Artykuły

Ich życiem jest sztuka ulicy

Międzynarodowy Festiwal Teatralny BRUK w Gdyni podsumowuje Ilona Truszyńska w Dzienniku Bałtyckim.

Nie potrzebują specjalnych strojów, makijażu, czy orkiestry. Tańcząc są spontaniczni, za podkład muzyczny wystarczą im na żywo tworzone rymy. Ich życiem jest sztuka ulicy. Na trzy dni przenieśli ją na deski Teatru Muzycznego w Gdyni.

Artyści z Polski, Belgii, Niemiec i Ukrainy podczas trwającego w miniony weekend Bruk Festivalu 2006 pokazali sześć przedstawień.

- Przenoszenie sztuki ulicy na prawdziwą scenę zaczęło się tu, w Gdyni od "12 ławek". Jarosław Staniek się odważył, a za nim poszli inni - mówi Iwona Suszycka, tancerka spektaklu "Morosophus" [na zdjęciu]. - My poszliśmy za ideą "do it yourself" (zrób to sam), skrzyknęliśmy się, zrobiliśmy choreografię, a dyrektor Teatru Dramatycznego w Białymstoku stworzył nam warunki sceniczne.

- Każdy dał coś od siebie, bo na co dzień żyjemy tym klimatem - dodaje Anna Andrzejewska, tancerka.

- "Morosophus" to staropolski utwór opowiedziany tańcem, graffiti malowanym na żywo, deskorolką i muzyką graną z płyt winylowych - mówi Tomasz Gilewicz, reżyser spektaklu "Morosophus".

Podczas Bruk Festivalu można było nie tylko podziwiać tancerzy hip-hopu czy breakdance'a. Ukraińska grupa Soul B w spektaklu "Open 24 hours" zaprezentowała wspaniałą dawkę tańca współczesnego z niewielkimi elementami electric boogie i breakdance'a.

- Życie jest jak supermarket. Każdego dnia możemy w nim kupić śmiech, płacz, a nawet miłość, ale w naszych marzeniach tak naprawdę możemy mieć wszystko i to jest ważne - wyjaśnia znaczenie tytułu Kostia Tomilchenko, reżyser spektaklu. - Pracowaliśmy nad tym spektaklem dwa miesiące i występ w Gdyni jest premierą. Myślę, że mieliśmy silne momenty, ale były też i słabsze.

Publiczność jednak premierę przyjęła z zachwytem. Podobnie jak spektakl "Bel Canto", który powstał w Gdyni na tydzień przed Bruk Festivalem. Rosa Mei wraz z grupą Cie 13 na castingu wyłoniła pięciu polskich artystów. Stworzyli widowisko, w którym połączyli operę, beatbox, hip-hop i breakdance.

- To niewiarygodnie trudne show, bo nikt na świecie nie połączył jeszcze tylu różniących się między sobą elementów - mówi Rosa Mei.

Polscy tancerze zaangażowani do "Bel Canta" nie ustępowali w niczym ekipie belgijskiej. Do arii operowych wykonywanych przez Donitę Volkvijn, beatboxu Fabrice Bilomby, dźwięków saksofonu Teddy Guilbaudu i śpiewu Oscara Mienandi wszyscy z powodzeniem wykonywali najtrudniejsze ewolucje taneczne.-

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji