Artykuły

Produkcyjniak ery wczesnego kapitalizmu

"Kiedy przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" w reż. Romualda Wiczy-Pokojskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Paweł Demirski zrobił w ciągu dwóch lat karierę kto wie, czy nie porównywalną z tą, która 48 lat temu stalą się udziałem Sławomira Mrożka, debiutującego wówczas na scenie "Policją".

Zdaję sobie sprawę z ryzyka tego porównania, ponieważ ono krzywdzi samego Demirskiego. Nie zdarzyło się przecież Mrożkowi, by w ciągu jednego roku wystawiono mu aż trzy zupełnie nowe sztuki, a następnie wydawano je drukiem i zamieszczano w antologiach. Kariera młodego dramatopisarza, o którym trzy-lata temu mało kto słyszał, jest zdecydowanie bardziej błyskotliwa. Demirski przez ten czas stal się najmłodszym kierownikiem literackim w naszym kraju, publikuje, pisze, jego inicjatywą było puszczenie w ruch Szybkiego Teatru Miejskiego mającego bazę w Teatrze Wybrzeże. To w naszym kraju swoista nowość - ale tylko teraz. Podobne zabawy, jak te uprawiane w STM, czyli paradokumentalne montaże sceniczne, pojawiały się w naszym zgrzebnym kraju już w latach 60. Czyli z ulgą możemy stwierdzić: mamy modę retro na scenie.

To zresztą nie jest jej jedyny przejaw, bo najnowsza sztuka Demirskiego wystawiona w Teatrze Wybrzeże przypomina także inną dramaturgię. Gościła ona na naszych scenach na początku lat 50., także występowały w niej fabryki, gnębiona klasa robotnicza wzbudzała podziw i współczucie. Te wszystkie elementy występują w tekście Demirskiego, ale i w reżyserii Romualda Wiczy-Pokojskiego, a także w scenografii Roberta Rumasa, który na scenie w Malarni wystawił imitację suwnicy, a to wszystko każe myśleć o powrocie pewnego kierunku, który zwal się socrealizmem. Ponieważ czasy inne, więc premierę w Wybrzeżu można nazwać manifestacją kaprealizmu.

Nie chciałbym być źle zrozumiany. Sztuka "Jeśli przyjdą podpalić dom, to się nie zdziw" wśród trzech, które dane mi było widzieć w ciągu ostatniego półrocza, zajmuje zupełnie inne miejsce. O ile dramat o Wałęsie wyglądał na dość koniunkturalne uczczenie ćwierćwiecza powstania "Solidarności", "From Poland With Love" uważam za dzieło cynicznie grające na najniższych uczuciach pewnego kręgu odbiorców, a umieszczenie w nim wiersza Różewicza za oburzające nadużycie wielkiej poezji i cudzej twórczości - o tyle ta najnowsza sztuka ma w sobie coś, co może zjednać pewną sympatię dla autora. Jest w niej bowiem moralna niezgoda na świat miażdżący (dosłownie i metaforycznie) w swoich trybach ludzi słabych i nieprzystosowanych, życie sprowadzone do wykonywania upokarzającej i odczłowieczającej pracy. Mówi o bezradności jednostki wobec systemu. Jest w tej niezgodzie coś prawdziwego i szlachetnego, należy jednak przypomnieć, że i to jest konkluzja retro.

Aby się o tym przekonać, wystarczy wziąć do ręki reportaż Krzysztofa Kąkolewskiego o robotnicach Warszawskich Zakładów Telewizyjnych wstających o trzeciej rano, by zjawić się "na fabryce" na szóstą rano, wrócić do domu z perspektywą kilku godzin snu, by o trzeciej rano zacząć ten sam upiorny rytuał. Było to w początkach lat 60., a w latach 70. w słynnej scenie z "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" dolę ludu pracującego pokazał tak samo Stanisław Bareja. Scenka była satyryczna, ale bardzo prawdziwa. Jeśli chodzi zaś o bezpieczeństwo pracy w ustroju socjalistycznym - jeden z członków mojej rodziny chodzi okaleczony do dziś. Rękę pokiereszowała mu 30 lat temu maszyna pracująca w nowoczesnej wojskowej drukarni. W samym środku PRL. Demirski pisze z nienawiścią o Polsce bez perspektyw, smutnej i biednej. Jeszcze dwie dekady temu ona była taka sama: brudna, uboga, o twarzy wykrzywionej nienawiścią walki o miejsce w porannym autobusie, o ochłap rzucony do spożywczego. Z tych porównań wynika jedno: każde pokolenie odczuwa ból z taką samą intensywnością. I boli je mniej więcej to samo.

Przedstawienie w Teatrze Wybrzeże dalekie jest od artystycznej doskonałości, ze schematyczną akcją i figurkami, które większości aktorów nie dają szansy na zagranie czegoś więcej, ma w sobie jednak sceny, które każą sądzić, że Demirskiego stać na więcej niż produkcyjniak ery wczesnego kapitalizmu. Myślę o dwóch rolach: wdowy po zabitym robotniku (Monika Chomicka) i prawniczki dążącej wszelkimi sposobami do "spławienia" natrętnej petentki. Anna Kociarz zagrała postać odpychającą, fałszywie uprzejmą, impertynencką, gdy tylko czuje nadciągające zagrożenie, ale ujawniającą w pewnej chwili, że w czarnej garsonce "deputy" chodzi nie anonimowy funkcjonariusz aparatu, którego nie powstydziłby się sam Kafka, tylko człowiek, który nosi w sobie piekło, i który zdał sobie sprawę z mechanizmów rządzących naszym światem. Te sceny - w przeciwieństwie do reszty, tych niby-naturalnych monologów, protest songów - wnoszą w ten kaprealistyczny spektakl jakieś życie.

Reszta zespołu gra bowiem w stylu, który w prowincjonalnych teatrach odrzucono 50 lat temu jako wyjątkową szmirę. Demirski dokonał fundamentalnego odkrycia - użył pewnego chwytu, którym od wieków posługują się dramatopisarze. Ten chwyt to poczciwy konflikt dramatyczny, starcie racji i intencji, nośnik życia scenicznego świata. Ponieważ o tym chwycie młodzi autorzy zajęci raczej pisaniem scenicznych odezw chyba nie wiedzą - odkrycie, którego w swej sztuce dokonał Demirski ma szansę stać się niedługo czymś w rodzaju przełomu kopernikańskiego. Może od tego zacznie się naprawdę nowa dramaturgia. Czego życzę im z całego serca, samemu zaś Demirskiemu - porzucenia roli Elżbiety Jaworowicz polskiej dramaturgii, zaprzestania inscenizacji reportaży, a budowania własnych fabuł. A także znalezienia własnego stylu. Dwie sceny z jego ostatniej sztuki każą myśleć, że to nie jest niewykonalne.

A tak zwany odbiór społeczny?

Przed spektaklem przyglądam się publice. Za mną siedzi grupa młodych ludzi. Dyskutują o nowych modelach uczesania. Przed spektaklem, który ma być oskarżeniem systemu nad wszystko stawiającego konsumpcję. Coś jednak nie gra w gdańskim teatrze przy Świętego Ducha. Malarnia taka jak była, ale siedzą w niej ludzie, co zaangażowanie społeczne mają gdzieś. I nie wiem, czy to jest dobra wiadomość dla teatru Macieja Nowaka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji