, gest, pełen dynamiki i głos, działały na publiczność i koncentrowały jej uwagę na postaci "Kuglarza". Bardzo interesująca była p. Grywińska, jako Klara. Mocne akcenty dramatyczne drgały w grze p. Strońskiej, dobrze grała p. Horecka, PP. Butkiewicz, Malinowski, Brem, Mikołajewski i inni. Dobrze się spisał zespół taneczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji