Artykuły

Reżyser powinien być utalentowany

Myślałem o tym, oglądając w Teatrze Muzycznym w Łodzi spektakl "Les Miserables" wyreżyserowany przez Zbigniewa Maciasa, od kilkunastu lat dyrektora artystycznego tej sceny. Przez kilka dziesięcioleci pracowaliśmy razem kolejno w Teatrach Wielkich Łodzi, Warszawy i Poznania. Macias, chcąc mnie rozbawić, twierdzi, że jest moim uczniem w zakresie dyrektorowania - felieton Sławomira Pietrasa w tygodniku Angora.

Odwzajemniając się, uważam, że śpiewania barytonem dramatycznym nauczyłem się właśnie od niego. Różnica polega na tym, że On świetnie sobie radzi, programując i kierując pracą teatru, a ja dotąd nie zaryzykowałem kariery wokalnej, nawet w tak prostym utworze jak "Góralu, czy ci nie żal...".

Ten znakomity śpiewak z repertuarem ponad pięćdziesięciu ról operowych, musicalowych i kilku nagrań płytowych postanowił ponadto zostać reżyserem. Każda droga do tej profesji jest dobra, jeśli włoży się w nią ogrom pracy popartej talentem. Spektakle muzyczne i operowe inscenizowali z powodzeniem reżyserzy teatralni (Hanuszkiewicz, Kordziński, Okopiński, Prus, Zawodziński), filmowcy (Kutz, Majewski, Treliński, Żuławski), aktorzy (Brejdygant, Chyra, Janda, Stuhr), absolwenci studiów reżyserskich (Adamik, Grzesiński, Peryt, Stokalska, Wiśniewski), przyuczeni do zawodu (Baduszkowa, Bursztynowicz, Czosnowska, Sykała, Znaniecki), tancerze (Drzewiecki, Konwiński, Kujawa, Niesobska, Rotbaumówna, Wesołowski), wreszcie byli śpiewacy (Biliński, Bregy, Fołtyn, Majak, Ochman, Zerdzicki).

Macias należy do tej ostatniej grupy, mimo że ciągle jest w pełni formy wokalnej, którą prezentuje w Operze Narodowej (np. Miecznik) lub na własnej scenie (rewelacyjny Tewje i Don Kichot).

Na mocy ryzykownej decyzji wydanej samemu sobie odważył się już wyreżyserować "Krainę uśmiechu", "Wesołą wdówkę", "Jesus Christ Superstar", dokonując tego ze spektaklu na spektakl coraz lepiej. W najbliższym czasie zmierzy się ze światowym przebojem musicalowym "Miss Saigon", którego premiera przewidziana jest w czerwcu 2019 r. Natomiast kształtem scenicznym "Les Miserables" [na zdjęciu] po prostu mnie zaskoczył. Ujęcie tematu, pomysł inscenizacyjny, rozwiązanie scen zbiorowych, poprowadzenie czołowych postaci i zmontowanie całości dowodzi nie tylko żmudnych dociekań i kompetencji artystycznej Maciasa, ale jego - ugruntowanego rzetelną pracą - talentu reżyserskiego.

Na przełomie grudnia głośno było o wrocławskiej "Halce" inaugurującej Rok Moniuszkowski. Obejrzałem piąty z kolei spektakl i już podczas uwertury wbiło mnie w fotel. Nie poradzę nic na to, że Halka jest dla mnie - jak dla większości operomanów - świętością narodową. Toteż wypraszam sobie pląsanie na scenie myszy podczas uwertury, pijanego Stolnika podczas poloneza, Dziembę biorącego pieniądze po kwestii "z mazowiecka rżnij kapela", czy granego przez tancerkę psa przeszkadzającego w arii "Gdyby rannym słonkiem". Nie zamierzam pastwić się nad wieloma innymi pomysłami reżyserki, która wyznała publicznie, że nigdy "Halki" nie widziała, a wie o niej tyle, co z internetu. Przepełniona pragnieniem odznaczenia się czymś specjalnym podczas debiutu reżyserskiego na terenie Opery Wrocławskiej postanowiła zatrzeć różnice między chłopstwem a szlachtą (sic!) i zmienić zakończenie, deklarując, że będzie to... niespodzianka.

W scenie finałowej, gdy chór śpiewa "Już za późno, już za późno, utonęła biedna już", tytułowa bohaterka zamiast pławić się w nurtach rzeki, rodzi dziecko na środku sceny, zasłonięta spódnicami przez góralki, na wypadek gdyby na widowni były wycieczki szkolne. Następnie jedna z nich wręcza Zofii - narzeczonej Janusza - dopiero co odebranego noworodka, jako że niby to prezent ślubny?

Na ostatnich akordach orkiestrowych zamiast Halki do topieli skacze Jontek, a za nim - w domyśle - duchy kompozytora i librecisty, przerażonych takim obrotem sprawy.

Dla debiutującej reżyserki mamy następującą radę: Należy czym prędzej wrócić do swej wspaniałej kariery teatralnej, zagrać role stosowne do aktualnego emploi, a więc Panią Dulska, Panią Dobrójską, coś z "Dam i huzarów", w przyszłości Matkę w "Balladynie", a nawet spróbować wyreżyserować te sztuki. Może znajdzie się jakiś dyrektor teatru dramatycznego, który pozwoli pozmieniać zakończenia. Np. Dulska niech wyjdzie powtórnie za mąż, Dobrójska urodzi późne bliźnięta, huzarów przebierze się za damy, natomiast damy za huzarów, a Matka w Balladynie popłynie sobie kajakiem przez Gopło.

Sztuka operowa ma to do siebie, że jeśli spektakl jest dobrze grany, tańczony i śpiewany, to nawet kiepska reżyseria nie przeszkodzi w aplauzie. Należał się on solistom, chórowi, baletowi i orkiestrze pod dyr. Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, który przywrócił Operze Wrocławskiej poziom muzyczny nieobecny tu od niepamiętnych czasów.

Opuszczając ten piękny teatr, jeszcze raz utwierdziłem się w mniemaniu, że jednak reżyser powinien być utalentowany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji