Artykuły

Co jest pod werniksem

"Vernix. Muzodram warszawski" 5 PO i Studia Teatralnego Koło w Teatrze Małym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Wprawdzie swój nowy muzodram Marcin Przybylski nazywa "Verniksem", a nie "Werniksem", ale o werniks przecież chodzi, wszystko jedno, jak pisany. Tytułowy utwór spektaklu (pióra Przybylskiego, do muzyki Andrzeja Perkmana) oddaje bez wątpienia intencje aktora: "Zdejmę obraz, / fotografię, / obiektywnie / rzucę okiem / w zakamarów kwaśną toń". Zajrzeć w głąb i zatrzymać w czasie, namalować nieprzypudrowany obraz miasta, w którym nie sposób żyć, ale bez którego nie sposób żyć, jak śpiewa w piosence Nahornego i Młynarskiego ("Żyć gdzie indziej nie mogę"). Wszak to nie tylko "Vernix", ale i "muzodram warszawski", grany z towarzyszeniem zespołu 5PO, w którym autor (wykonawca i scenarzysta w jednej osobie) próbuje zgodnie z deklaracją "stworzyć swój własny wewnętrzny teatr" i wyrazić "ducha miasta". I tak rusza w miasto.

Przy czym jest to nie tylko wędrówka po peryferiach i rozmaitych miejscach nieoswojonych, lecz także wędrówka w czasie - dlatego rozpoczyna się od międzywojnia, od szansonisty śpiewającego i tańczącego w słodkim stylu Freda Astaire'a "Hallo, tempo" Petersburskiego i Własta.

Przybylski wielokrotnie zmienia konwencje, prostymi środkami modyfikuje wygląd, z wyfraczonego fordansera przeistacza się w zblazowanego dandysa, a potem outsidera pokpiwającego z otoczenia. Te rozmaite i hojne maźnięcia pędzlem, muzycznie także zróżnicowane i pełne energii, dają wrażenie ruchu, dynamiki z jednej strony, ale oferują też chwile lirycznego wspomnienia i namysłu. Swingujące, jazzowe opracowania, odgłosy miasta, zaskakujące aranżacje znanych piosenek (np. "Przystanek koło zoo" Młynarskiego) i nowe utwory leżą dobrze pod tym werniksem, który zatrzymuje barwny, pociągający, choć czasem dramatyczny i bolesny obraz ukochanego miasta. Aktor sprawdza się warsztatowo, nie tylko wokalnie i tanecznie, lecz także dykcyjnie, np. w popisowym wykonaniu piosenki "Hallo, tempo", powtarzając kolejne refreny w coraz większym przyspieszeniu. Jego muzodram to połączenie dobrego gustu, niezbędnego w takich spektaklach uroku osobistego i dyscypliny - żeby śpiewać tak od niechcenia, trzeba ćwiczeń bez wytchnienia. Po "Bellatrix" artysta zrobił kolejny ważny krok na drodze ku swojemu stylowi i rozpoznawalności. Jest bardzo blisko wielkiego sukcesu. A ten muzodram koniecznie trzeba obejrzeć. Tylko gdzie?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji