Artykuły

Hamlet - morderca, który nigdy nie kochał

"Hamlet" Williama Shakespeare'a w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Maja Margasińska w naszemiasto.pl.

Spójrzmy prawdzie w oczy: cała sztuka jest niespójna, a sam Hamlet - bierny i nieznośny. O sztuce tej powstały tomy literatury, dlatego w teatrze nie interesuje mnie już co, tylko JAK. I w spektaklu Tadeusza Bradeckiego, zrealizowanym w Teatrze Dramatycznym, tylko to JAK ma znaczenie.

Akcja sztuki ma miejsce w ponurych, ciemnych wnętrzach i na mglistych pustkowiach. Wszędzie pobrzmiewa ton żałoby i przeczucie śmierci. Cały dramat bierze się stąd, że Hamlet zwleka. Dlaczego? Przecież potrafi działać, kiedy trzeba - z jaką swadą zabija Poloniusza! Laertes nie podziela jego wątpliwości w kwestii zemsty za śmierć ojca. Hamlet nienawidzi stryja, gardzi matką. A jednak zwleka. Bawi się, gra, udaje wariata. Po co?

Wydaje się, że jest to coś, co wreszcie wyrwało go z marazmu i nudy, zawieszenia w próżni bycia następcą tronu, co wytrąciło go z utartego toru, jakim były studia filozoficzne, tracenie czasu na krotochwilach z koleżkami i romans z "nieodpowiednią" dziewczyną. Wreszcie wydarzyło się coś, co Hamleta zainteresowało. Nie na tyle, żeby przestał być skupiony wyłącznie na sobie, ale na tyle, żeby zadał sobie pytanie o to, kim jest. Jednak zamiast się samookreślić, przez większość czasu pragnie być kimś innym, albo w innej sytuacji. Gdyby nie Laertes, nigdy nie dokonałby zemsty.

Hamlet w wykonaniu Krzysztofa Szczepaniaka jest zimny, niemal psychopatyczny. Niszczy wszystkich i wszystko, w końcu sam świadomie idzie na śmierć. Nikogo nie kocha, niczego nie pragnie. To młody Ryszard III: bezwzględny morderca i lodowaty strateg. Szczepaniak jest w tej roli niezwykle przekonujący, doskonały.

Zwykłe w przypadku wszystkich wystawień pytanie, czy Hamlet kocha Ofelię, w spektaklu Bradeckiego jest nie na miejscu. Nie tylko dlatego, że Hamlet jest wyobcowany, lecz przede wszystkim dlatego, że Ofelia Martyny Byczkowskiej jest gęsią. Irytującą, głupią i niestety niewiarygodną. To bardzo źle zbudowana rola, nieprzystająca ani do możliwości, ani do innych ról Byczkowskiej.

Szkoda, że reżyser zapomniał, że historia Ofelii jest lustrzanym odbiciem historii Hamleta, i nie potraktował jej poważnie. W takim ukazaniu postaci wiarygodne nie jest ani szaleństwo dziewczyny, ani jej domniemane samobójstwo. Jaki bowiem miałaby mieć motyw? Śmierć ojca? Blaga. Nie przepadała za nim za jego życia. Utrata Hamleta? Ale przecież utraciła go już wcześniej i zniosła to całkiem dobrze. I jeśli zgodziliśmy się już, że Hamlet nigdy jej nie kochał, to znika nam najważniejszy rys osobistego dramatu duńskiego księcia. Może dlatego tak ciężko nam się z nim identyfikować. Wielka szkoda.

Warto wspomnieć za to o bardzo dobrym Mateuszu Weberze w roli Horacego i znakomitym Mariuszu Wojciechowskim - jego Poloniusz nie jest ciekawskim i głupim bła-znem, lecz człowiekiem, który doskonale wie, co robi. Jak zwykle doskonały jest Adam Ferency (zwłaszcza w roli Pierwszego Grabarza) i Henryk Niebudek (owacja na stojąco za etiudę Ozryka). Ciekawy jest również Fortynbras Modesta Rucińskiego, jednak uczciwie będzie przyznać, że na scenie liczy się Szczepaniak, a potem długo, długo nikt.

Za każdym razem, gdy idę do teatru na "Hamleta", zastanawiam się, po co dziś go brać na warsztat. Co nowego można jeszcze o mm, za jego pomocą, powiedzieć. W spektaklu Bradeckiego nie ma niczego nowatorskiego - to "Hamlet", jakiego doskonale znamy. Bardzo poprawnie i przyzwoicie zrobiony. Ale bez Krzysztofa Szczepaniaka byłby tylko kolejnym z "Hamletów", których nie zapamiętaliśmy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji