Artykuły

Tychy. "Zapiski z wygnania" w Teatrze Małym

20 stycznia o godz. 17, w Teatrze Małym w ramach "Teatru Konesera" obejrzeć będzie można "Zapiski z wygnania" Sabiny Baral w reżyserii Magdy Umer, z Krystyną Jandą w roli głównej.

Dlaczego "Zapiski z wygnania"?

Dlatego, że Krystyna Janda ma nam w tym spektaklu coś ważnego do powiedzenie. I kładzie na szali całe swoje pracowicie od paru dziesięcioleci zbierane zaufanie publiczności, całą sympatię odbiorców sztuki, dowodów której ma dziesiątki, żeby powiedzieć: tym razem was nie rozbawię. I chyba także nie wzruszę, choć coś drapie w gardle jak diabli, gdy się ogląda ten spektakl. Tym razem porozmawiamy i to bardzo serio.

Janda bardzo rzadko na scenie jest tak skupiona, jak tu. Zwykle uwodzi żywiołowością gry, naturalnością kontaktu z partnerami i tym wspaniałym rozsadnikiem energii - w oku, w postawie, w śmiechu, w tonie głosu - który w parę chwil niweluje barierę między sceną i widownią. Sprawia, że aktorka jest "nasza", cokolwiek by grała. Tym razem tak nie będzie. Nie da się opowiedzieć "ciepło", ani "zwyczajnie" (w takiej "zwyczajności" zawsze jest coś usprawiedliwiającego) o przeżyciach młodej dziewczyny, polskiej Żydówki wygnanej pięćdziesiąt lat temu za granicę przez własny kraj za samo tylko pochodzenie. Nikt jej nie pobił, nie torturował. Została jedynie upokorzona. Do trzewi! I to upokorzenie - całe! - maluje się na stężałej z bólu twarzy wielkiej aktorki.

W tym przedstawieniu opartym na książce wspomnieniowej Sabiny Baral nie ma żadnej wielkiej polityki: że jedna frakcja rządzącej Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej w rozgrywkach z drugą frakcją urządziła antysemicką hecę 1968 roku. Nie ma żadnych ideologicznych dyskusji czy starć, nie ma nawet żadnych obłąkanych teorii o żydowskich spiskach i żydowskich winach. Jest tylko w twardych, krystalicznie prostych słowach pokazany elementarny mechanizm: odgórne przyzwolenie na przemoc zawsze budzi najpaskudniejsze instynkty w ludziach, których normalnie może nawet uważalibyśmy za poczciwych. O tych "niespodziankach" opowiada Sabina Baral ustami Krystyny Jandy. Nie o przemówieniu Gomułki. O lustratorskim wzroku miłych sąsiadów przyglądających się mieszkaniu, które może, po wyrzuceniu Żydów da się przejąć. O mściwej gorliwości celników czeszących bagaże na granicy w Zebrzydowicach tak skutecznie, żeby wygnanym jeszcze na pożegnanie poniszczyć najcenniejsze pamiątki. I o paru innych jeszcze przejawach całkiem niekiedy bezinteresownej nikczemności.

W spektaklu jest miejsce na poezję, ba, na piosenki z epoki. Janda jednak ich nie śpiewa. Tylko nuci, jakby przypominała sobie i nam melodie tamtych czasów. A młodzi recenzenci dziwią się potem, że nawet taki ponadczasowy przebój, jak "W żółtych płomieniach liści" Agnieszki Osieckiej i Andrzeja Zielińskiego krył w sobie delikatne (cenzura!) odniesienie do marcowych wypędzeń. No tak, Osiecka znała gramatykę. Nie popełniłaby przypadkowego błędu. "Wśród ptaków wielkie poruszenie, ci odlatują, ci zostają, na łące stoją jak na scenie, czy też przeżyją czy dotrwają". Kto odlatuje? Proszę nałożyć sobie tę niewinną, liryczną strofkę na tamtą ciężką epokę.

Spektakl warszawskiego Teatru Polonia - który notabene parę tygodni temu wygrał (ex aequo z "Pod presją" z Teatru Śląskiego w Katowicach) jeden z najważniejszych polskich festiwali teatralnych, Boską Komedię w Krakowie - ma mocne zakończenie, gwałtownie zmieniające całą konwencję. To zgrzyt. Rozmawiałem o tym z reżyserką, Magdą Umer. Tak - odpowiedziała - różni ludzie też mi to mówią. Ale zrobiłam to celowo. Uważam, że żyjemy w czasie najpoważniejszych zagrożeń i trzeba przed nimi ostrzegać z taką mocą, z jaką się tylko da.

Rozstrzygniecie Państwo sami, miała rację, czy nie.

Jacek Sieradzki

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji