Artykuły

Osobliwy szpital

"Królestwo" wg scenar. Larsa non Triera w reż. Remigiusza Brzyka w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Joanna Raba w Teatrze dla Wszystkich..

"Królestwo" w reżyserii Remigiusza Brzyka to już druga tak niecierpliwie oczekiwana w tym sezonie premiera (zaraz po "Roku z życia codziennego w Europie Środkowo-Wschodniej"). Stawkę podbiły jeszcze zapowiedzi zdradzające, że inspiracją dla spektaklu stała się trudna sytuacja w Starym Teatrze. Nie dziwią więc duże oczekiwania, prawda?

Wiedząc z góry, że "Królestwo" zgodnie z zapowiedziami samego reżysera ma być oparte na niedawnych turbulencjach po zmianie dyrekcji, można instynktownie obierać za punkt orientacyjny proces rozpadu instytucji. Okazało się jednak, że takie posunięcie było dość naiwne, a z pewnością pochopne z mojej strony. Wzorzec, którego szukałam od początku przedstawienia nie kleił się z rzeczywistością obecną na scenie. Brzyk nie prezentował nam bowiem przekalkulowanej wizji rozpadu, ani analitycznego przebiegu tego procesu. Brak tu przejścia od sytuacji trwałej i stabilnej do sytuacji załamania. Szpital Królestwo/Stary już od pierwszych chwil trwania spektaklu był w osobliwej formie; trochę chaotyczny, wypełniony niezależnymi postaciami, które zajmują się własnymi niecodziennymi problemami. Einar (Roman Gancarczyk) bierze udział w sesjach terapeutycznych, w których życie zależy od brzmienia bębna, a zamiana w pingwina nie jest aprobowana. Małgorzata Zawadzka w izolatce, rozpięta pomiędzy dwiema postaciami, odgrywa zarówno matkę, jak i nieuleczalnie chorą córkę. Patolog i syn umierającego pacjenta walczą zawzięcie o wątrobę chorego (Krzysztof Zawadzki i Bogdan Brzyski). Rozbrajający jest też duet Iwony Budner i Mateusza Górskiego wraz z ich perypetiami miłosnymi i orgią pingwinów. Ponadto po scenie przemykają duchy dziewczynek, którymi zajmuje się pacjentka przy pomocy księdza i jego okultystycznej wiedzy (Elżbieta Karkoszka i Łukasz Szczepanowski). Jednym słowem zamęt.

Nad tym wszystkim dyżuruje ujmująca para salowych (wspaniali Anna Dymna i Krzysztof Globisz), jedyni opanowani ludzie w tym szpitalu i dobre dusze tej instytucji. Być może także jedyni zdolni do przyjęcia wizyty ministra - nawet jeśli nie w ramach kompetencji, to przynajmniej ze względu na kondycję emocjonalną. Reszta personelu bowiem tłoczy się pod koniec spektaklu na łóżkach, pozaplątywana w czerwone linki rozwieszone przez ich kolegę z personelu (Błażej Peszek). Spowiadają się kolejno z tego, co robili podczas wizytacji ministra; z aborcji, wszczepiania sobie wątrobiaka w celach naukowych, romansów, oglądania hororrów i strzelania po piwnicach za szczurami. To właśnie w tym momencie zapadnia przeskakuje i spektakl post-factum wydaje się w końcu składać konstrukcyjnie w jedną całość.

Szczególnie dobrze sprawdziła się strona wizualna "Królestwa", którą przygotowali Iga Słupska i Szymon Szewczyk, choć przyznaję, że w pierwszej chwili mogła wydawać się ryzykowana. Scena oddaje zimne wnętrze szpitala. Jego sterylność wzmagają metaliczne płyty, którymi obłożono są ściany sceny. Na nich, oraz w otwartych drzwiach, widzimy projekcje pomieszczeń poza właściwą sceną. Dzięki temu nasza perspektywa instytucji (szpitalu/teatru) rozszerza się z ograniczonej wizji samej sceny na pozostałe pomieszczenia - schody, po których biega nerwowy Stig (Radosław Krzyżowski) przeklinając Danię, czy foyer zamiatane przez salową. Zapewne ten sposób budowania przestrzeni odwołuje się również do oryginału Larsa von Triera - serialu "Królestwo", którego charakterystyczne zdjęcia wykonano kamerą prowadzoną z ręki. Trzeba przyznać, że ta surowość sprawdziła się zarówno na scenie, jak i na szklanym ekranie, choć dała odmienne efekty.

Nie sposób nie docenić humoru, umiejętnie oświetlonej szpitalnej przestrzeni, a przede wszystkim nie sposób nie docenić zespołu. Każdy z aktorów gra żywiołowo, nikt nie pozostaje w tyle. Widownię z pewnością cieszyła nie tylko ich świetna forma, ale i niewymuszony humor. Ze sceny wprost sypały się żarty; celne, czasem uszczypliwe i odwołujące się do sytuacji sprzed sezonu, niejednokrotnie absurdalne, a przede wszystkim autentycznie zabawne.

*

Joanna Raba - studentka teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji