Artykuły

Niskie loty

Fars jest jak na lekarstwo, świat dawno od nich odszedł w stronę inteligentniejszych, opartych na dialogu komedii. Jednak polski widz ponoć woli humor sytuacyjny, tak przynajmniej uważają niektórzy dyrektorzy teatrów. Serwują mu więc kolejne sztuczki wiekowego Raya Cooneya, z których żadna nie dorównuje hitowemu "Maydayowi" albo grzebią coraz głębiej w historii teatru rozrywkowego. Krystyna Janda sięgnęła aż do 1925 r., kiedy to powstała farsa "Upadłe anioły". Może 90 lat temu kogoś rozbawiła, dziś jest pozbawioną uroku ramotą, której cechą wyróżniającą jest prostota akcji, języka i postaci oraz tanie koszty inscenizacji. Znudzona żona z angielskiej klasy średniej (Magdalena Cielecka) żegna męża, który udaje się na golfowy weekend z kolegą, i czeka na jego żonę, a swoją przyjaciółkę (Maja Ostaszewska). Ta przynosi elektryzującą wiadomość, że do miasta ma przybyć dawny kochanek obu - uwodzicielski Francuz. Zaczyna się coraz bardziej bełkotliwy, bo zakrapiany szampanem, wieczór oczekiwania, wspomnień i scen zazdrości. Tekstu, który brzmi jakby powstawał podczas spektaklu, jest tak niewiele, że czołowe aktorki Warlikowskiego dobijają do dwóch godzin przedstawienia za pomocą tańców, a reżyserka - dwóch przerw. Barmani są zadowoleni, a widzom wystarczy pod oklaski podłożyć rytmiczną muzykę i też wyjdą z poczuciem dobrej zabawy. Czy naprawdę nie można zarabiać w mniej żałosny sposób?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji