Artykuły

Nie zejdziemy ze sceny, dopóki trwa śmiech

Siłą tej farsy jest dobry tekst i mistrzowski duet Fronczewski - Tyniec. Teatr Ateneum wystawi "Kolację dla głupca" po raz osiemsetny.

ROZMOWA Z PIOTREM FRONCZEWSKIM I KRZYSZTOFEM TYŃCEM

Na scenach Londynu czy Nowego Jorku taki jubileusz nie byłby niczym nadzwyczajnym, ale w Polsce niewielu aktorom udaje się zagrać aż tyle razy. Choć premiera "Kolacji dla głupca" w Ateneum odbyła się w maju 2001 r., bilety na to przedstawienie wciąż znikają w okamgnieniu. Dyrektor teatru Andrzej Domalik w rozmowie z "Wyborczą" powiedział, że nie rozumie fenomenu tego tekstu, ale szanuje wolę publiczności i dopóki Piotr Fronczewski z Krzysztofem Tyńcem chcą występować, dopóty będą bawić widownię przy ul. Jaracza sztuką Francisa Vebera.

Jakub Panek: Czy tekst "Kolacji dla głupca" ma w sobie coś wyjątkowego?

Piotr Fronczewski: Od lat zastanawiamy się nad jego popularnością. Ten tytuł przewędrował przez polskie sceny w standardowym wydaniu - odgrywano 40,50, może 80 spektakli. W jednym z krakowskich teatrów zszedł z afisza z opinią kiepskiej komedii. Dlatego tak na dobrą sprawę sukces tego przedstawienia w Ateneum owiany jest tajemnicą. Na pierwszych próbach czytanych buntowałem się, że to taka klasyczna farsa z łażeniem po scenie na czworakach. Z czasem jednak, gdy udało nam się z zespołem podnieść ten tekst do miana komedii, zacząłem go lubić. Farsa to specyficzny gatunek, za to sposób, w jaki ja to grałem przez pierwsze 30 spektakli z Wojciechem Pszoniakiem i teraz z Krzysztofem, jest bardzo poważny. Z tej historii wyłania się całkiem poważna puenta. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że nic tak ludzi nie śmieszy jak czyjeś nieszczęście.

Krzysztof Tyniec: Robimy wszystko, by nie grać tego w sposób śmieszny, i nie robimy niczego, żeby przypodobać się publiczności. Być może przyczyną porażki innych przedstawień w Polsce było to, że aktorzy chcieli być bardzo śmieszni. My gramy to odwrotnie, bo wiemy, że nie wolno mizdrzyć się do widza. O komedii mówi się, że jest bardziej wymagająca niż dramat.

P.F.: O tak, bo wymaga niezwykłej precyzji. Jeżeli pewien szkic zostanie zaburzony, to wkrada się chaos i niebezpieczeństwo katastrofy.

K.T.: W naszym przedstawieniu bardzo dbamy o to, żeby to przedstawienie miało swój rytm. To jest tak jak w dobrym utworze muzycznym: wszystko musi mieć swój początek, kulminację i puentę. Ponieważ my tu jesteśmy dyrygentami, mało już zostało z zamysłu autora (śmiech). Pojutrze 800. spektakl! Nie nuży już panów granie w "Kolacji dla głupca"?

K.T.: Osobiście nigdy nie odczułem znużenia tym przedstawieniem. Co innego, jeśli gra się coś kilka razy z rzędu bez dublerów. Wtedy można się przegrzać. Bardzo lubię grać w "Kolacji dla głupca", ale bardzo dbam, bym nie popadał w rutynę. Mamy widzów, którzy wielokrotnie widzieli nasze przedstawienie, i nie możemy ich zawieść. Mam poczucie, że jeżeli będziemy to grać jeszcze przez 20 lat, to ten spektakl będzie cały czas ewoluował. I to jest piękne. Temu przedstawieniu nie grozi rutyna, bo my na to nie pozwolimy.

P.F.: Jeżeli chodzi o zmęczenie materiałem, to różnie z tym bywa. Są lepsze i gorsze dni. Jeśli jednak na scenie mamy aktorów, którzy się lubią, mają do siebie szacunek i zaufanie, że żaden z nas nie wywróci przedstawienia do góry nogami, to gra się przyjemnie.

Czy grając w komedii, farsie, trzeba mieć poczucie humoru?

P.F.: To może być temat na pracę magisterską. Wydaje mi się, że bez poczucia humoru nie można wiarygodnie zagrać w komedii czy farsie.

K.T.: Ktoś kiedyś mówił o fenomenie zespołu The Beatles. Polegał on na tym, że w danych okolicznościach spotkało się właśnie tych czterech facetów, którzy jednakowo brzmieli, mieli podobne poczucie humoru i rozumieli się bez słów. "Kolacja dla głupca" odstaje od linii programowej Teatru Ateneum, były plany zdjęcia tego tytułu z afisza. Czy myśleli panowie o zagraniu w waszym teatrze w jakiejś innej farsie, np. tego samego autora?

K.T.: Ten spektakl odstaje, ale i uzupełnia repertuar Ateneum. Chciałbym, żeby pojawiła się bardzo dobra dwuosobowa komedia, w której mógłbym zagrać z Piotrem. Życzyłbym sobie tego. Nie zejdziemy ze sceny, dopóki trwa śmiech.

P.F.: Przyznam się, że to przedstawienie w nadmiarze wypełnia moje zapotrzebowanie na komedie. Krzysiek mówi, że za parę lat do każdego anonsu, w którym przed spektaklem prosimy o wyłączenie telefonów komórkowych, będziemy dodawać suplement: chodzik dla Piotra Fronczewskiego ufundowała firma X, a aparat słuchowy dla Krzysztofa Tyńca firma Y. Śmiejemy się, że będziemy mieli wspólną mogiłę na Powązkach z tabliczką: tutaj spoczywa obsada "Kolacji dla głupca".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji