Artykuły

Sztuka, która poszła nie tak. Ale to akurat było zabawne

"Nic nie gra" Henry'ego Lewisa, Jonathana Sawyera i Henry'ego Shieldsa w reż. Stefana Friedmanna w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Milena Orłowska w Gazecie Wyborczej - Płock.

Sobotnią premierę płockiego teatru już sporo osób widziało, bo na dwóch przedpremierowych spektaklach sylwestrowych były komplety, podobnie jak na jeszcze jednym spektaklu przedpremierowym w piątek. Ale tak to już z tą sztuką jest. "Nic nie gra" jest inna niż wszystkie.

Spektakl wystawia bowiem grupa amatorów - konkretnie grupa teatralna wydziału budownictwa płockiej politechniki. Złożona nie tylko ze studentów, swoje role w spektaklu mają nawet wydziałowy asystent, prodziekan, ba, nawet pani dziekan!

Na warsztat wzięli kryminał, "Morderstwo w dworze Haversham". Mieli do dyspozycji niezłą scenografię, sporo próbowali, starali się dopiąć na ostatni guzik wszystkie szczegóły - żeby mocny trunek, o którym mowa w tekście, stał w umówionym miejscu, żeby każdy wiedział, kiedy na scenę wejść i z niej zejść, żeby gzyms nad kominkiem nie opadał, a pies, który występuje w drugim akcie, czekał za kulisami na umówiony sygnał.

Chęci były, zaangażowanie było. A wyszła... katastrofa! Tekst się mylił, gzyms odpadł, podobnie jak podłoga w gabinecie na piętrze, pani dziekan dostała w głowę drzwiami i zemdlała, a zamiast szlachetnego trunku postacie sączyły (z poświęceniem pomieszanym z obrzydzeniem) płyn do mycia podłóg.

Przy okazji wyszło z tego także sporo śmiechu, bo oczywiście to nie byli żadni studenci, żadni amatorzy, tyko prawdziwi aktorzy Teatru Dramatycznego w Płocku pod wodzą Stefana Friedmanna, który spektakl wyreżyserował. I nie żadne "Morderstwo w dworze...", ale "Nic nie gra", angielska komedia do dziś grana z powodzeniem na londyńskim West Endzie. "Nic nie gra" to tak naprawdę sztuka w sztuce - opowiada niby o morderstwie, a tak naprawdę o tym, jak pewna teatralna trupa zmienia przedstawienie w totalną klapę.

Gdy tak oglądałam rozpaczliwie wysiłki grupy "amatorów", by ratować spektakl i by nikt nie zauważył, że psa zabrakło i aktor ciągnie z godnością pustą smycz po podłodze, że zamiast portretu szanownego tatusia wisi na ścianie portret wielce poważnego, ale jednak basetta, że inspektor policji zapisuje swe spostrzeżenia nie piórem w notesie, a kluczem na wazonie - myślałam, jak trudną sztuką jest wystawienie spektaklu, gdzie wszystko by grało. No i oczywiście śmiałam się także, ile wlezie.

Aktorzy są przezabawni, nawiązania do Płocka smaczne, scenografia (autorstwa Jacka Marii Hohensee) wali się z wdziękiem. Żeby nie było tak różowo, dodam, że w drugim akcie tempo nieco siada oraz że przydałby się jakiś mocniejszy akcent na zakończenie.

Jeśli macie ochotę na odrobinę radości w tych naszych smutnych czasach, spektakl wystawiany będzie 19 stycznia o godz. 19 i 20 stycznia o godz. 16, a także 27 stycznia, również o godz. 16. Bilety kosztują 35 i 45 zł.

Sobotni wieczór był także okazją do teatralnej zbiórki pieniędzy w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji