Artykuły

Wystawna uczta z Tyńcem

Po obejrzeniu "Kolacji dla głupca" Francisa Vebera w wykonaniu artystów warszawskiego Teatru Ateneum, każdy widz zaproszenia na kolacje dobierał będzie starannie i nie bez obaw.

Dlaczego? Otóż główny bohater komedii zaproszony jest na kolację urządzaną przez finansowych i intelektualnych birbantów. Ma być jej głównym bohaterem, głupkiem. Towarzystwo nagrodzi laurami tego spośród siebie, kto przyjdzie na ową kolację z głupkiem najbardziej ogłupiałym. Jednak do tytułowej kolacji w sztuce Vebera się nie zasiada. Decyduje o tym zbieg niepomyślnych okoliczności, ale przede wszystkim świadomość autora, że wyśmiewanie się z głupka nie jest śmieszne. O ileż zabawniej jest pozwolić przejrzeć się w niemądrej fizjonomii "mędrcom" cierpiącym zblazowanie, nietolerancyjnym, zadufanym w sobie.

Francis Veber akcję swojej sztuki koncentruje wokół Pierre'a Brochanta (Piotr Fronczewski), któremu pokazanie "swojego" głupca Francoisa Pignona (Krzysztof Tyniec) uniemożliwia nagłe wypadnięcie dysku. Wiele wskazuje na to, że Pignon po krótkiej kurtuazyjnej wizycie spotka się z Brochantem dopiero za tydzień, bo kolacje odbywają się co wtorek. Komedia nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wplątała obu bohaterów w zaskakującą dla nich sytuację. Oto bowiem okazuje się, że żona Brochanta (Marzena Trybała) postanowiła odejść. Kto jest jej kochankiem, dlaczego podjęła taką decyzję - to pytania, na które odpowiedzi za wszelką cenę szuka Brochant. I jak to w komediach bywa - meritum przestaje mieć znaczenie, a staje się pretekstem do wielu przezabawnych sytuacji i... nieoczekiwanej zamiany miejsc.

Naturalnie głupek Francois jest nieprawdopodobnie nieporadny, ale prawdziwym głupkiem, zagubionym w braku lojalności, nieuczciwości, tolerancji, egoizmu okazuje się Brochant. Pośród salw śmiechu widzowie z tekstu Vebera bez problemu wyłuskują pewne ostrzeżenie: nie oceniajmy innych zbyt pochopnie, nie forsujmy kpin i drwin, bo po pierwsze możemy być niesprawiedliwi, a po drugie jakże łatwo sami możemy stać się obiektem "godnym zaproszenia na kolację".

Przedstawienie, które w Teatrze Powszechnym w ramach VIII Festiwalu Sztuk Przyjemnych obejrzała tłumnie przybyła publiczność (zajęte były miejsca siedzące, stojące i "wiszące"), niezwykle zgrabnie, starannie i przejrzyście wyreżyserował Wojciech Adamczyk. Reżyser nie wikłał, ale też i nie upraszczał, starając się zachować maksimum prawdopodobieństwa zdarzeń i sytuacji. Znakomicie pomogli mu w tym aktorzy. Piotr Fronczewski z właściwą sobie klasą był wielkim człowiekiem sukcesu i człowiekiem małej wiary, triumfującym i przegranym jednocześnie, zawiedzionym samym sobą

Jednak pierwsze aktorskie skrzypce grał w "Kolacji..." Krzysztof Tyniec. Po teatralnej przerwie, okropnych podrygach w rozmaitych "Galach piosenki biesiadnej", aktor odnalazł w sobie idealnie szlachetne środki. Rugując z gry charakterystyczne dla siebie "gierki", "sposobiła" i "chwyty pod publiczkę" stworzył postać człowieka pogmatwanego, bez wątpienia ogłupiałego, ale szczerego w intencjach, prawego i uczciwego. To nie była kolacja, to była cała uczta. Trzymam kciuki, by Tyniec pozostał wiemy kreacji w stylu klasycznym -bo tak właśnie powołał do życia Francoisa Pignona- i powrócił do "rasowego aktorstwa" żegnając chałturę.

W "Kolacji dla głupca" dobrą rolę poborcy podatkowego zaproponował Tadeusz Borowski, sympatyczną grą i urodą wzbogaciły przedstawienie: Marzena Trybała i Sylwia Zmitrowicz. Wieczory niedzielny i wczorajszy były bardzo przyjemne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji