Artykuły

"Pathelin" młodych

"Mistrza Piotra Pathelin" gra się u nas stosunkowo rzadko, a jeszcze rzadziej - z jakim takim powodzeniem. O tym, dlaczego tak się dzieje, właściwie nic pewnego nie wiadomo. Utwór średniowiecznego anonima, ulubiona lektura Rabelais'ego i Moliera, jest wszak nie kwestionowanym arcydziełem swego gatunku. Jakże zasłużenie należy do kanonu dramaturgii europejskiej. Jego przekład, a raczej spolszczenie dokonane przez Adama Polewkę na prośbę przedwojennego Cricotu, liczy sobie bez mała pół stulecia. A zalety teatralne pysznej farsy są chyba ewidentne. Jawną obrazą byłoby posądzenie twórców naszego teatru o ich nieznajomość albo lekceważenie. Pozostaje mniemać, że z jakichś trudnych do sprecyzowania powodów rodzimym reżyserom "Pathelin", cokolwiek by to znaczyło nie odpowiada. Być może, jako zbyt daleki od spraw polskich. Być może - jako nie dość aktualny. Hipoteza taka jest tylko na pozór absurdalna.

Należy również podejrzewać, że przypadek Pathelina to jedynie fragment zjawiska szerszego. Mam na myśli osobliwą animozję do repertuaru komediowego, zauważalną zwłaszcza ostatnio u większości ludzi naszego teatru. Nie miejsce tu, by dociekać jej źródeł. Temat to zresztą wstydliwy, bo bywa czasem, że niechęć pokrywa brak umiejętności. Napomknę więc tylko, że myliłby się, kto by usiłował wiązać ją z kiepskim stanem dzisiejszego komediopisarstwa krajowego. Okazuje się bowiem, że owo uprzedzenie jest w pewnym sensie selektywne. Sito repertuarowych wyborów często łaskawie przepuszczało Łatkę, Redlińskiego, Janczarskiego etc.. Natomiast coraz surowiej traktowało powiedzmy Potockiego lub takiego... Fredrę. Wspomniany fenomen powoduje, że ze scen naszych teatrów stopniowo znika coś, co stanowi esencję twórczości komediowej o ambicjach artystycznych. Coś, co wypełniało teatr od najdawniejszych czasów: kultura śmiechu.

W tej sytuacji należy z zadowoleniem odnotowywać co ciekawsze jej przejawy. Godzi się zatem dostrzec, by nie przepadło w powodzi tandety jedno z nowszych przedstawień zielonogórskiego teatru. Właśnie farsę o Pathelinie w inscenizacji Wojciecha Maryańskiego. Jest to przedstawienie skromne, lecz pomysłowe. Nawiązuje w pewnym stopniu do tego chyba, co najciekawsze w dziejach "mądrego błaznowania". Wyróżnia się i ciekawym zamysłem ogólnym i wdziękiem wykonania. Zasadniczym problemem każdego reżysera przystępującego do pracy nad klasyczną farsą wydaje się dokonanie wyboru stylistyki, w jakiej utrzymane ma być przedstawienie. To jest - sięgnięcie po możliwie najbardziej atrakcyjną dla publiczności i nośną konwencję teatralną. Tekst pozostawia w tym względzie dużo swobody. Toteż widywano już Pathelina w powłóczystych szatach, wzorowanych na średniowiecznych rycinach. Spowijano go również chętnie w opary surrealistycznej groteski. Maryański przyjął inne rozwiązanie. Poprowadził spektakl szlakiem wytyczonym przez tradycję commedii dell'arte.

Ten kierunek stylizacji dostrzec można już w ogólnym rysunku postaci, pojawiających się na drewnianym podeście ustawionym wprost na podłodze. Jest obecny w sposobie ich charakteryzacji. Czasem - w kostiumie. Odniesienia nie są rzecz jasna dosłowne. Pomimo to jednak próżny Sukiennik przywodzi nieodparcie na myśl Pantalona. Chytry Pasterz w kudłatej kurtce kojarzy się z bystrym Pulcinellą. Sędzia w todze i peruce ma pewne rysy Doktora. A dodana przez reżysera postać - mała inspicjentka, łącząca świat kulis i świat sceny - swym wdzięcznym strojem i gestem wnosi do spektaklu urok Kolombiny. Duch komedii dell'arte wyczuwalny jest również w sposobie konstruowania sytuacji i spiec komicznych. W indywidualnych etiudach pantomimicznych, których także nie brak w przedstawieniu, zdają się pobrzmiewać dalekie echa popisów mistrzów dell'artowskich lazzi.

Reżyser nie poprzestał na wykreowaniu świata komedii dell'arte i na udanej próbie wpisania weń piętnastowiecznej farsy. Odsłonił przed publicznością kulisy owego świata, przez włączenie do spektaklu wątku autotematycznego, tyczącego obyczajowości teatralnej. Gdy wymieniałem występujące na scenie postaci, powinienem był w zasadzie użyć kilkakroć liczby mnogiej. Niektóre bowiem role mają obsadę podwójną. Każdy z wykonawców proponuje nieco odmienną od partnera interpretację, wykorzystując przy tym właściwe sobie warunki fizyczne. Dla przykładu Sukiennik I Mirosława Zbrojewicza jest tępym i próżnym, zadufanym w sobie mrukiem. Podczas gdy Sukiennik II Marka Wilka zdaje się rozumieć istotę podstępu Pathelina, lecz bezczelność adwokata przerasta jego inteligencję. Pasterz I Andrzeja Ozgi to chłop gruby, jowialny, prostoduszny i powolny. Pasterz II w wykonaniu Jerzego Kramarczyka to przysłowiowe żywe srebro. Najmocniej zróżnicowane są ujęcia roli Wilhelminy, żony tytułowego Mistrza. Obok osóbki pełnej werwy, sexappealu, do tego drapieżnej niczym kocica (Magdalena Kuta), oglądamy istotę łagodną i o gołębim sercu (Beata Chwedorzewska).

Intencja reżysera jest klarowna. Oto między członkami trupy komedianckiej toczy się nieustanna cicha rywalizacja o wyłączne prawo do roli. Publiczność zostaje tym samym niespodziewanie postawiona w sytuacji arbitra. Mniej sprawdził się natomiast pomysł umieszczenia na scenie teatralnej rupieciami: - rekwizytów, kostiumów, zbędnych fragmentów dekoracji oraz aktorskich garderób. Przydał co prawda przedstawieniu plastycznej urody, poza tym jednak niepotrzebnie prowokował aktorów do gry, by tak rzec, półprywatnej.

Te drobne potknięcia nie zaważyły jednak ujemnie na całości widowiska. A jego twórcami, dodajmy na koniec, są w przeważającej większości, łącznie z reżyserem, tegoroczni absolwenci warszawskiej PWST. Wszyscy pokazali się od jak najlepszej strony. Aktorzy, w tym nie wymieniony dotąd Krzysztof Krupiński-Pathelin zademonstrowali sprawność ruchową i wokalną, a równie ważne - dyscyplinę i kulturę teatralną. Wojciech Maryański dowiódł, że nieobce są mu tajniki komediowej reżyserii.

Na osobne wyróżnienie zasługuje muzyka Piotra Mossa, wykonywana "na żywo" przez kilkuosobowy zespół. Gdyby nie obawa przed zapeszeniem, należałoby także pogratulować szczęśliwej ręki dyrektorowi zielonogórskiego teatru, Krystynie Meissner. Z przedstawienia "Mistrza Piotra Pathelina" wynika, że udało się jej pozyskać dla swego teatru prawdziwie utalentowaną młodzież.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji