Artykuły

Figura bez lukru

- Wkurza mnie wymazywanie każdej zmarszczki, upiększanie ludzi, robienie głupich, przymilnych min i stwarzanie w wywiadach wygładzonej historii człowieka. Nie zgadzam się z tym i to nawet mnie prowokuje do coraz gorszych i brzydszych zachowań - mówi aktorka Katarzyna Figura w rozmowie z Dariuszem Zaborkiem z Wysokich Obcasów.

Dariusz Zaborek: To prawda, że Pani zmiana wizerunku zaczęła się od spotkania z Markiem Koterskim na planie "Ajlawju"? Katarzyna Figura: Mam w dupie wizerunek. - Co Pani przez to rozumie? - To wygląd zewnętrzny, a mnie interesuje, co w ludziach i we mnie jest w środku. Teraz jestem taka, w jaką mnie przekształciło życie, dzieci i role. - Skąd pomysł na łysą Figurę? - Piotr Uklański powierzył mi główną rolę w angielskim westernie "Summer Love" z Bogusławem Lindą i Valem Kilmerem. W pewnym momencie mężczyzna próbuje upokorzyć kobietę i tępą brzytwą obcina jej wspaniałą burzę włosów. Jednocześnie Paweł Miśkiewicz zaproponował mi zagranie w sztuce "Alina na zachód" kobiety, która budzi się rano i na poduszce znajduje swoje włosy - wypadły, gdy mężczyzna ją porzucił. Był styczeń 2004 roku, kilka dni przed śmiercią mojego ojca, który chorował na raka. To trudny materiał, postać kobiety przegranej, ale próbującej pozbierać się jak feniks z popiołów. Na miarę czasu, bo byłam w potwornej depresji, poczuciu rozpaczy i nieszczęścia, ojciec bardzo cierpiał.

Pojawiły się w moim życiu te dwie postaci i każda wymagała łysiny. Najczęściej zakłada się tzw. łyskę, czyli plastikową perukę. Ale w teatrze czy przed kamerą widzowie są blisko i zaczęłam się zastanawiać, czy taka 'łyska' daje mi szansę niekłamania. Jednocześnie byłam ciekawa, jak czuje się kobieta łysa, tej sytuacji, gdy facet chwyta za włosy i je kobiecie obcina, dokonuje gwałtu. Zaproponowałam to reżyserowi filmu. Żaden z nich nie podejrzewał, że dam sobie ogolić włosy.

Odważna decyzja.

Kobieta musi mieć włosy bujne, lśniące, pięknie ułożone. Pierwsza rzecz, jaką mężczyzna zauważa, co oddziałuje na jego zmysły, to włosy. Kobieta nagle pozbawiona tego atrybutu jest naga. Włosy potrafią zakryć mankamenty kształtu czaszki i nasze uczucia. Ale moja Gerda godnie nosi swoją głowę, staje się piękniejsza, bardziej wartościowa niż wcześniej. Wiele kobiet znajduje mnie bardzo ładną, słyszę: "Jezus Maria, jakie to wspaniałe".

Wizerunek! Wkurza mnie wymazywanie każdej zmarszczki, upiększanie ludzi, robienie głupich, przymilnych min i stwarzanie w wywiadach wygładzonej historii człowieka. Nie zgadzam się z tym i to nawet mnie prowokuje do coraz gorszych i brzydszych zachowań. Może dlatego chcę być w pewnym sensie odrażająca, brzydka, zła. Po to, żeby zburzyć ten kiczowaty cukierek, który się wszędzie panoszy.

Kiedy zaczęła Pani tak myśleć?

Zawsze tak myślałam. Ale do silnej akcji sprowokowały mnie fenomenalne propozycje reżyserów do bardzo odważnych ról, które przełamują fale wszechogarniającej głupoty.

Gosia w "Ajlawju", gdzie kobieta nie mogła sobie poradzić z życiem i miłością do mężczyzny, jest uzależniona od alkoholu i się zatraca. W zamyśle Gosia nie była równoznaczna z Adasiem Miauczyńskim. Ale po skończonym filmie Marek Koterski powiedział: "Twoja Gosia przekroczyła moje wyobrażenia, wyszła poza to, jaki film miałem w głowie".

Coraz więcej jest pełnoprawnych ról kobiecych. Do tej pory kobiety były dopełnieniem męskiego świata, jak w życiu: mężczyzna ma samochód, kobietę i ewentualnie dzieci. Ktoś w filmie musiał prowadzić dom, urodzić dzieci, więc pojawiała się kobieta.

Nie wstydzi się Pani odsłonić siebie, grać brzydką?

Zawsze taka byłam, tylko nie mogłam tego pokazać. Aktorzy są wpychani w kanony, sami siebie też wpychamy w szuflady, gdy nie jesteśmy otwarci i następną rolę gramy tak samo, bo nam dobrze wyszło, bo jest bezpiecznie.

Oczywiście nie chcę być "stara, brzydka i gruba". Chcę prawdziwie mówić o emocjach i prawdach ludzkich. A żeby być prawdziwa jako aktorka, nie mogę wymyślać wizerunku, zrobić operację plastyczną i udawać, że mam 30 lat. Aktorki hollywoodzkie zatrzymały życie, pojawiła się rasa kobiet po liftingach i bez wieku. Michelle Pfeiffer i Meg Ryan są w moim wieku albo starsze, a grają kobiety 30-letnie. A kto ma grać kobiety, które urodziły dzieci i mają 45, 50 lat? Nigdy tyle nie grałam co teraz. Dzięki Bogu u nas Danuta Stenka nie gra młodszych, Krystyna Janda gra w wieku, w jakim jest. Tak samo Jadwiga Jankowska-Cieślak.

Akceptują siebie?

I dlatego grają. Te, które nie akceptują, choć wspaniale wyglądają, zatrzymują się. Taka nie zagra matki, mimo że przyznała się do wieku. Są ofiarami wizerunku własnego czy zbudowanego przez media, który trzeba odrzucić, bo to koszmarna maska w stylu amerykańskim. Nie mam nic przeciwko narodowi amerykańskiemu, to szybki naród, w dodatku mój mąż jest Amerykaninem. Ale z Hollywood - przed którym nisko chylę czoła, bo jest mekką świata filmowego - pochodzi kult młodości, który rozszerza się na cały świat i doprowadza ludzi do wariacji, chorób, braku akceptacji. Wizerunek to barachło, ludzie stwarzają kalki.

Łatwo przychodzi Pani wulgarność na scenie?

Wulgarność? Nie sądzę, żebym kiedykolwiek była wulgarna. Ale o jakich rolach pan myśli?

Choćby monodram "Badania terenowe nad ukraińskim seksem".

Że są przekleństwa? Przyjaciel z Ukrainy mówił, że u nich intelektualiści przeklinają najbardziej. Dotknęło mnie to, co pan powiedział. Wydaje mi się, że dobrze oddałam postać intelektualistki. Nie chciałam używać słowa 'kurwa', które w tłumaczeniu często się pojawiało. Wolałam uciec w określenia zrozumiałe, ale nie wulgarne. I nie używam 'kurwa', tylko "pizdiec".

A sceny, gdy bohaterka wspomina facetów, z którymi uprawiała seks?

Nie mam poczucia, żeby to było wulgarne. Wydaje mi się, że jest prawdziwe. Ludzie rzadko pokazują, jacy są naprawdę.

Jakie punkty wspólne ma Pani z autorką i bohaterką "Badań terenowych..." Oksaną Zabużko?

Ona odniosła sukces, z którym nie potrafi sobie poradzić, bo wlecze za sobą ogon prowincji, czyli Ukrainy. W tym sensie mnie czy Polskę możemy z tym utożsamić, w zestawieniu z wielkim światem wleczemy piętno zapyziałości.

W jakimś momencie gra Pani tam siebie?

Nigdy nie gram siebie. Choć na scenie przypomniałam sobie to, co może chciałam wymazać z pamięci. Oksana Zabużko pisze: "Tylko w dzieciństwie tkwi prawda, nim jedynie warto mierzyć swoje życie. Jeśli potrafiłeś nie zadeptać w sobie tego dziecka, tej dziewczynki, która stała pośród jesiennej alei, tego chłopczyka, co to stał z kijkiem na wygonie, oszołomiony rozlanym na horyzoncie purpurowym złotem zachodu...". W spektaklu są wykorzystane moje prywatne zdjęcia, gdy jako mała dziewczynka stoję w parku w łazienkach.

Kiedy byłam dzieckiem, pytałam: 'Mamusiu, tatusiu, dlaczego wyście mnie zostawili w parku samą?'. Nie rozumiałam, że rodzice są po drugiej stronie aparatu i robią zdjęcie, czułam się opuszczona. Oksana pisze, że dziecko wzrasta w poczuciu niekochania, braku zainteresowania ze strony rodziców, co składa się na samotność i ma wpływ na późniejsze życie.

I pisze też, że zawsze miała, jak to nazywa, imperatyw wyrwania się. Uświadomiłam sobie, że ja też przez całe życie chciałam się wyrwać - z Polski, z Warszawy, z domu rodzinnego, do świata.

W 1981 roku zdałam do szkoły teatralnej, 13 grudnia wybuchł stan wojenny, a 14 grudnia po raz pierwszy miałam wyjechać za granicę, do Londynu. Tę podróż od miesięcy przeżywałam, miał to być mój pierwszy krok do wyrwania. Stan wojenny spowodował we mnie jeszcze większą chęć wyrwania się i przez całe studia marzyłam, że zrobię karierę międzynarodową. Chciałam grać za granicą w innych językach, już wtedy dobrze znałam angielski i francuski. Dlatego zawalczyłam i dostałam stypendium we Francji.

Autorka "Badań..." walczy o przetrwanie w Ameryce. Czy Zabużko nie wie czegoś, co wie Figura ?

Zabużko miała w Ameryce sukces, była profesorem na uniwersytecie, mówili jej: "Jesteś wspaniałą poetką". Mimo to wszystko u niej jest ogarnięte katastrofą i porażką, z samotności i tęsknoty za mężczyzną nie potrafi swojego sukcesu docenić. Mnie udawało się przetrwać dzięki rodzinie i pracy w Polsce. Ale nie potrafiłam przekroczyć bariery języka, w moim angielskim i francuskim pozostaje akcent. Byłam blisko sukcesu w Hollywood, ale zawsze czegoś zabrakło. Autorka żyje, cieszy się zdrowiem, a jej bohaterka popełnia samobójstwo. I ja wielokrotnie byłam w rozpaczy, na granicy, ale nie z powodu facetów jak Oksana. U niej punktem ciężkości, co mnie denerwuje w tej postaci, są faceci. U mnie jest inaczej, choć kocham wspaniałych facetów, kocham też wspaniałe kobiety (śmiech), ale mam tę cechę, że wszystkich okropnych odrzucam. Mnie w Stanach nie pozwalała przetrwać rozpacz. Ona się brała z beznadziei, życie nagle stawało się bez sensu.

Bo?

Wszystkie wysiłki na nic. Dziś wydaje mi się już abstrakcją, że ja mogłam się załamywać. Kolejny raz szłam na casting, a ktoś mi mamił oczy: "Jesteś wspaniała, świetnie to zrobiłaś". Idę na kolejne zdjęcia próbne i jeżeli znów jestem wspaniała, to dlaczego później do niczego nie dochodzi? Bo jest wspaniała Juliette Binoche, która dostaje rolę dlatego, że jest Francuzką w Ameryce, a ja jestem Polką w Ameryce. I Polska w Ameryce nikogo nie interesuje, a Francja tak. To była historia polskiej prostytutki w Paryżu według Henry'ego Millera. Na zdjęciach próbnych reżyser Mike Figgis zachwycił się, że mówiłam z akcentem i miałam za sobą studia aktorskie w Paryżu. Ale okazało się, że Juliette Binoche jest tym zainteresowana. Wprawdzie jeszcze nie miała Oscara, bo mówimy o 1991 roku, ale to już była wspaniała Juliette Binoche i przede wszystkim Francuzka. Z korzeniami polskimi.

Może dla nich była idealna?

Tak, to wkrótce zaowocowało Oscarem. Ale nie mam żalu, to była szkoła życia, która mnie umacniała. Mimo że przeżywałam momenty całkowitej rozpaczy i zatracania się. Ciągnęło mnie do ludzi, o których wiedziałam, że z nimi mogę się całkowicie zatracić, nawet przekroczyć śmiertelną granicę. Bo ja zawsze byłam o krok. Ciągle mi się coś nie udawało.

Dlaczego nie zrobiłam kariery w Hollywood? Proste, kariera w Hollywood jest praktycznie niemożliwa. Niektórym się zdarza, ale to zbieg kosmicznych sytuacji (śmiech). Żeby w Hollywood zrobić karierę, trzeba tam pojechać bardzo młodym. Mimo że myśleli, że jestem młodsza, miałam 29 czy 30 lat i na Hollywood byłam staruszką (śmiech).

Jak Pani sobie radzi z porażką?

W tej chwili jestem bardzo mocna.

A gdy zabrakło akcentu na castingu do "Draculi" Coppoli?

Wtedy sobie bardzo źle radziłam.

O Jezus, jechałam samochodem, był skręt w lewo i nagle ściana domu. Byłam po kolejnym castingu i myślałam: "Kurczę, a może by wjechać w tę ścianę?". Przychodziła następna propozycja, a to, co ze sobą wyprawiałam, rzutowało na mój wygląd. Bo szłam na zdjęcia, a mój rozchybotany stan pracował przeciwko mnie. Nie można nagle wziąć prysznica, pojechać do Spa, wyczyścić się i 'jestem normalną i czystą osobą'. W Ameryce tak robią - parę operacji plastycznych i jestem świeża, młoda, mam dziesięć lat mniej. Ale to nie ja - zaczęłam rozmawiać z przyjaciółmi, mądrymi ludźmi, czytałam i pisałam. Uznałam, że to, co przeżywam, już jest sukcesem. Pomyślałam: "Jestem w takim stanie, wyglądam, jak wyglądam, bo przeżyłam, co przeżyłam, i jeżeli dalej chcę być aktorką, muszę z tego zrobić użytek".

Przy okazji: niedawno na przedstawieniu"'Badania terenowe nad ukraińskim seksem" ktoś ukrytą kamerą zrobił zdjęcia, gdy pod prysznicem próbuję popełnić samobójstwo i przez ułamki sekund na wyciemnionej scenie jestem nago. Widzowie zapłacili za bilety i nie mogą tego dojrzeć, a cała Polska na zdjęciach zobaczyła.

Koszty wpisane w zawód.

Szerzenie głupoty i sensacji. Publiczność na tym przedstawieniu zastanawia się nad sensem istnienia. A co przyniosą moje nagie zdjęcia opublikowane w tak straszliwym nakładzie? Gdy przed laty pozowałam do Playboya, dostałam pieniądze, została podpisana umowa, że się rozbieram przed kamerą. Zdjęcia do Playboya służą uprzyjemnieniu życia. A w Fakcie są wyrwane z kontekstu spektaklu, który opowiada o zupełnie innych rzeczach niż ta golizna. Gdyby się zwrócili: "Płacimy za pani zdjęcie ogromną sumę i chcemy ją przekazać na fundację Mam Marzenie, której jest pani ambasadorem", wtedy bym się zastanawiała. Fundacja realizuje marzenia dzieci z chorobami zagrażającymi ich życiu.

Skąd pomysł na współpracę z fundacją?

Zwrócił się do mnie Piotr Piwowarczyk, który kilkanaście lat spędził w Stanach i był wolontariuszem w fundacji. Założyła ją matka chłopca, którego marzeniem było zostać oficerem policji. Gdy stan chłopca się pogarszał, została zorganizowana ceremonia pasowania go na oficera i na jeden moment swojego życia stał się policjantem, a cztery dni później zmarł. Gdy dwa lata temu Piotr z tym projektem przyjechał do Polski, nazwał ten pomysł "Mam Marzenie". Potrzebował znanej osoby, która dla mediów byłaby twarzą fundacji. Realizuję w tym filozofię życia, to moja wiara.

Powiedziała Pani kiedyś: "Nasza kultura, moralność polega na budowaniu poczucia winy".

W chrześcijaństwie jest mi najbliższa - bo we mnie głęboko osadzona, tak zostałam wychowana - miłość do bliźniego. Czyli akceptuj świat wokół siebie. Bądź lojalny. Dziel się, wspieraj innych. Grzech wstawiam w wielki cudzysłów. Mimo że jestem katoliczką, jestem za absolutnie pełnym równouprawnieniem upodobań seksualnych i miłości. Mamy prawo do kochania, jak chcemy, i to istotna część mojej filozofii.

Jaka to religia i jaki Bóg?

No, mój. Mój wiek - 44 - skłania do myśli filozoficznych. Zjadłam zęby na życiu - na miłościach, samotności, chorobie, traceniu najbliższych, obcowaniu ze śmiercią, której się boimy. Dążyłam do zrozumienia śmierci i odnajdywałam to w buddyzmie, w książkach Dalajlamy.

Jakiś czas temu wspominała Pani: "Uprawiałam seks przypadkowo, były balangi, znikałam z domu w Hollywood na dwa tygodnie i nikt nie wiedział, co się ze mną dzieje...".

Dzisiaj może mi się to wydawać porażające. Już o tym nie pamiętam, może nie chcę pamiętać albo wystarczyło mi wtedy, nasyciło mnie.

Dlaczego dzisiaj może przerażać?

Bo nagle o tym słyszę, a mam dwie córeczki i syna, dorosłego mężczyznę, skończył 18 lat. Czuję się na miarę swojego wieku - matka trojga dzieci, poważna osoba. Gram coraz bardziej zwichrowane, szalone postaci, ale nie w takim sensie, jaka byłam wtedy. Takiej Figury już nie ma. Została w pociągu, który pojechał.

A bagaż?

Został tutaj, tej Figurze, ale nie ciąży. Właściwie poczytuję to za skarb. Nie znaczy to, że sobie wszystko wybaczyłam.

Zbierałam jednak doświadczenia, co potem daje możliwości, by dobrze grać. Gdzieś się strasznie złachałam albo przeżyłam największe upokorzenie i to mi pozwoli dziś wiarygodnie zagrać. Nie jest tak, że aktor wszystko stworzy przy stoliku, na sucho. Nasza pamięć widzi: "Wtedy poszłam i przespałam się z tym facetem, wciągnęłam go i jak to na mnie wpłynęło?". Że przez dwa tygodnie miałam chandrę. I wykorzystuję tę chandrę, myśląc o niej, mogę wprowadzić się w taki stan na scenie. To pomocne narzędzie aktora.

Jak Pani mąż reaguje na takie wyznania: "Przestali mi się śnić mężczyźni i seks z nimi, a zaczęły kobiety. A potem pojawiły się w życiu i przeszłam ze sfery fantazji w sferę realności" lub "Spałam z wieloma reżyserami, producentami i aktorami, ale nigdy dla kariery"?

Ale to było długo przed moim mężem. Wie pan, wszystkie wywiady traktuję jako pewną kreację. Dziś to mówię, a jutro mogę powiedzieć, że nieprawda. Gdyby mąż miał zastrzeżenia, powiedziałabym:"To moja kolejna rola: Kasia Figura Dająca Wywiad do Wysokich Obcasów".

A jak na te zwierzenia reagował Pani syn?

Mówiłam, żeby się nie przejmował, bo to nie do końca prawda. Oddzielił mnie jako osobę, która gra te postaci i taka jest dla publiczności, od osoby dla siebie, i to jest fajne.

Wszystko Pani planowała czy rozwijało się naturalnie?

Wszystko zaczęło się w dzieciństwie, ono jest najważniejsze. Miałam potrzebę nierzeczywistości. Ojciec uwielbiał książki podróżnicze i przyrodnicze i prawie mi nie czytał baśni. Wymyśliłam sobie siostrę. I dzieciom w klasie wmawiałam, że moja siostra Małgosia - ja na drugie mam Małgorzata - została porwana przez Cyganów i żyje w taborze. Pisała mi listy, które odczytywałam, i klasa wierzyła.

Jedynaczka ze swoim wyobrażonym światem.

To, że byłam jedynaczką, było powodem frustracji i poczucia inności. Wszyscy w klasie mieli siostry i braci. Mimo że byłam jedynym dzieckiem, w domu nie było rozpieszczania. Całymi dniami biegałam po podwórku z kluczem na szyi. Rodzice od rana do wieczora pracowali.

Co Pani przekazali?

Że muszę mówić prawdę. Tak dzisiaj rozmawiam z moim synem, dzielę się z nim problemami i on nie okłamuje mnie i nie ucieka. Jeżeli nie chce iść do szkoły, bo groziłoby to jakąś katastrofą, oceniamy, czy to możliwe, współpracujemy. Rodzice próbowali wyrobić we mnie otwartość i lojalność wobec drugiego człowieka, zaczynając od siebie.

Ojciec był lekarzem weterynarii, mama ekonomistką i w domu się nie przelewało. Mama pochodzi z Warszawy, ojciec z Olsztyńskiego. Znalazł się w Warszawie z racji studiów, był uczuciowy, ale i surowy i konsekwentny. Mama zawsze stała z boku. Do lat 70. nie mieliśmy telewizora, zresztą inni też nie mieli i pół podwórka na dobranockę szło do sąsiadów, czasem oglądaliśmy przez okno. W pierwszej klasie podstawówki zaczęłam palić papierosy. Chciałam być jak moja mama, która dużo paliła. Rodzice byli w pracy, zakładałam jej szlafrok, w kieszeniach były kawałki papierosów i zapałki, wychodziłam na balkon i paliłam. Zachęciłam innych i pół klasy paliło. Mówiliśmy wierszyk: :"Jedzie pociąg do Berlina i wypuszcza dym z komina". Ale się wydało i ojciec powiedział, że przez trzy miesiące nie będzie ze mną rozmawiał.

Przeżywała Pani?

Koło nas budowali nowy kościół, była wielka księga i skarbonka na datki do Boga. Zaniosłam oszczędności, pomodliłam się i wpisałam: "Boże, obiecuję Ci, że ja, Kasia Figura, do 18. roku życia nie będę palić papierosów". A nie palę do tej pory. Przetrwałam, bo miałam umowę z Bogiem.

Jako nastolatka byłam sucha jak szczapa i wyglądałam jak chłopak. Przez rówieśników byłam traktowana jak młodsza siostra. Że jestem niedorozwój i na podwórku krzyczeli: "Hej, Tereska, z przodu deska, z tyłu deska". Ja też jakiegoś chłopaka chciałam, ale żaden się we mnie nie kochał, bo nie miałam cycków. Nie chodziło o biodra, nie chodziło o miesiączkę, chodziło o te cholerne cycki, które wystają i zaznaczają, że to kobieta. Na początku było mi dobrze, ale w wieku 16 czy 17 lat zaczęły pojawiać się kompleksy. Przełamałam je siłą wewnętrzną.

Jak?

To mistyczny element, w który wierzę. Zaczęłam się modlić do Boga, żeby mi wyrosły piersi, aż mi w końcu wyrosły. Tak naprawdę wszystko jest tutaj, w głowie. Po eksperymencie z cyckami zdałam sobie sprawę, że jeżeli coś zaplanuję i będę konsekwentna, powinno się udać.

Żarliwa wiara.

Tak, i to uruchomiło biologię.

I to jak uruchomiło!

Niestety, w drugą stronę.

Jak to - niestety? Seksbomba.

No niestety, niestety. Bóg przesadził. Męczę się z tym strasznie. Natomiast jestem przeciwnikiem operacji plastycznych, więc sobie ich nie obetnę. A gdy mi urosły, zaczęło być tak, że nie mam nic, tylko piersi i blond włosy, które zresztą nie są moim naturalnym kolorem.

Właśnie od momentu, kiedy zaczęłam postrzegać siebie jako kobietę, zaczęłam tlenić włosy i zawsze już byłam blondynką. I natychmiastowy sprawdzian znalazłam nie w oczach mężczyzn, ale na ekranie i scenie. Ten kierunek nadał Roman Polański, dzieliłam się z nim rozterkami: "Kolejna rola blondynki", a on: "Bierz, jeżeli jest to w miarę napisane, zrób, co możesz najlepszego, bo aktor jak sportowiec - musi grać, a nie latami czekać".

W końcu nie dawano mi już innych ról, jak tylko role głupich blondynek z wielkim biustem. Biust stanął pomiędzy widzem a mną.

Kiedy na spotkaniu z Oksaną Zabużko czytała Pani jej wiersze, kilku panów wzdychało, że Figura założyła czarny golf i nic nie widać.

Nie golf, tylko czarny sweter w serek. A oni się spodziewali, że co? Trudno, najbardziej ekscytujące jest to, czego nie widać. Piersi są też po to, żeby wykarmić dziecko, i one się na coś przydały. Gdy w 1987 roku rodziłam syna, zostałam matką Polką, miałam tak dużo pokarmu, że na moim mleku ściąganym do butelek wychowało się wiele dzieci. Do tej pory nie wiem, ile ich było. Córeczki też karmiłam piersią, Koko była karmiona, nawet gdy byłam w ciąży z kolejną córeczką. Natomiast Kaszmir szybko sama się odstawiła od piersi, jest mięsożerna.

Skąd takie imiona?

Sugestia męża Kaia. Ani imiona anglojęzyczne, ani polskie nam nie odpowiadały. Koko urodziła się w stanie Nowy Jork na dawnych terenach indiańskich i w jednej z książek znaleźliśmy imię nieskomplikowane, które tak właśnie brzmi w oryginale u Irokezów i oznacza noc.

Pojawienie się córek zbiegło się w czasie z ważnymi dla Pani filmami.

Filmy milowe dla mojego rozwoju to "Żurek" w reżyserii Ryszarda Brylskiego, gdzie zagrałam matkę 15-letniej dziewczynki, która urodziła dziecko, i "Ubu król" Piotra Szulkina - zagrałam tam odrażającą, rozmemłaną, groźną Ubicę, która prowokuje Ubu do zamieszania, wprowadza zamęt, brud i wstręt.

Jako królowa Ubica podsuwa Pani Ubu Peszkowi pierś do ssania. Zdaje sobie Pani sprawę, że to jedna z najbardziej oryginalnych scen w polskim kinie?

Leje pan miód na moją pierś (śmiech). Przed rozpoczęciem zdjęć przygotowywałam się do scen. Karmiłam Koko i przypomniałam sobie film o plemionach mongolskich: gdy wojownicy wyruszali na wojnę z inną wsią, przed odejściem stare kobiety, matki i babki, dawały im piersi do ssania. Nic z nich nie leciało, dodawały im ducha walki, siły. Powtarzałam tekst: "Tak, ty król, ja królowa", i myślę: "A jakby mu tak dać wyssać pierś?".

Karmiła Pani dziecko piersią w miejscu publicznym?

Gdy jechaliśmy z Koko do Ameryki, Kai mnie uprzedzał, że mogę dostać mandat do 200 dol., że trzeba chodzić z tym do łazienki. W Europie wystarczy mieć szal czy chustę, żeby nie obrażać publicznego smaku. W Ameryce panuje zwariowanie na punkcie seksu, a coś najbardziej naturalnego - matka karmiąca dziecko piersią - jest zakazane. Tak samo, gdy można pić alkohol w papierowej torebce, żeby nie było widać, że to alkohol. Pełna hipokryzja!

Po "Ubu" czytałem na forum w internecie wypowiedzi, że scena z piersią jest...

...ohydna.

Tak, obrzydliwa i niesmaczna.

Ale ona wcale nie miała być przyjemna ani miła, ani piękna (śmiech). Wręcz przeciwnie, dla mnie to jest o tym, że kobieta wciska truciznę w myślenie człowieka... To był silny środek wyrazu, nie tylko estetycznie, ale i merytorycznie wciskający w fotel. Jako aktorka szukam dla widza takich elementów nieobojętnych.

Niechęć do cielesności to polska specyfika?

Objaw hipokryzji spowodowany religijnym wychowaniem, historią i tradycją katolicko-chrześcijańską. W 2006 roku z tymi tabu próbują się publicznie rozprawić magazyny kolorowe, piszą o seksualności a religii, o duchowości a seksie. Całe szczęście, że w ogóle to przychodzi, choć bardzo późno.

Filmy "Żurek" i "Ubu król" przypadły na okres tuż po urodzeniu córeczki Koko i na nowo byłam szczęśliwą matką. Aleksander, syn z pierwszego małżeństwa, miał 15 lat. Gdy go rodziłam, miałam 25 lat i byłam zachłanna na świat, na karierę i dziecko było nie w porę. Rodząc Koko, miałam 40 lat, chciałam się macierzyństwem cieszyć, nawet brałam pod uwagę, że mogę nie wrócić do zawodu. Gdy byłam z Koko w zaawansowanej ciąży, skończyłam grać w "Hanemannie", adaptacji powieści Stefana Chwina w Teatrze Wybrzeże w reżyserii Izabelli Cywińskiej, grałam Ukrainkę Hankę.Podobnie jak w "Żurku" szorowała Pani podłogę.

To pomysł reżyserki, ale te uproszczenia... Cytuję: "Figura potrafi tylko szorować podłogę i w ten sposób wyrazić tragedię człowieka". Dobrze, żeby było złośliwie - bo lubię się śmiać sama z siebie - właśnie tak, szoruję te podłogi, bo to mój ulubiony środek wyrazu artystycznego. Ostatnio w "Alinie na zachód" szoruję kible, też coś w tym rodzaju (śmiech).

A może wszystko...

...sprowadza się do podłogi? A może to obraz kondycji kobiety w oczach mężczyzn? Hanka w "Hanemannie" próbuje popełnić samobójstwo, wsadza głowę do piekarnika i zostaje odratowana. Z reżyserką miesiącami tę scenę próbowałyśmy, coś było fałszywe i szorowanie podłogi pojawiło się jako "mechaniczna rzecz upokarzająca". Hanka jest na dnie i ta podłoga też jest na dnie. Może być jeszcze drugie dno, pod podłogą. Może mój ulubiony środek artystyczny - szorowanie podłogi - mówi o kondycji kobiet, które grałam, że są tak nisko i głupio umieszczone. Tylko że przy okazji tych ról media zaczynają mnie wsadzać w kolejną szufladę - w estetykę brzydoty. Że to mój celowy zabieg, że teraz będę brzydka. Uwłacza mi to, co napisali w Polityce: "Figura nie chce być piękna, chce być wielka". Do tej pory byłam blondynką z dużym biustem, a teraz co? Jestem łysa, stara i brzydka? Zawsze mnie irytowało przyczepianie etykiet. Czy ja jestem jakimś słoikiem z dżemem, czy raczej z musztardą?

Na zdjęciu: Katarzyna Figura w filmie "Ubu król" w reż. Piotra Szulkina.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji