Artykuły

"Nadzieja"

Teatr Polski "Nadzieja", sztuka w 5 aktach Henryka Bantami; przekład Zdzisława Kleszczyńskiego, reżyseria Janusza Warneckiego, dekoracje Stanisława Śliwińskiego.

Nudne sztuczydło Bemsteina wprowadza nas w świat ludzi mało zajmujących i mało zrozumiałych konfliktów. Młoda dziewczyna a tak zwanego "dobrego" towarzystwa, bardzo piękna, posiadająca wielką fortunę, zaręcza się .z młodym i ubogim malarzem. Ale malarz zakochał się w jej przyrodniej siostrze i chce zerwać narzeczeństwo. Zdawałoby się, że jeśli młoda panna kocha pana Thiery, będzie to dla niej cios bolesny, a jeśli kocha go niebardzo szybko przeboleje to rozstanie. Tymczasem okazuje się, że matka pięknej Solange i jej safanduła ojciec robią z tego zerwania wielką tragedię, którą Bernstein nudzi nas przez pięć aktów. Przywykliśmy aby w melodramatach rodzice zmuszali córkę do wyjścia za bogatego, ale żeby zmuszali biednego do małżeństwa z bogatą i piękną, kiedy biedny nie chce, to coś nowego. Może Solange jest w ciąży? Nic podobnego, jeżeli można się tak o ciąży wyrazić. Więc ambicja? Ale młody człowiek zgodziłby się bardzo chętnie odegrać rolę odrzuconego. Diabli wiedzą o co chodzi starej Francuzicy. Może w Paryżu są teraz takie obyczaje? Mam pewnego znajomego, którego brat był niedawno w Paryżu i opowiadał, że nic się tam nie zmieniło. Właściwie niewiadomo nawet, czy sztuka dzieje się w Paryżu. Piękna Solange, która jak wynika z treści, jest paryżanką, ma w trzecim akcie wyjść zamąż za milionera amerykańskiego. Sama ma milion, i rodzice też mają parę milionów. Solange wola z emfazą: "Pomyślcie co za wspaniała przyszłość, będę milionerką. więc Paryż, Riwiera!". Dziwnie to brzmi w ustach paryskiej milionerki. To prawie jakby w Polsce młoda warszawianka, wychodząc zamąż za Grydzewskiego, wolał: "A więc Warszawa, Otwock, Falenica!". Dwa akty tego sztuczydła łudzą nas, że w trzecim będzie jakaś niespodzianka. Akt trzeci przynosi nam frapującą scenę zasypiania na fotelu. Ale to nie my zasypiamy, tylko ojciec Solange. My jesteśmy zbyt zdenerwowani i zirytowani aby zasnąć. "Nadzieja" Bersteina zawiodła nasze nadzieje. Na frontonie Teatru Polskiego powinien zabłysnąć napis neonowy: "Ktokolwiek wejdziesz, żegnaj się z nadzieją".

Jedyną dodatnią stroną widowiska była znakomita gra Przybyłko-Potockiej, która z roli Teresy Goinard zrobiła prawdziwe arcydzieło. Szkoda tak świetnej kreacji dla fałszywego i nudnego sztuczydła. Przekład Kleszczyńskiego niezbyt gładki a chwilami nawet "sękaty".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji