Artykuły

Nasze życie po śmierci

W nawale premier, które przetaczają się przez stołeczne sceny, wybrałem, i to nie przypadkowo, dwa spektakle. Z jednej strony mamy młody, a już mocno "dopieszczony" teatr Montownia, z drugiej szeroko nagłaśniany powrót Adama Hanuszkiewicza, niegdyś etatowego skandalisty polskiego teatru, na deski Narodowego.

Montownia przygotowała "Wspólny pokój", adaptację prozy Zbigniewa Uniłowskiego, który w znakomity sposób opisał życie młodych intelektualistów Warszawy lat 20. Jest to życie skąpane w wódce i nędzy, życie wstrząsane kaszlem gruźlików i awanturami niespełnionych literatów, którzy z jednej strony nie chcą poddać się beznadziei tzw. dorosłego życia, a z drugiej nie znajdują żadnego sensownego usprawiedliwienia dla łajdackiej egzystencji, jaką pędzą w zagraconej melinie. Waldemar Śmigasiewicz, reżyserując "Wspólny pokój ", skondensował akcję w tytułowym pokoju, w którym bohaterowie miotają się jak w klatce. Niestety, cierpi na tym dramaturgia spektaklu. Oglądamy bowiem ciąg erotycznych uniesień i pijackich awantur, prowadzących gładko ku łatwemu do przewidzenia zakończeniu.

Hanuszkiewicz z kolei wziął na warsztat "Taniec śmierci" Augusta Strindberga. Jest to posępne studium małżeństwa z dwudziestopięcioletnim stażem, związku naznaczonego wszelkimi możliwymi cierpieniami, jakie może sobie nawzajem zgotować dwoje ludzi z głęboko zakorzenionym poczuciem życiowej klęski. Na odizolowanym posterunku na wyspie żyje apodyktyczny i zgryźliwy wojskowy. Towarzyszy mu zaszczuta żona. Oboje są godni litości, przynajmniej do momentu, gdy pojawia się ten trzeci. Wtedy bowiem okazuje się, że żyjąca w piekiełku para jest siebie warta i tak naprawdę potrzebuje jedynie widza, który oklaskiwałby ją w akcji. Patrząc na "Taniec śmierci" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że grający główną rolę Hanuszkiewicz tak naprawdę nie potrzebuje wcale grać, że łączy go wiele z kapitanem. To Hanuszkiewicz jest centralną postacią psychodramy, to on nadaje odpychającej postaci tragiczny i wzbudzający sympatię wymiar, to on wreszcie, nawet myląc się lub zapominając tekst, obraca to na swoją korzyść. Anna Chodakowska i Krzysztof Kolberger stanowią zaledwie tło.

Jaki zatem jest związek między tak odmiennymi historiami? Otóż Montownia pokazuje ludzi, którzy bronią się przed beznadzieją egzystencji, gotowi są pić na umór, krzyczeć i gardłować, byle tylko nadać istnieniu sens wykraczający ponad prosty schemat: dom - rodzina - kariera - pieniądze. Hanuszkiewicz z kolei przedstawia "krajobraz po bitwie" i to po bitwie przegranej dla bohaterów. Obie sztuki pokazują ludzi przegranych. Jedni stracili nadzieję już na początku egzystencji, wychodząc ze słusznego przecież założenia, że podejmowanie kompromisów wcześniej czy później odbije się na nas. Drudzy podjęli walkę, strawili ha nią całe życie po to tylko, by u jego schyłku uznać własną przegraną.

Montownia pokazała - w sposób niedoskonały przecież, ale szczery - to, co przychodzi do głowy każdemu świadomemu człowiekowi na początku drogi życiowej. Młodzi aktorzy zadali pytania: jakich dokonywać wyborów, trzymać się ideałów czy dla pieniędzy występować w reklamówkach ryżu, wierzyć w miłość czy "w wizyty w burdlu za 10 złotych?" "Taniec śmierci" przynosi za to nienową konstatację, która bohaterów "Wspólnego pokoju" zaskoczyła, a która dla mądrzejszego o kilka dekad doświadczeń Hanuszkiewicza jest oczywista. Wszyscy jesteśmy po stronie przegranych, bo tylko śmierć stanowi odpowiednie rozwiązanie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji