Artykuły

Śmichy-chichy z awangardy

Teatr Montownia przyzwyczaił nas, że najlepiej czuje się w zgrabnych błahostkach scenicznych, wystawianych równie inteligentnie, co niezobowiązująco. Większość przedstawień zespołu miała na uwadze jedynie jak najszybsze pobudzenie widzów do śmiechu, miejscami nawet do rechotu. Nowy spektakl "O mój tato..." niczego istotnego do wizerunku Montowni nie wniesie.

W 1959 r. Arthur L. Kopit napisał jednoaktówkę "Oh Dad, Poor Dad, Mamma's Hang You in the Closet and I'm Feeling So Sad", spolszczoną przez Adama Tama na "O mój tato, biedny tato, mama powiesiła cię w szafie na śmierć, a mnie się serce kraje na ćwierć". W tej "pseudoklasycznej tragifarsie według przyszywanej tradycji francuskiej" amerykański autor celnie sparodiował ekspansję dramatu absurdu lat pięćdziesiątych, przyjmowaną w Europie jako objawienie. Wtedy to, przypomnijmy, sztuki Becketta, Ionesco, Adamova, Geneta, Arrabala, Durrenmatta, Frischa, Osbome'a, Pintera, Weskera i im podobnych, zaczęły wypierać ze scen klasyczny repertuar, coraz częściej uznawany jako "demode".

Oczywiście, ostrze satyry Kopita skierowane w pewnego typu manierę dramaturgiczną, jest dziś czytelne jedynie dla teatrologicznych moli. Adam Krawczuk wziął więc na reżyserski warsztat produkt, który niekoniecznie musi nas dziś przejmować dreszczem innych emocji, niż czysta zabawa. Całe przedsięwzięcie oparto na odważnym pomyśle obsadzenia Krzysztofa Rutkowskiego w roli Pani Różomilskiej, ekscentrycznej milionerki, zabierającej z sobą na wojaże syna, akwarium ze srebrną piranią, mięsożerne kwiaty i srebrzystą skrzynię z truchłem małżonka, którego otruła. Szczupła budowa ciała aktora, garbaty nos czyniący jego profil nieco ptasim, zainspirowały Zofię de Ines do kilku fantastycznych kreacji, dzięki którym Rutkowski wtapia się w kobiecą postać bez reszty. Nikomu nie przeszkadza - przeciwnie, śmiech się nawet wzmaga - gdy wymykające się spod gorsu piersi aktora ujawnią swą płaskość, np. w scenie zalotów Komandora Różogórskiego, brawurowo interpretowanego przez Macieja Wierzbickiego.

Marcin Perchuć znakomicie poradził sobie z rolą Jonatana, zneurotyzowanego syna apodyktycznej matki, chcącej uchronić go od niebezpieczeństw świata, a Agnieszka Dygant- z postacią Róży, młodziutkiej baby sitter o naturze nimfomanki. Sobie reżyser zapewnił epizod Starszego Chłopca Hotelowego. Rzecz toczy się wartko, ogląda się ją lekko, łatwo i przyjemnie. W czasie karnawału - jak znalazł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji