Artykuły

Henryk Jamrozik kontra świat

"Polska Woda" w reż. Konrada Imieli w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu. Pisze Hubert Michalak w portalu Teatrologia.info.

Wszystkożerny teatr nauczył nas dekady temu, że punktem wyjścia dla przedstawienia może być nie tylko dramat literacki. Inscenizuje się reportaże, adaptacje scenariuszy filmowych, improwizacje aktorskie, a wrocławski Teatr Capitol przeniósł na scenę... monolog znaleziony na YouTube. Improwizowana wypowiedź Henryka Jamrozika zarejestrowana i wyemitowana w całości przez ostrowską telewizję (link do oryginału na końcu tekstu) zainspirowała do pracy reżyserskiej Konrada Imielę (odpowiedzialnego również za scenografię, opracowanie muzyczne i audiosferę). Na scenie monolog wygłasza Bartosz Pichera a towarzyszy mu pianistka Daria Wilsz (z offu dochodzi jeszcze głos Elżbiety Kłosińskiej). Nie jest to jednak starcie, w którym ktokolwiek walczy o zwycięstwo, raczej partnerski taniec teatralnej fikcji i nieokiełznanej rzeczywistości.

Na początku spektaklu jesteśmy informowani z głośników, że czeka nas koncert pieśni patriotycznych. Wchodzi pianistka, siada przed klawiaturą białego, pysznego fortepianu. Koncert się opóźnia, czekamy na solistkę. Pianistka coś przygrywa, sytuacja rozłazi się. Na to wszystko z trzeciego rzędu wkracza Picher w celowo anonimizującym kostiumie, podobny zupełnie do nikogo. I zaczyna gadać. Henryk Jamrozik, ten prawdziwy, zarejestrowany przez telewizję, w swoim monologu mówi szybko, niewyraźnie, połyka głoski, ale wkłada w swe słowa autentyczne emocje. I Picher podąża za tymi emocjami (choć, oczywiście, artykułuje znacznie wyraźniej). Całość rozpoczyna się od lokalnego problemu: zalewającej teren rzeki Polska Woda. A później jest już z górki: przecież można było wezbraną rzekę puścić na puste łąki, a tama, co jest w Chojniku, działa, a poza tym, jak jest susza, to krowy nie mają co pić, a Jamrozik ma na strychu granat, którym, jak grozi, "rozjebie tę tamę sam", a śmieci pływają po wodzie, a dlaczego ma płacić za śmieci, skoro oddaje śmieci do Ostrowa... Temat goni temat, wszystkie rozlewają się jak - no właśnie - rzeka. Opowieść zbacza w stronę dziwnej niekompletnej summy doświadczeń i przemyśleń mężczyzny, bez pretensji do doskonałości czy skończonej formy.

Takie domorosłe analizy rzeczywistości, uproszczone sądy i powierzchowne opinie podparte tylko własnym doświadczeniem niejednokrotnie słyszeliśmy, a pewnie i wygłaszaliśmy. Logoreja, która błądzi, rozlewa się, zbacza z toru, wraca na niego w innym miejscu i sama za sobą nie nadąża, jest fascynująca, bo wygłaszana ze sceny brzmi obco i pęka w szwach. Zupełnie inaczej słuchalibyśmy jej w knajpie w trakcie czwartego piwa. Sceniczne "przyłapanie" słowotoku obnaża nie tylko tekst i fikcyjność sceny, ale mówi też "sprawdzam" nawykom odbiorczym widza, wystawiając je na próbę, testuje pogranicze teatralności i faktu.

Chaotyczny monolog zagrany został bez redakcji tekstu. Jest w tym pomyśle echo techniki verbatimu, jeszcze kilka lat temu mocno obecnej na polskich scenach. Echo - bo przedstawienie nie powtarza monologu jeden do jednego, aktor nie powiela gestów czy mimiki Henryka Jamrozika, jak zwykło się to robić w verbatimowskich widowiskach. Materiał dostępny na YouTube jest raczej inspiracją, od której przedstawienie twórczo się odbija. Zaskakująco brzmią wygłaszane ze sceny, poszarpane frazy, spisane i grane w rytmie języka mówionego, ze wszystkimi jego niedoskonałościami. Ucho nawykłe do literackich konstrukcji i czytelnych komunikatów, co chwilę potyka się o żywe, nieuładzone słowo. Niekiedy połamane frazy są "usprawiedliwiane" sytuacją sceniczną, np. interakcją z pianistką. Czasem jednak Picher, przeskakując z tematu na temat, sam wydaje się zaskoczony tym, co wypływa z jego ust.

Aktor nie próbuje nawet podgrywać, jest ostentacyjnie zwyczajny i przeciętny. Skonfrontowany z wystrojoną pianistką, fortepianem i obecnymi w tle biało-czerwonymi flagami jest jak uosobienie efektu obcości, nieomal wierzymy, że na scenę wtargnął naturszczyk, którego poniosły emocje. Twórcy nie eksploatują mocno tego efektu, raczej bawią się nim subtelnie i lekko, proponują w miejsce "przyaktorzenia" wdzięk i sceniczną świeżość aktora. Zagrać naturszczyka - co za osiągnięcie!

Spektakl powstał w ramach jubileuszu stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Może to być na pierwszy rzut oka zaskakująca informacja. Przywykliśmy, że "niepodległościowe" imprezy namyślają się nad rzeczywistością, rozpinają szeroki horyzont refleksji, pochylają się nad wiekiem skomplikowanej "wolności od", "wolności do" i tak dalej; znamy wysoki język współczesnej kulturalno-politycznej nowomowy.

Tymczasem umieszczona w takim spektrum "Polska woda" zmienia optykę rocznicowej twórczości przez swoją skromność i konsekwentne łamanie niepodległościowego decorum. Przedstawienie, choć nie łasi się do widza, jest w dziwny sposób swojskie, przede wszystkim przez siłę wyrazu Bartosza Pichera i lekką, łagodną reżyserię. Właśnie swojskość jest najbardziej zaskakująca w spektaklu. Skąd bierze się to zaskoczenie? Zapewne stąd, że oczekujemy języka, który w oswojony przez nas sposób opowie o znanych już sprawach. Tymczasem "Polska Woda" odsłania inną drogę. Niepodległość to znacznie więcej niż tylko napuszone defilady i mężowie stanu rozprawiający o Bardzo Ważnych Sprawach. To również swoboda głoszenia poglądów (nawet po piwie, jak zrobił to Jamrozik), praca na rzecz małej społeczności (ktoś musi się zająć uregulowaniem nieokiełznanej rzeki), trudne do wyrażenia niezadowolenie i gniew na niedziałające państwo ("jak staniemy koło sklepu i se piwo pijemy, kurwa, jaki każdy jest cwany" - mówi Jamrozik).

Tak rozumiana niepodległość jest, można zaryzykować, bliższa większości Polaków. To, o co potykamy się na co dzień i co absorbuje większość naszego czasu, to lokalne, przyziemne (jeśli patrzeć z perspektywy kraju) sprawy. Nawet jeśli nasze sny o potędze zgasi "polska woda", jak ta, która w finale wrocławskiego przedstawienia płynie z nieba.

Każdy ma swoją Polską Wodę, która go podtapia, każdy chciałby czasem rzucić granatem w jakąś tamę. Twórcy spektaklu dostrzegli tę optykę i posługując się nią nakłuli nieznośny, nadęty balon ceremonii. Nareszcie ktoś!

Oryginalny monolog Henryka Jamrozika: https://www.youtube.com/watch?v=k-R7BIs1gjQ

"Polska woda" według Henryka Jamrozika, scenariusz i reżyseria Konrad Imiela, obsada: Bartosz Picher, Daria Wilsz, Elżbieta Kłosińska, Teatr Muzyczny Capitol we Wrocławiu, prem. 3 listopada 2018.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji